Moja krew (2009)

Reżyseria: Marcin Wrona

Samotność bohatera i klimat nieokreślonej nostalgii, znane z kina Azji, tym razem po polsku - w pełnometrażowym debiucie fabularnym Marcina Wrony, reżysera obsypanej nagrodami krótkometrażówki Człowiek Magnes. Współczesna Warszawa, 29-letni Igor u szczytu bokserskiej kariery dowiaduje się, że ma guza mózgu. Nie wróci już na ring. Czekając na nieuchronną śmierć, staje do ostatniej walki: chce zostawić po sobie ślad. Przypadkowo spotyka Yen Ha - nielegalną imigrantkę z Wietnamu, która w zamian za obywatelstwo zgadza się urodzić mu dziecko.

Sugestywny świat filmu tworzą oszczędny, unikający melodramatu styl, dyscyplina i powściągliwość narracji oraz umiejętnie budowana dramaturgia. Mocną stroną Mojej krwi jest także aktorstwo. Występujący w roli Igora Eryk Lubos świetnie wygrywa bezradną wściekłość i bunt swojego bohatera. Na drugim planie wyrazistą postać trenera tworzy Marek Piotrowski - niepokonany "wojownik" z dokumentu Jacka Bławuta, dziewięciokrotny mistrz świata w kick-boxingu, którego karierę również przerwała choroba. Znakomity jest Wojciech Zieliński w roli zdradzonego przez Igora przyjaciela Ola, którego samotny bokser prosi przed śmiercią o pomoc. Największą zaletą debiutu Marcina Wrony jest jednak sama historia, w której nie ma jasnych racji ani prostych, jednoznacznych wyborów i nawet gest pomocy może być zarazem aktem zemsty. (ENH9)

Obsada:

Pełna obsada

Byłby to znakomity film gdyby nie wszyscy dookoła poddający się woli głównego bohatera

Nie jestem pewna, czy mnie ten film przekonał. Jeden Igor wyraża swoją wolę, a wszyscy wokół grzecznie ją spełniają? Poza tym rzeczywiście dobrze zagrany, fajnie pokazane rodzące się uczucie między Igorem a Wietnamką (jak ona miała na imię?), a ona sama prześliczna. Ładna muzyka.

Film uroczy, miejscami wzruszający, choć środki wyrazu są mało "romantyczne". Tak samo jak główny bohater, który przeżywa swoje uczucia i potrzeby, swoją duchowość - po swojemu, na miarę tego, kim jest. Ale przeżywa i to w filmie jest świetnie pokazane. Eryk Lubos w roli głównej - świetny!

Cały Filmaster ekscytował się w 2009 roku debiutem Borysa Lankosza, a tymczasem pełnometrażowy debiut Marcina Wrony jest jeszcze ciekawszy. Historia szczera (do bólu), świetnie opowiedziana. A kolejnym filmem ("Chrzest") Wrona udowodnił (podobno, bo jeszcze nie widziałem), że jest jednym z najciekawszych polskich reżyserów młodego pokolenia (co u nas oznacza - przed 40-tką). I świetnie, bo w polskim kinie czas na zmianę warty.

Widziałem fragmenty kiedy jeszcze dawali go w kinach i skrzętnie zanotowałem, żeby koniecznie obejrzeć. Faktycznie filmasterowe grono solidarnie przegapiło ten film, ale twój sms pewno wywoła reakcję łańcuchową tym bardziej, że film na dvd można znaleźć nawet w małych wypożyczalniach. Przy okazji ten cholerny Lubos z gębą zabijaki to aktor "specyficzny" jakiego nasza kinematografia nie miała od lat!

