Chciwość (2011)

Margin Call
Reżyseria: J.C. Chandor
Scenariusz:

Pierwsze 24 godziny finansowego kryzysu na Wall Street. Kulisy wydarzeń, które zmieniły cały świat. Analityk pracujący dla potężnej firmy inwestycyjnej, mającej swoją siedzibę na słynnym Wall Street, odkrywa niepokojące dane. Uzyskane przez niego informacje wskazują na nieprawidłowości finansowe, które mogą doprowadzić do bankructwa całego przedsiębiorstwa. Gdy statystyki trafiają w ręce najważniejszych członków zarządu, rusza lawina krytycznych, niekoniecznie trafionych decyzji. Jeden niewłaściwy ruch może doprowadzić do finansowej katastrofy. Zagrożona jest nie tylko firma, ale i przyszłość całej globalnej gospodarki. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Nie było źle, ale wiało momentami nudą.

Zabawny film. Okazuje się, że wszyscy maklerzy, specjaliści od zarządzania ryzykiem itp. to moraliści i filozofowie, raczący co chwilę widza nurtującymi ich wątpliwościami i głębokimi przemyśleniami. Ale te, choć w większości mało odkrywcze, zwykle mają sens, no i obsada tego teatru telewizji pierwszorzędna, więc zupełnie filmu nie skreślam.

To czego nie lubię w amerykańskich filmach tego typu, to perfekcja. Właśnie ta perfekcja zabiła emocje.

Perfekcja reżyserii. Świetna obsada. Brak emocji. No i pokazanie w jaki sposób można łatwo manipulować rynkiem. Można oglądnąć, ustawić sobie flagę "BędęGrałNaGiełdzie" na false i zapomnieć ;)

Bardzo dobrze budowane napięcie, mimo tematyki, która nie jest nośnikiem wartkiej akcji. Nie jest to jednak film, który tłumaczy w jakikolwiek sposób przyczyny kryzysu, a raczej obrazuje sposób pracy i motywy decyzji w wielkich korporacjach. Zapraszam do zapoznania się z recenzją na moim blogu Bez Popcornu.

http://bezpopcornu.wordpress.com/2012/01/07/chciwosc/

świetnie zagrany trzymający w napięciu thriller

Zapewne nie zrozumiałem z tego filmu dużo, bo kiedy mówią o finansach, to dociera do mnie jeszcze mniej, niż jeśli mówią o medycynie. Niemniej dotarła do mnie myśl przewodnia - czyli obraz kryzysu, który "zrobił się sam", właściwie banalnie prosto i niedramatycznie, bez diabolicznych knowań. Nie wydaje się, żeby celem "Margin Call" (na marginesie: "Chciwość"? cóż za straszny, nadinterpretacyjny tytuł...) było wyjaśnianie źródeł kryzysu w kategoriach "kto jest winien" - wówczas zapewne zadbano by o to, żebym nawet ja zrozumiał, o co chodzi z cyferkami. Mamy się raczej przyjrzeć owym wielkim aktorom tego zamieszania, którzy wcale nie okazują się wielcy, ale całkiem zwyczajni, tyle że zarabiają kilkadziesiąt albo kilkaset razy więcej niż my. Nie umiem powiedzieć, czy mnie to przekonuje, ale na pewno zapamiętam sobie tę wizję - a to już coś. Z kolei z czysto kinowego punktu widzenia w pamięci zostaje przede wszystkim Jeremy Irons w intrygującej, choć umiejętnie stonowanej roli.

Sprawnie zarysowane światłocienie charakterów osób odpowiedzialnych za narodziny kryzysu finansowego. Bez wielkich porywów, ale akcja (choć skupiona na rozmowach) wciągająca i trzymająca w napięciu do ostatniej prawie minuty.

Konfucjusz70
moch
Guma
bartje
NarisAtaris
alanos
dag
dag
AnnaSak
AniaVerzhbytska
moraw