John Carter (2012)

Reżyseria: Andrew Stanton

"John Carter" to zrealizowany z niezwykłym rozmachem film, którego akcja rozgrywa się na tajemniczej planecie Barsoom. Jest ekranizacją klasycznej – choć znanej głównie w Stanach Zjednoczonych – powieści Edgara Rice'a Burroughsa, autora serii książek o Tarzanie. John Carter (Taylor Kitsch) to młody weteran wojny secesyjnej, który w niejasnych okolicznościach trafia na obcą planetę. Tam zostaje uwikłany w wielki konflikt między tubylcami, Tarsem Tarkasem (Willem Dafoe) i księżniczką Dejah Thoris (Lynn Collins), która desperacko potrzebuje jego pomocy. W świecie na skraju zagłady, Carter odzyskuje wiarę w siebie i rozpoczyna walkę, od której zależy los Barsoom i jej mieszkańców. Jednak aby im pomóc, musi najpierw zrozumieć ich naturę. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

W kwestii fizycznego realizmu tego filmu (a autorzy próbują go przedstawiać jako w miarę realny) mogę powiedzieć tylko tyle - czy jesteście wstanie rzucić 20 kilogramowym na 500 metrów?... Fabuła mało oryginalna, świat bardzo pobieżnie zarysowany.

Studio Disneya próbuje stworzyć nowego chwytliwego bohatera, bo Jack Sparrow już się trochę przejadł. Czy wystarczy wziąć Star wars, Avatara, Diunę i wymieszać?. Nie wydaje mi się.

Fajne, nie silące się na nic, okraszone świetnymi efektami specjalnymi i nakręcone w dużej mierze w prawdziwych plenerach amerykańskiego stanu Utah (jezioro Powella, pustynia Moab, Hanksville, Big Water) kino rozrywkowe. Zupełnie nie rozumiem osób, które zarzucają tej opowieści wtórność, porównując ją do hitów science-fiction ostatnich dziesięcioleci. Wszak książka Edgara Rice'a Burroughsa, której „John Carter” jest (względnie wierną) ekranizacją – „A Princess of Mars” – została wydana w 1917 roku. Więc co tu jest wtórne? „John Carter” czy „Gwiezdne wojny”, „Diuna” i „Avatar”? Odpowiedź na pytanie, czy Taylor Kitsch zostanie gwiazdą kina akcji, brzmi: niewykluczone. Johna Cartera zagrał przyzwoicie, wykonał też 98% scen kaskaderskich. To, co najbardziej ucieszyło mnie w filmie Stantona, to dbałość o szczegóły (ożywienie języka Tharków, wzorowanie starożytnego pisma na śladach odkrytych na powierzchni Marsa itd.) i widok Jamesa Purefoya i Ciarána Hindsa, który przypomniał mi o „Rzymie”.

nie! i ty temu uległaś!

Ale co w tym złego? :)

Jesteś niczym miliony Amerykanów pędzących do kin!

Mimo iż uwielbiam filmy fantastyczne, nie planowałam pójścia na ten. Wyciągnął mnie znajomy, który nie chadza na ambitne produkcje. Jako że nie było żadnej sensownej alternatywy (na większości fajnych styczniowych i lutowych filmów już byłam, a marcowe jak na razie ssą), uznałam, że mogę zaryzykować. I nie żałuję.

ups. Nie wiedziałem, że to na podstawie książki. Czyli nie takie złe na jakie się zapowiadało.

Tarzan karierę filmową zrobił, więc pewnie John Carter też ma szanse :)
Książkę można legalnie pobrać z sieci w wersji tekstowej (http://www.gutenberg.org/ebooks/62) lub dźwiękowej (http://librivox.org/a-princess-of-mars-by-edgar-rice-burroughs/).

@umbrin I to na podstawie leciwej, wizjonerskiej książki, która była inspiracją dla takich twórców jak Frank Herbert, Arthur C. Clarke, George Lucas, James Cameron, Alex Raymond, Carl Sagan, Michael Moorcock, Leigh Brackett, Olaf Stapledon, Robert Heinlein, Edmond Hamilton, Philip Jose Farmer czy Ray Bradbury.

“In the grand tradition of Edgar Rice Burroughs’ ‘John Carter of Mars’” – (George Lucas, May 1, 1975 synopsis of “Star Wars”)

“With ‘Avatar,’ I thought, forget all these chick flicks and do a classic guys’ adventure movie, something in the Edgar Rice Burroughs mold, like John Carter of Mars.” (James Cameron, The New Yorker, October 26, 2009)

“My inspiration is every single science fiction book I read as a kid. And a few that weren’t science fiction. The Edgar Rice Burroughs books, H. Rider Haggard — the manly, jungle adventure writers. I wanted to do an old fashioned jungle adventure, just set it on another planet.” (James Cameron, on "Avatar")

grubo :D

Jednak bardziej atrakcyjnie dla mnie zapowiada się Prometeusz. Jeszcze ciepły teaser nr 2:

http://www.youtube.com/watch?v=U_hsIkmV_UU

Nie ma co porównywać tych dwóch filmów. "John Carter" to bajka, "Prometeusz" będzie na serio. Mam nadzieję, że będę mogła go ocenić znacznie wyżej. Teasery sugerują, że jest szansa.

