Good Night and Good Luck (2005)
Good Night, and Good Luck.
Reżyseria:
George Clooney
Film opowiada o nagonce na komunistów (prawdziwych i wymyślonych), której intensyfikacja nastąpiła w Stanach Zjednoczonych w latach 50-tych pod wpływem działalności komisji senatora McCarthy'ego. Dziennikarz Sig Mickelson w swoich cotygodniowych wystąpieniach w TV próbuje dać opór głupocie i cenzurze.
Obsada:
-
Jeff Daniels Sig Mickelson
-
David Strathairn Edward R. Murrow
-
Alex Borstein Natalie
-
Rose Abdoo Millie Lerner
-
Peter Martin Pianist
-
Christoph Luty Bassist
-
Jeff Hamilton Drummer
-
Matt Catingub Saxophonist
-
Tate Donovan Jesse Zousmer
-
Reed Diamond John Aaron
-
Matt Ross Eddie Scott
-
Patricia Clarkson Shirley Wershba
-
Robert Downey Jr. Joe Wershba
-
George Clooney Fred Friendly
-
Thomas McCarthy Palmer Williams
-
Glenn Morshower Colonel Anderson
-
Don Creech Colonel Jenkins
-
Helen Slayton-Hughes Mary
-
Grant Heslov Don Hewitt
-
Robert John Burke Charlie Mack
-
Ray Wise Don Hollenbeck
-
Robert Knepper Don Surine
-
Dianne Reeves Jazz Singer
-
Frank Langella William Paley
-
Simon Helberg CBS Page
-
JD Cullum Stage Manager
-
Peter Jacobson Jimmy
-
John Kepley CBS Lawyer #1
-
David Christian Attorney
-
Joyce Lasley Make-up Girl
-
Felix J. Boyle Prominant Chicagoan
-
Roy M. Cohn On sam
-
Joseph Dowd Reporter
-
Robert F. Kennedy On sam
-
Joseph McCarthy On sam
-
John L. McClellan On sam
-
Katharine Phillips Moser Jesse's Wife
-
Bruna Raynaud Sig Mickelson's Wife
-
Adam Richardson Man Smoking Outside CBS Studio
-
Joseph N. Welch On sam
Dobry film. A tematyka wciąż aktualna...
Film dobry, jednak końcówka mi się nie podobała.
No proszę, Clooney potrafi reżyserować.
Całkiem porządny film o (prawie) współczesnym polowaniu na czarownice. Udało się przywołać charakterystyczny klimat lat 50. Aktorsko bardzo dobrze, kręcenie w czerni i bieli i umiejętnie wykorzystywane cienie dały fajny efekt, przez co film kojarzył mi się trochę ze starym Noirem. Do tego bardzo przyjemny, jazzowy soundtrack.
A tak swoją drogą - gdyby Bareja urodził się w Ameryce, też znalazłby sporo materiału do swoich filmów
To już drugi dobry film wyreżyserowany przez Clooneya. Oba bardzo w moim stylu.
Świetny film, stylizowany na czasy, o których opowiada, nawet rezygnacją z kolorów. I o coś w nim chodzi, co wyraźnie było czuć zwłaszcza w latach rządów ostrych konserwatystów zarówno w USA jak i w Polsce. Ale ponieważ jest precyzyjnie zbudowany, można go pewnie chłonąć i dziś.
W sumie inteligentny i nieźle zagrany, ale jakoś bez napięcia.
Najbardziej przypadły mi do gustu sceny, które w innych filmach są wycinane, czyli te, w których pozornie nie dzieje się za wiele, na czele z oczekiwaniem na plik gazet z recenzją, Ed Murrow przenikliwie obserwujący dyskusje swoich kolegów czy też zachowanie Murrows'a tuż przed i po programie.
To czarno biała opowieść o tym, czym media mogły być, a czym obecnie się stały. O tym, że są potrzebne, a ludziom trzeba też pokazywać, to co oglądać powinni.
Doskonała muzyka jest tu komentatorem.
Doskonałe kino, każde słowo scenariusza wydaje się niezbędne
Potwierdzam, świetne kino. Oglądałem z wypiekami na twarzy. Niesamowite, że można w XXI wieku zrobić film, w Hollywood, który jest czarno-biały, kameralny -- właściwie ogranicza się do serii monologów, a jednocześnie tak bardzo wstrząsający i oddziałujący na widza.
Zarówno historia (oparta na faktach) dziennikarza samotnie sprzeciwiającego się szalonej fali maccartyzmu, jak i sposób jej opowiedzenia -- na medal.
Wszystko prawda - ja jednak ocenę 10 rezerwuję dla filmów wybitnych, a sądzę, że ten nie stanie się klasyką.
Ja również. Temu dałem 7/10.
Ja tego filmu nie "kupiłem": Dla mnie był zbyt "amerykański", w sensie - wtopiony w tamte realia. Jakoś nie poczułem tej "grozy maccarthyzmu". Fajnie natomiast, że dzięki "GNaGL" odkryto tzw. szerokiej widowni talent Davida Strathairna. Rewelacyjna kreacja.
Ja jakoś w tym samym czasie czytałem "Wyszłam za komunistę" Rotha, dokładnie o tych właśnie czasach. Jakoś byłem więc w temacie i dzięki temu film potrafił mnie poruszyć. Faktycznie dla kogoś kto nie wie nic o maccartyzmie może to nie być film ciekawy. Podobnie jak, przykładowo, film o polskim Stanie Wojennym dla przeciętnego Amerykanina.
"Coś" o maccartyzmie wiem. Chodzi mi o to, że w "Good Night..." ta jego groza była mało dla mnie przekonująca
Jeżeli w napięciu trzyma rozmowa między dwoma ludźmi, to ja to nazywam świetną reżyserią i scenariuszem. Good night, and Good Luck jest filmem praktycznie perfekcyjnym.
Umęczyłam się strasznie.Chyba każdy kraj ma sprawy które wymagają wyjaśnień-USA ma takie.Zimna wojna, strach przed czarnym ludem(czt.komunista).Lubię filmy przegadane ale ten był chyba za bardzo,a może powinnam to obejrzeć ponownie?A może trochę za wolno toczy się akcja?Jeśli mam oceniać pod względem technicznym to chyba nie mam nic do zarzucenia.Dobry montaż,klimat epoki, archiwalne zdjęcia doskonale wpasowane w film,dobra obsada,dym z papierosów(teraz niedopomyślenia)na wizji.Pomyślę o bisie
Film na konkretny temat (maccartyzm), świetnie zagrany i to w dodatku dokładnie w stylu z lat 50-tych.
Naprawdę niezły. Niby pada w nim sporo oczywistości, ale w hollywoodzkim filmie brzmią one naprawdę... zaskakująco. No i przede wszystkim świetny technicznie - aż miło popatrzeć.