Maska (2010)

Reżyseria: Stephen Quay, Timothy Quay

Ekranizacja krótkiego opowiadania Stanisława Lema o tym samym tytule. Duenna, robot udający kobietę, wysłany na misję, której celem jest zabójstwo, powoli odkrywa swoją prawdziwą tożsamość.

Obsada:

Z żalem stwierdzam, że na tle obejrzanego dzisiaj na ENH zestawu świetnych, a czasem wręcz genialnych filmów braci Quay "Maska" była filmem najsłabszym. Najsłabszym wizualnie (jakby bracia mieli mało czasu na produkcję), najsłabszym muzycznie (Penderecki mi niestety nie podszedł) i bez klimatu. Narracja Magdaleny Cieleckiej też nie pomagała.

Lalki do "Maski" były bardzo efektowne! Wg mnie nie zabrakło też klimatu. Po prostu jak na braci był to bardzo lajtowy film, co zapewne oznacza, że tym razem jest nieco mniej Quayów w Quayach. Gdyby ten film zrobił kto inny, też oceniłbyś na 6? ;)

Trudne pytanie. Nie wiem też jakbym ocenił, gdybym nie widział go w zestawie sporo lepszych filmów. Prawdę powiedziawszy to moja radość z oglądania była na 5, ale podniosłem właśnie ze względu na te niewiadome.

Maska jest za bardzo "bają", ma za linearną strukturę, z narratorem objaśniającym (jak na braci bardzo klarownie) przebieg akcji ciepłym głosem Cieleckiej. Wolę braci brudnych, mrocznych jak w "Ulicy Krokodyli", "In Absentia", czy "Grzebieniu".

To fakt, z całego zestawu najlepiej zapamiętałam "In absentia" - połączenie animacji Quayów z dziwaczną muzyką Stockhausena robi druzgocące wrażenie.

Maska" przypomina mi trochę "Stroiciela trzęsień ziemi", który też jest dosyć konwencjonalnym filmem. Oba są mało reprezentatywne dla twórczości braci, ale oba oglądało mi się doskonale.

Swoją drogą znając już podejście braci do zleceń tego rodzaju (biorą coś normalnego i robią z tego najdziwniejszą rzecz pod słońcem) byłam zaskoczona "grzecznością" tego filmu. :)

Zaciekawił mnie swoją formą - nie widziałem wcześniej w podobny sposób zrealizowanego filmu. Połączenie kukieł, animacji oraz technik typowo filmowych (a może nawet bardziej fotograficznych) jak zmiany focusu czy powtórzenia tych samych kadrów (czyżby inspiracja Uwe Bollem?) dało bardzo ciekawy efekt. Treść mnie niestety nie przekonała. Wszystko stało się zbyt szybko, za mało się dowiedziałem o bohaterce, żeby wejść w jej "skórę", poczuć jej przerażenie i niepewność samej siebie. Trochę szkoda.

salander
Johanan
dobi
gremlin
kw86
doktorpueblo
michuk