Goltzius and the Pelican Company (2012)
Reżyseria:
Peter Greenaway
Scenariusz:
Peter Greenaway
Utalentowany malarz i rytownik, Hendrik Goltzius, usiłuje przekonać margrabię Alzacji do sfinansowania drukarni, dzięki której mógłby wydać erotyczną, obrazkową wersję Starego Testamentu. Goltzius and the Pelican Company to druga część trylogii Greenawaya pt. Holenderscy mistrzowie. (nowehoryzonty.pl)
Obsada:
- F. Murray Abraham The Margrave
- Flavio Parenti Eduard
- Vincent Riotta Ricardo del Monte
- Halina Reijn Portia
- Giulio Berruti Thomas Boethius
- Anne Louise Hassing Susannah
- Lars Eidinger Quadfrey
- Francesco De Vito Rabbi Moab
- Pippo Delbono Samuel van Gouda
- Maaike Neuville Isadora
- Kate Moran Adaela
- Ramsey Nasr Hendrick Goltzius
- Hendrik Aerts Strachey
- Lisette Malidor Ebola
- Stefano Scherini Johannes Cleaver
Greenaway kręcił już lepsze filmy, ale nie w tym tysiącleciu. Cieszy powrót do formy.
Barokowe chędożenie
Możliwe, że widziałam jeszcze mało Greenawaya i nie zdążyłam się nim zmęczyć, a może przemówił do mnie libertyński klimacik podany z przezabawnym holenderskim akcentem. Zrealizowany w podobnej konwencji co "Nightwatching", ale znacznie bardziej pieprzny, doskonale piękny w warstwie wizualnej (i nie piszę tu o rozlicznych golasach), "Goltzius" jest jak na razie moim ulubieńcem na tegorocznym NH. Nie mogę się doczekać filmu o Boschu.
Ja też widziałem mało, a i tak się zmęczyłem ;)
Mnie nie Goltzius nie tyle zmęczył, co zirytował, choć z drugiej strony wczoraj NH mnie zupełnie rozpieściło "Shirley", więc jestem jak najbardziej nieobiektywna.
Uwielbiam stare filmy Greenawaya, na tym prawie zasnęłam w kinie.. Smutne rozczarowanie.
Greenaway dyskutuje, czasem nawet bezpardonowo. Całość naga, czy nie, niesamowicie zrobiona wizualnie. Prawdziwa uczta dla oka.
Zdecydowanie warto dla formy bardziej niż dla treści. Klimatem przypominał mi nieco dzieła Kena Russella.