Wole filmy na serio, ale nie spodziewam się niczego szczególnego.

To film ważny dla dalszej kariery Ridleya. Chyba fani dali mu ostatnią szansę na odkupienie ;)

I Mark Strong dostał rolę faceta, który ma wszelkie prawo i obowiązek być łysy! :)

Jeden z nielicznych facetów, którym łysina nie odbiera charmu. :)

Taylor Kitsch potencjalną gwiazda kina akcji?! Kompletnie tego nie widzę. Jest jakiś zbyt chłopięcy, taki w sam raz do bajki disneya. Wystarczy wyobrazić go sobie w pojedynku np. ze Stathamem, przecież to by śmieszne było.

Ja bym chętnie obejrzał film, w który np. dostaje wpierdol od Seagala.

:D

@edkrak Daj temu panu dojrzeć. Jeszcze będą z niego ludzie. Aczkolwiek faktycznie widzę go raczej w fantastycznych i sensacyjnych filmach akcji niż w gangsterskich.

@doktor_pueblo To że gość ma niefortunne nazwisko, nie znaczy, że musi grać w szmirach. ;)

@nevamarja Aczkolwiek, przeglądając jego dotychczasową filmografię,widać że producenci jakoś się chyba zasugerowali... ;)

Dla mnie gwiazda kina akcji to nie tylko gra aktorska i sprawność fizyczna. Z tym trzeba się urodzić. To musi być ktoś kto jak wchodzi do pokoju to wszystkim robi się mokro w gaciach - samcom ze strachu, samicom z podniecenia. Kitsch dla mnie tego po prostu nie ma. Jakby Statham przechodził obok mnie i krzywo się na mnie spojrzał - zwiewałbym z krzykiem, gdyby to samo zrobił Kitsch to mógłbym mu co najwyżej odpowiedzieć "co się patrzysz chłoptasiu?". Może on zrobi karierę w bajkach Disneya albo innych komedyjkach z Jackiem Chanem, ale nie widzę w nim nikogo, kto mógłby wiarygodnie przetrzepać tyłki bandzie komandosów.

No Seagal jak się patrzy :D

@doktor_pueblo Dotychczasowa filmografia Kitscha nie zachwyca, ale może teraz coś wreszcie drgnie. Nie żeby mi zależało, bo przywiązuję się raczej do aktorów dramatycznych, ale z drugiej strony idąc na "Johna Cartera" spodziewałam się zobaczyć ładnego (w moich ustach to nie bardzo komplement), drętwego gościa, który będzie mnie drażnił, a jednak się przeliczyłam (trochę za ładny to on jest, ale aktorsko nie jest najgorzej).

@edkrak U boku Jackiego Chana i Stevena Seagala raczej Kitscha nie widzę, ale do bajek Disneya, filmów fantasy i sci-fi, sensacji pokroju tych, w których od paru lat namiętnie grywa Neeson, westernów itp. by się nadał. Statham to zupełnie inna bajka, choć odkąd grywa w żałosnych amerykańskich filmiszczach, ani o strachu, ani o podnieceniu nie może być mowy. To niesamowite, że ten sam człowiek może tak genialnie wypadać w brytyjskich komediach gangsterskich, a jednocześnie tak przeciętnie w amerykańskiej masówce.

@exellos Moim zdaniem Kitsch (choć na wybitnego aktora się nie zapowiada) jest jednak lepszy od drewniaka Seagala. W seaglowskim nurcie lepiej się sprawdzi Gina Carano.

I tak mnie nie przekonasz ;)

Nie próbuję Cię przekonać, sformułowałam jedynie opinię.

Ok czaję o co ci chodzi, słysząc "gwiazda kina akcji" przychodził mi na myśl zupełnie inny rodzaj filmów niż teraz sugerujesz, stąd niezrozumienie.

Generalnie planowałam wziąć słowo gwiazda w nawias, niestety zabrakło mi znaków. ;)

pytanie jest trochę przestrzelone... bo faktycznie powieści są i były i będą... znamy to... natomiast chodzi o to że jest ich miliard dwieście to po co opowiadać w kinie podobne bajki jak można inne...

To jest pytanie do Camerona i Lucasa chyba.

Rozumiem, że jesteś wrogiem ekranizacji jako takich?

Bo ludzie i tak zawsze będą je oglądać

no co Ty ? piszę właśnie o tym, że nie problem w ekranizacji ale w doborze literatury do ekranizacji.. jest wiele różnych opowiadań sci-fi które chętnie bym widział... wtórność nie jest zarzutem do scenarzysty (autora) tylko do producentów...

@tangerine Widziałeś już film, czy tak sobie tylko teoretyzujemy na jego temat? :) Hollywood próbowało zrealizować "Johna Cartera" od lat 30. XX wieku. Moim zdaniem to miłe, że się wreszcie udało. W takiej Rosji film odniósł spektakularny sukces i to jest wystarczający powód, by miał rację bytu. Producentom rzadko zależy na wyprodukowaniu czegoś oryginalnego, wolą przedsięwzięcia zyskowne, a wtórność sprzedaje się całkiem nieźle.

