Jules i Jim (1962)
Jules et Jim
Reżyseria:
François Truffaut
Francuski melodramat z 1962 roku na podstawie powieści Henri-Pierre Roché'a. Paryż, rok 1911. Niemiec Jules i Francuz Jim to dwaj nierozłączni przyjaciele. Ich wspólnymi pasjami są sztuka, literatura i kobiety. Po powrocie z wycieczki do Grecji poznają Catherine i obaj się w niej zakochują. Ona wychodzi za mąż za Julesa, ale nadal żywi uczucia do Jima. Wybucha I wojna światowa i obaj przyjaciele stają po przeciwnych stronach barykady. Po wojnie Jules wraz z Catherine i córką Sabine przenoszą się do górskiej miejscowości w Niemczech. Zapraszają Jima do siebie. Ten zauważa, że ich małżeństwo dawno się rozpadło... (Wikipedia)
Obsada:
- Jeanne Moreau Catherine
- Oskar Werner Jules
- Henri Serre Jim
- Vanna Urbino Gilberte
- Boris Bassiak Albert
- Anny Nelsen Lucie
- Sabine Haudepin Sabine, la petite
- Marie Dubois Thérèse
- Michel Subor Récitant / Narrator
- Danielle Bassiak Albert's companion
- Elen Bober Mathilde
- Pierre Fabre Drunkard in cafe
- Dominique Lacarrière One of the women
- Bernard Largemain Merlin
- Kate Noelle Birgitta
- Jean-Louis Richard Customer in cafe
- Michel Varesano Customer in cafe
- Christiane Wagner Helga
Nie wątpię, że w czasie premiery film był ważny i kontrowersyjny. Po ponad pół wieku stracił większość swoich walorów. Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie krótsze i błyskotliwe "Szczęście" Agnes Vardy o podobnej tematyce. "Jules et Jim" jest rozwlekłe, lecz zamiast zaoferować wnikliwszą analizę postaci, powtarza w kółko te same klisze. Ona go nie chce, on odchodzi. Ona go chce, on do niej wraca. Najlepsze w tym filmie są nowatorskie zdjęcia i klimatyczna muzyka.
Jensem pod wrażeniem, jak Truffaut poprzez tą przerysowaną historie znakomicie komentuję złożoność międzyludzkich relacji. Zgadzam się z michukiem, że film nie ma tyle “gracji” co Szczęście Vardy, ale i tak, nie odmawia bym mu wielki mocy :)
W 1962 to na pewno było coś, ale dziś eksperymentalna forma robi małe wrażenie, a fabuła wygląda na ilustrację literatury klasy B. Jasne - film ma urok, ale jest to jednak urok pewnej ramoty. I tak to rewolucjoniści w kontrze do nudnawej klasyki po latach sami zamieniają się w nudnawą klasykę.
Dowód na to, że czasami wielkie filmy opowiadają o małych rzeczach w wielki sposób. Znakomita reżyseria Truffaut, genialne role odtwórców głównych ról. Zasłużone miejsce wśród klasyków kina.