Inland Empire (2006)

Reżyseria: David Lynch
Scenariusz:

Nikki Grace i Devon Berk to aktorzy zaangażowani w najnowszy projekt reżysera Kingsley'a Stewarta pod tytułem "On high in blue tomorrows". Scenariusz został oparty na cygańskiej legendzie z Polski i jest uważany za przeklęty, gdyż kilka lat wcześniej, podczas próby produkcji, dwoje głównych aktorów zostało zamordowanych. To jednak nie zniechęca Kingsleya, który głęboko wierzy, że ta produkcja przyniesie mu wielką sławę. Tymczasem Nikki i Devon przekraczają linię czystych relacji aktorskich i stają się kochankami. Wtedy zacierają się granice między światem realnym a fikcją filmową...

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Po wyjściu z kina nie wiedziałem do końca gdzie się znajduję i jak się nazywam. Poważnie...

Najdziwniejszy film Lyncha, przynajmniej od czasu Głowy do wycierania. Odpadłem. Przepis na Inland Empire: weź Mulholland Dr., wyrzuć logikę i ładne zdjęcia, wydłuż do 3 godzin, dodaj króliki.

Początkowo dziwiły mnie nielynchowskie zdjęcia, ale chyba oto chodziło, bo obraz pochłonął mnie totalnie. Znowu reżyserowi operacja się udała.

Za bardzo przekombinowane kino nawet jak dla Lyncha.

Kto wytrwał do końca-ręka do góry, kto zrozumiał-noga do góry. Wiem, że był początek i koniec ale po co był środek? Jak gasły światła była prawie cała sala,po ponownym zapaleniu świateł liczebność oglądający dramtycznie zmalała-pozostało tak +/- 1/3 sali ale raczej "-"niż"+" .Ja wytrwałam-ale czułam się jak Nikki Grace w ostatniej scenie filmu-taka bezdomna,zagubiona,pusta.Może o to chodziło??Ach-zapamiętałam Karolinę Gruszkę-wielka szkoda że tak jej u nas mało-ładna,zdolna,kreatywna.Cóż....

Ja wytrwałem i się nie wstydzę ;) Czy zrozumiałem? Nie wiem. Jak zwykle po prostacku - to film o tunelach w czasie i przestrzeni. Resztę dośpiewują emocje, czyli wyrazy, które nie istnieją.

Ja też się nie wstydzę, wśród moich kinomaniakowych zanjomych mój wyczyn był swego czasu szeroko komentowany :D

Nie wiem o co chodzi w tym filmie, ale obejrzenie go jest ciekawym doświadczeniem. Mulholland drive jest łatwiejszy w obsłudze.

Ja też mało zrozumiałem, ale to nie znaczy, że znaczeń tam nie ma. Po prostu Lynch przesadził z poziomem komplikacji. Czytałem kiedyś na imdb czyjąś rozkminkę tego filmu i miało to ręce i nogi. Pamiętam, że autor porównywał film do płyty gramofonowej (to zdaje się motyw, który pojawia się wprost w filmie?) i jakoś pokazywał, że historia zapisana jest na takich samych zasadach (ale być może płyta przeskakuje, hmm.. nie pamiętam, dawno to czytałem). Anyway, ja tam Lyncha lubię oglądać nawet jak nie rozumiem, a do filmu jeszcze na pewno wrócę i może za drugim razem uda się wykumać więcej. A jak nie, to za trzecim, czwartym... :)

Nie rozumiem i... szczerze, nie za bardzo chcę to zrozumieć. Uważam Lyncha za zacnego reżysera i nie odbieram mu wizji, którą w tym filmie zawarł, ale do mnie to zupełnie nie przemówiło. W zasadzie, mógłbym spokojnie dokończyć film, gdyż ogląda się go całkiem dobrze, jednak.. po co?

intrygujący, jeszcze większa jazda niż w mulholland drive. Oglądałem 4razy i to mało. Za każdym odkrywam nowe związki w filmie.

Jeden z dziwniejszych filmów Lyncha, ale i tak rewelacyjny.

Nie rozumiem powodów, dla których ten film spotkał się z tak złym przyjęciem. Jasne, Mullholland Drive jest lepsze, ale "Inland Empire" niczego nie brakuje. Powiedziałbym nawet, że gdyby nie trwało trzech godzin i "polskie" fragmenty były lepiej udźwiękowione, to jakościowa różnica byłaby minimalna. Może i wizualnie to mało lynchowskie kino, ale klimat jest świetny. A że pokomplikowane to niemożebnie, to już insza inszość.

Danielito
fender
bartje
aetachiarr
Dariusz3614
MureQ
jakilcz
inheracil
Oversoul
dcd
dcd