Niee, sukces w Rosji nie jest wystarczającym argumentem :P

Próbuję ci pomóc zrozumieć zarzuty o wtórność wyjaśniając, że trochę racji w nich jest (wywód powyżej). Producenci boją się ryzyka...

Gdyby te zarzuty o wtórność były sformułowane mniej więcej tak: "Film nie jest za grosz oryginalny, wszystko to już było, a ja jako widz marzę o czymś nowym zamiast o wiecznym odgrzewaniu tych samych motywów", to bym je poparła. Niestety, w większości recenzji, z którymi się zetknęłam, były sugestie, że największą wadą "Johna Cartera" jest to, że jest kalką "Avatara", "Gwiezdnych Wojen", "Tańczącego z wilkami" itp., a to jest totalna bzdura. I do tej właśnie bzdury (tylko i wyłącznie, czego jestem pewna przeczytawszy ponownie to, co napisałam) się odniosłam.

Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak obejrzeć i samemu określić wtórność

obejrzałem zwiastun i niestety wydaje mi się że to jest film najwyżej do telewizji. wtórność jest oczywista wobec tego wszystkiego co widzieliśmy w kinie nowej przygody to tej pory... czas pogrzebać kino nowej przygody i stworzyć coś nowego... ja nie byłem wstanie obejrzeć Poszukiwaczy... ostatnio w telewizji... na prawdę jak dla mnie takie kino się całkowicie zestarzało... na szczęście Spielberg co innego już dzisiaj kręci (Sztuczna inteligencja, Raport mniejszości, Szeregowiec Ryan)...

Gdy głównym atutem filmu są efekty specjalne, jego miejsce jest bardziej w kinie niż w telewizji. Treść może się obronić w dowolnym formacie, a efekty nie wszędzie zabłysną.

hm... ale ja nie wysiedzę na czymś takim... myślę tylko drzwiach wyjściowych... ja lubię jak efekty czemuś służą (vide - raport mniejszości, sztuczna inteligencja)

Ale tak na logikę - po co miałbyś wysiadywać? Jak dla mnie jesteś ostatnim możliwym targetem tego filmu. Chyba lepiej będzie jeśli machniesz na niego ręką i wybierzesz coś bardziej w swoim guście. "John Carter" to z założenia nieskomplikowany film fantastyczny (o ile się orientuję, to książka odpowiada poziomem "Conanowi Barbarzyńcy"), którego największą zaletą jest rozmach, a akcja służy sama sobie. Próżno tu szukać głębi. No ale przecież nie każdy film musi ją mieć. :)

ale daj mi 10% tego budżetu i ja zrobię dobry film na podstawie tej książki...

Jeśli wygram na loterii albo wyjdę za milionera, to będę o Tobie pamiętać. Obiecuję.

Kategoria "zapomnisz po kilku dniach", ale ogląda się bezproblemowo, o ile będzie się pamiętało o tym, że to pulp fiction, i to wcale nie najmłodsze. Tak ostatnio modna silna postać kobieca ostatecznie przekształca się w typową damę w opałach - szkoda. Cieszy Willem Dafoe za mikrofonem i Mark Strong w habicie, a także atrakcyjna scenografia, kostiumy i dźwięczne imiona. Martwi wszystko inne z Taylorem Kitchem na czele.

Przyzwoity kawałek kina rozrywkowego. Jest i bohater pamiętający o gorzkiej przeszłości, jest i dama w opałach, jest i wyprawa (the quest), gdzie ten odnajduje sam siebie, serce, miłość i tego typu rzeczy. Brakuje brodatego mentora (ale jest czteroręki, to wystarcza?). Niezbyt interesujące, zbyt tajemnicze, postaci arcywrogów. I całkiem ładny zwrot akcji w końcówce, kiedy wszystko już wydawało się jasne.

Raczej drugiej części nie będzie: budżet 250mln$, a film dotychczas zarobił 234mln$.

Ostatnie 5-10 minut było ciekawe... i to jedyne, co dobrego mogę powiedzieć o tym filmie.

No i, jak zwykle w przypadku adaptacji powieści, mieszane uczucia. Z jednej strony widać, że zmiany w fabule miały służyć pogłębieniu psychologii postaci, stworzeniu logicznego opisu podróży międzyplanetarnej, przyśpieszeniu akcji (trzeba powiedzieć, że w powieści okres, w którym John Carter jest więźniem Tharków i nie umie jeszcze ich języka, mocno się ciągnie) itd. Z drugiej strony - czy każdy bohater musi mieć na koncie jakąś zabitą żonę a wojownicza księżniczka być przy okazji naukowczynią? No, ale przynajmniej ta ostatnia stanowi przez to wszechstronny wzór do naśladowania. Dużo akcji, skakania, emocji... Szkoda, że nie załapałam się na stereoskopię.

BlonD1E
niebieskiptak
Montago
LucaS82
Fi5heR
potempiony
GARN
exxxpresja
alanos
glenior