Może pora z tym skończyć (2020)
I'm Thinking of Ending Things
Reżyseria:
Charlie Kaufman
Niestety, ten film nie ma jeszcze porządnego opisu.
Spróbuj na IMDb.
Obsada:
- Jesse Plemons Jake
- Jessie Buckley Young Woman
- Toni Collette Mother
- David Thewlis Father
- Guy Boyd Janitor
- Hadley Robinson Laurey / Tulsey Town Girl 1
- Gus Birney Aunt Eller / Tulsey Town Girl 2
- Abby Quinn Tulsey Town Girl 3
- Colby Minifie Yvonne
- Anthony Robert Grasso Diner Manager
- Teddy Coluca Diner Customer
- Jason Ralph Yvonne's Boyfriend
- Oliver Platt The Voice
- Frederick Wodin Dancing Janitor
- Ryan Steele Dancing Jake
- Unity Phelan Dancing Young Woman
- Monica Ayres Old Woman
- Varvara Cardenas
- Dj Nino Carta Saxophone Player
- Julie Chateauvert Happy Diner Wife #2
- Liggera Edmonds-Allen Violist 2
- Brooke Elardo Student
- Austin Ferris Elderly Audience Member
- James Glorioso Jr. Janitor
- Thomas Hatz High Schooler
- Dannielle Rose Diner Customer
- Kamran Saliani High School Student
- Albert Skowronski Diner Guest
- Ira Temchin Diner Patron
Mam duże braki w filmografii Kaufmana, więc nie wiem, na ile to jest dla niego typowy film. Na pewno udaje mu się dowieść tu jednego - że kino to sztuka obrazu, nawet jeśli trafiają się wyjątki pokroju "Locke", w którym bohater nic tylko jedzie samochodem i gada. Tutaj też gadają w samochodzie, ale jest to przeważnie tylko męczące. Dopiero gdy się z niego wysiada, zaczynają się dziać rzeczy interesujące - operator może sobie nieco pohasać, a widz pooglądać śmieszno-straszne sceny z udziałem wspaniałych Collette i Thewlisa. Ogólne wrażenie jest na tyle intrygujące, że zastanawiam się nad sięgnięciem po "Anomalisę" lub coś jeszcze wcześniejszego, ale żeby komuś polecić, to już niekoniecznie.
W pewnym momencie byłem pewien że skończy się jak w Get out! A okazało się że to o życiu jest.
Ech, dobrze, że się w ogóle kończy... Nawet fajnie zagrane, a te długie momenty, kiedy w zasadzie nic się nie dzieje, ale gadają, są także strawne, o dziwo. Natomiast bez poznania klucza do odczytania, całość się rozpada. Są też zupełnie kiepskie sceny, których nawet klucz nie broni, jak balety albo śpiewogra. Ciekaw jestem, czy ktoś wymyślił klucz samodzielnie (ja utknąłem gdzieś po drodze). Poza tym to jednak dobry znak, że Netflix wpuszcza także nad-ambitną twórczość, ostatecznie nikt nie każe tego oglądać, a serialików dla rozrywki jest mnóstwo dla chętnych. Zaskoczyło mnie tylko jak ten film podzielił publiczność i krytykę - jakby nagle krytycy zapomnieli, że komunikatywność też jest ważna, a pretensjonalność w sztuce to nie jest zaleta.