Magiczna dolina (2011)
Magic Valley
Reżyseria:
Jaffe Zinn
Scenariusz:
Jaffe Zinn
W uporządkowane życie mieszkańców miasteczka w stanie Idaho wkrada się niepokojąca tajemnica. Fabularne tropy prowadzą nas tu w stronę Davida Lyncha i filmu "Na skróty" Roberta Altmana. Udany portret zbiorowości, w której zasady współżycia społecznego lada moment zostaną rozsadzone przez drzemiące w ludziach instynkty. (AFF)
Obsada:
-
Scott Glenn Ed Halfner
-
Kyle Gallner TJ Waggs
-
Alison Elliott Martha Garabrant
-
Brad William Henke Jerry Garabrant
-
Johnny Lewis John
-
Will Estes Jimmy Duvante
-
Landon Abercrombie Jason
-
Jake Scott Bailey Terry
-
Sally Baker Old Woman
-
Judith Balis Alison
-
Daniel Frandson Chad
-
Nick Garcia Vet
-
Matthew Gray Gubler Mok
-
Shaun Heil Officer
-
Sterling Hoch Todd
-
Joel Kliebe Officer Bentley
-
Rachel LeMar Kelly
-
Shane Mesch Boy #1
-
Jenn K. Mosby Danika
-
Connor Scott Schow Boy # 2
-
Jess Spindler Deli Worker
-
David Stevens Dave
-
Travis Swartz Tom Owens
-
Aley Underwood Carry
-
Hollis Welsh Helen
Zacznę od tego, że opis filmu jest zupełnie od czapy. Nie ma w filmie żadnej "niepokojącej tajemnicy", która by cokolwiek "rozsadzała". Jest trup młodej dziewczyny, o którym przez większość filmu nikt, prócz pary chłopców, nic nie wie. Co do tropów filmowych, to, owszem, trochę czuć ślad Lyncha, ale i braci Coen, a sam reżyser za swoich mistrzów uznaje Terrenca Malicka i Wang Kar-Waia. A co do filmu. Reżyser opowiada prostą historię, ale robi to po mistrzowsku. Nie dialogi, czy rozwój akcji liczą się tu najbardziej, ale nastrój, klimat prowincji, żyjącej swoim powolnym, ustabilizowanym życiem. Film o klasie "Do szpiku kości" Granik, ale mniej ponury, a bardziej poetycki.
„Magic Valley” to dziwna hybryda filmowej obserwacji małomiasteczkowej egzystencji w stylu przypominającym pokazywanego w zeszłym roku na AFF „Mordercy we mnie” oraz kryminału. Szczególnie ten drugi gatunek u Jaffe’a Zinna przechodzi dziwną, interesującą transformację. Film jest bowiem dość statyczny, poetycki i słoneczny, w powietrzu nie wisi „zapach zbrodni”. W niewielkim miasteczku gdzieś w Idaho doszło do morderstwa, ale nikt poza dwójką, małych chłopców o tym nie wie. Dzieciaki znalazły ciało, ale sprawą chcą się zająć same. Zinn nim wyjaśni zagadkę przestępstwa, sportretuje codzienną egzystencję kilku osób, których coś łączy z zabitą dziewczyną. Robi to trochę w stylu Coenów, ale do klasy mistrzów gatunku wąsatemu reżyserowi jeszcze dużo brakuje.
E tam. Raz, że nie ma tu żadnego wyjaśniania zagadki przestępstwa, bo mniej więcej od 5-tej minuty filmu wiadomo, kto jest mordercą. Dwa, że to zupełnie inne kino niż Coenów, bo nie chodzi w nim o opowiadanie historii, tylko o kontemplację pewnej społeczności. A trzy, że chyba nie zostałaś na spotkaniu z reżyserem, bo wąsy ma tylko na zdjęciu, a w naturze nie :P
No nie zostałam:) szkoda, że zgolił:P Na filmie zaś trochę się jednak wynudziłam. Szczerze mówiąc, cały czas miałam nadzieję, że reżyser dokona na końcu czegoś nieoczekiwanego, typu dziewczyna wróci do domu, okaże się, że chłopak miał coś innego na myśli, a mordercą np. będzie koleś, który zabił rybki, ale na nic takiego się nie doczekałam.
Heh, no bo to nie o tym był film :) Zapytano reżysera po filmie, na czym się wzorował, jakie inne filmy o tajemniczych zabójstwach lubi, na co on odpowiedział, że to w ogóle nie są jego wzorce, tylko Malick i Wang Kar-Wai, bo on lubi poezję w kinie.
Reżyser Jess + Moss też mówił, że lubi Mallicka i poezję i akurat po jego filmie wierzę w to w 100%.