Aż dziw, że tak późno ktoś wpadł na pomysł wykorzystania zombie do poważniejszej opowieści o śmierci za życia. Film oglądało się dobrze, ale wydaje mi się, że jednak nie wykorzystano całości potencjału, jakby reżyser nie mógł się zdecydować, czy chce kręcić film o perypetiach zombie, czy metaforę społeczną. I nie bardzo rozumiem, po co to zakończenie rodem z Frankensteina...

Turpistyczny film o samotności, przemijaniu i wszechobecnym rozkładzie. Z pewnością nie poprawi nastroju i nie pomoże zatrzymać w żołądku obiadu, jest przykry i dojmujący. To jego wartość. Take it or leave it.

Kluczy interpretacyjnych do filmu Sebastiana Hofmanna jest zatrzęsienie. "Halley" może być odczytywany jako film o kulcie młodości, społecznym wykluczeniu, emocjonalnej oziębłości itd.. Jednak brak jasno określonego tematu powoduje, że po seansie pamięta się przede wszystkim larwy i skórę schodzącą wraz z podkoszulkiem. W moim odczuciu tego rodzaju widoki nie zostały zrekompensowane niczym interesującym.

Etam, to Ty mi o larwach przypomniałeś. ;) Udało mi się je skutecznie zapomnieć i w pamięci zostały mi tylko Istotne Znaczenia.

Aleś maruda, normalnie fajowy film. Nie licząc jakiegoś z księżyca (a raczej z lodowca, hehe) zakończenia, wszystko ma tu swój sens i uzasadnienie. Choć osobiście przez większość filmu głównie zastanawiałam się, dlaczego pan trup nie spał w lodówce, bo przecież nic tak dobrze nie konserwuje martwego ciała jak ujemna temperatura!

No zakończenie jest wyraźnie z "Frankensteina" Mary Shelley. Po tym co stracił nie miał już czego szukać w meksykańskim społeczeństwie ;)

Psycho horror o rozterkach zombiaka spowodowanych gniciem nie zdarza się zbyt często. Estetyczne cacko.

Uciekinier
lapsus
dcd
dcd
annemily
verdiana
Afonia
psubrat
dobi
doktorpueblo
Esme