Kler (2018)

Reżyseria: Wojciech Smarzowski

Przed kilkoma laty tragiczne wydarzenia połączyły losy trzech księży katolickich. Teraz, w każdą rocznicę katastrofy, z której cudem uszli z życiem, duchowni spotykają się, by uczcić fakt swojego ocalenia. Na co dzień układa im się bardzo różnie. Lisowski (Jacek Braciak) jest pracownikiem kurii w wielkim mieście i robi karierę, marząc o Watykanie. Problem w tym, że na jego drodze staje arcybiskup Mordowicz (Janusz Gajos), pławiący się w luksusach dostojnik kościelny, używający politycznych wpływów przy budowie największego sanktuarium w Polsce... Drugi z księży – Trybus (Robert Więckiewicz) w odróżnieniu od Lisowskiego jest wiejskim proboszczem. Sprawując posługę w miejscu pełnym ubóstwa, coraz częściej ulega ludzkim słabościom. Niezbyt dobrze wiedzie się też Kukule (Arkadiusz Jakubik), który – pomimo swojej żarliwej wiary – właściwie z dnia na dzień traci zaufanie parafian. Wkrótce historie trójki duchownych połączą się po raz kolejny, a wydarzenia, które będą mieć miejsce, nie pozostaną bez wpływu na życie każdego z nich.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

I co, ani jednego komentarza na temat najgorętszego tytułu w polskiej kinematografii od lat? To ja skomentuję. Jakkolwiek bardzo mnie cieszy cios w bandę uprzywilejowanych jaśniepanów, to zarazem martwi mnie, że Smarzowski jako reżyser się kompletnie nie rozwija. Ale cóż, o warstwie filmowej tego filmu nikt nie chce rozmawiać, tu liczy się temat...

Może i się nie rozwija, ale się dostosowuje do nowej sytuacji na polskim rynku filmowym. Całkiem zgrabnie się urodzaj wątków w "Klerze" klei i ogląda się to bardzo dobrze. Dużo gorzej wypada jak się o nim myśli, bo to jednak jest porządnie wyreżyserowany Vega.

Mnie w tym filmie irytowało to co rzekomo jest jego mocną stroną, czyli że każdy epizod nawiązywał do jakiegoś rzeczywistego zdarzenia. Tak jakby Smarzowski potrzebował mieć usprawiedliwienie na każdą scenę. Oczywiście, zgadzam się, ogląda się dobrze, bo to dobry reżyser, tyle tylko, że jego ambicje nie mają już charakteru artystycznego.

Czy to naprawdę coś złego? Filmowa publicystyka też może być dobra, ale powinna prezentować jakiś porządnie uargumentowany wywód. No i mogłaby też do czegoś sensownego prowadzić. Smarzowski wyciągnął tu całkiem mocne działa i sprawnie ostrzeliwuje przeciwnika, ale ostatecznie po to, by zakończyć film religijną symboliką.

Smarzol sugeruje pewne rzeczy, podkreślając nieobecność różnych mechanizmów. Nie ma kontroli kościelnych finansów (powszechna gotówka w torbach), nie ma prawnej odpowiedzialności dla księży (odwołanie patrolu policji, który chce interweniować, gdy księża wszczynają pijacką burdę), nie ma instytucji w obrębie samego kościoła, która ma na celu radzenie sobie z nieprawidłowościami w sposób inny niż zastraszanie i uciszanie ofiar. Oczekujesz od niego pełnej recepty, jak naprawić Kościół?

Nie. Chociaż gdyby spróbował... To byłoby coś naprawdę nowego dla Smarzowskiego. ;)

Tu jest taki problem, że to wszystko wiadomo od bardzo dawna. No i czym się to wymienienie grzechów różni od plotkowania o księżach, które nie jest specjalnie rzadkie w naszym społeczeństwie? W ramach tej narracji chyba niczym. Smarzowski prześlizguje się po tych tematach żadnego mocniej nie nadgryzając. Przecież nikt się tym filmem nawet nie oburza (poza wąską grupą radykalnych tradycjonalistów). "Kler" nawet nie mówi - weźcie coś z tym zróbcie. Mówi jedynie - tak jest (i w domyśle, tak też ciągle będzie).

No jeśli scena końcowa nie jest "weźcie coś z tym zróbcie" (bo Bóg na Was paczy okiem płonącem) to nie wiem, co jest. To oczywiście nie jest apel do świeckich, tylko do samego Kościoła. Kościół przeprowadzał przez te swoje wieki istnienia różne reformy w końcu.

Wdrażanie tych reform w Polsce dość dobrze pokazuje ile one są warte. Nie ma ludzi wiary tak wielkiej, żeby zobaczyli w polskim kościele ducha ostatniego soboru. ;)

Doktorze, z tym nawiązywaniem to wg mnie całkiem niezły zabieg ze strony Smarzola. W filmie tego typu, przedstawiającym grupę społeczną będącą obiektem kontrowersji, bardzo łatwo narazić się na zarzut "no teraz to już przesadziłeś i snujesz napędzane nienawiścią fantazje". Np scena w sierocińcu, bardzo mocna, mogłaby dać asumpt do takiego zarzutu, gdyby nie twarde dane - reportaż Kopińskiej o ośrodku, w którym dochodziło do takich przypadków. Można to traktować jako usprawiedliwianie się. Ale np Tygodnik Powszechny używał reputacji Smarzowskiego jako filmowca lubiącego drastyczność do podkopywania tego filmu. Więc wg mnie, jeśli Smarzol chciał zachować charakter publicystyczny "Kleru" - a chciał, bo nie jest Vegą, który robi filmy dla taniej sensacji - to potrzebował takiego ubezpieczenia.

Ja rozumiem powody, tylko że od kina oczekuję zaskoczeń, a nie rzeczy które dobrze znam. Uznaję kino pulblicystyczne, ale nie wtedy gdy są to argumenty znane z pierwszych stron gazet. Jedyne w czym Smarzowski się ewidentnie wyspecjalizował i wydaje się być naprawdę kreatywny to sceny chlania, tu jest niedoścignionym mistrzem ;) Jeśli natomiast chodzi o scenę przymykania oka przez lokalną policję na picie przez księdza (czy polityka) to miałem deja vu - identyczna była np. w Weselu.

Mało tu odkryć...

Od przypychu głowa nie boli zdawaliby się mówić filmowi bohaterowie. Tymczasem boli, sami się o tym przekonują, ale przydałoby się takie przekonanie także Smarzowskiemu. Bo Kler próbuje pokazać mniej więcej wszystko, każdy możliwy grzech kościelnej instytucji, który jest reprezentowany w porywach przez aż 4 głównych bohaterów (poczynania arcybiskupa również często wychodzą na pierwszy plan). Grzechy stają się ważniejsze od ludzi i ich historii, które rozdrobnione na wiele wątków nikną pośród ogólnego obrazu sodomskiej rzeczywistości. To cały czas interesujący bohaterowie, zniuansowani na różnych poziomach, ale trudno się zaangażować (a jest potencjał), mamy na to za mało czasu w tej gonitwie przeskoków, przez co często zamiast wiodącej historii, dostajemy zbiór obrazoburczo-prześmiewczych epizodów. Nie wiem czy skupienie się na jednej historii przyniosłoby lepszy efekt, ale mam wrażenie, że w filmie zobaczyłem wszystko, co się dało i niestety nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.

deliberado
psokol
NikoPL
kocio
JUMAN
papuga
patrycja76
helen
KKKas
alanos