Bardzo przepraszam. Niczego nie przegapiłam. Nie poszłam specjalnie, gdyż przeczytałam sporo recenzji, w których pojawiały się zarzuty o seksizm i obawiałam się, że mnie w kinie krew zaleje... I nie wiem czy chcę ryzykować to samo, tylko że w domu na kanapie. Szczerości w filmach nie cenię, więc nie jest to dla mnie argument za obejrzeniem, może masz jakieś inne? :)

Nie wiem, o co chodzi z tym "seksizmem". Jasne, bohater grany przez Lubosa traktuje kobiety przedmiotowo, ale to dlatego, że taki właśnie jest. Kupa facetów taka właśnie jest. Natomiast film jest o tym, jak on się zmienia. Myślę, że nie jest ani bardziej, ani mniej seksistowski niż "Zapaśnik". To jest notabene tytuł, do którego "Moją krew'" można porównywać, choć historia skręca w nieco inną stronę.

Argumenty za obejrzeniem są dwa.

Po pierwsze, to jest niezła historia. Można się nieco czepiać wiarygodności, ale ja potraktowałem ją trochę jak taką bajkę / przypowieść. Bajkę o bardzo dziwnej miłości. I o uczeniu się uczuć przez faceta, który cały życie uczył się tylko jednego - jak być twardym.

Po drugie, to jest świetnie zrealizowany film. Z dobrymi zdjęciami, montażem, muzyką.

Wahałem się w ocenie między 7 a 8, a ostatecznie dałem 8, bo od debiutantów nie możemy wymagać kręcenia od razu arcydzieła. Ja bym chciał, żeby tak wyglądało kino, które opowiada o współczesnej Polsce. I cieszę się, że jest Wrona.

@Esme Z ciekawości poszperałem w Internecie, skąd ten "seksizm" Ci się wziął. Znalazłem jedną recenzję w tym duchu Bartosza Żurawieckiego i muszę powiedzieć, że takich bzdur dawno nie czytałem. Chyba usnął w połowie filmu, bo nie wierzę, że zawodowy krytyk może być tak ślepy i niekumaty. Częściowo odpowiada mu w swojej recenzji w Wyborczej Paweł Felis i właściwie podpisuję się pod nią obiema rękami.

@Doktorze, jest jeszcze Walkiewicz na Filmwebie. Rozumiem, że jeśli czytam recenzje na Filmwebie to jestem sama sobie winna, ale doszłam do wniosku, że skoro ktoś mógł dostać aż takiej piany po wyjściu z kina, to może nie warto.

Felisa chyba też czytałam, ale polscy twórcy zawsze są pieszczochami krytyków i do pochwał odnoszę się z ostrożnością.

Brednia na bredni w tej recenzji. Autor broni tezy, którą sobie wmówił, nie zauważając, że film jest dokładnie o czym innym. Nie jest o zwycięstwie szowinistycznej męskości, ale o jej porażce. Co ciekawe obie te opinie o seksizmie wychodzą od mężczyzn. Trafiłem na kilka recenzji kobiet i żadna tego argumentu nie podnosiła.

Co do ostrożności w przypadku recenzji polskich filmów, to oczywiście robisz słusznie. Ten sam Felis np. chwalił pod niebiosa "Wino truskawkowe", więc, wiesz, ja też mam do niego ograniczone zaufanie ("Moją krew" oglądałem notabene na świeżo, nie czytając żadnych recenzji).

No ale do mnie to masz chyba nieograniczone zaufanie? ;)

No ba. Jak Doktor poleca to oczywiście nie mam już wątpliwości, że warto. :)

Felis może ma po prostu gust taki jak lapsus. Ciekawe jaką mieliby zbieżność...

"Moją krew" oglądałem mniej więcej przed rokiem. W mojej opinii to jeden z najciekawszych, jeśli nie najciekawszy film polski ubiegłego sezonu. Na pewno jest znacznie bardziej uniwersalny od "Rewersu" czy "Domu złego". Przy dobrej promocji mógłby zostać zauważony za granicą, taka historia mogłaby zdarzyć się równie dobrze w innym kraju.
PS. W ostatnich tygodniach oglądałem dwa filmy ("Jestem twój" i "Prosta historia o miłości") - oba ocenione bardzo pozytywnie przez Felisa, oba spełniające kryteria "równi pochyłej" (wspomniałem o tym w swojej notce o pierwszym z tych filmów), oba oceniam poniżej przeciętnej.

To co nie udało się z Moją krwią udało się producentowi "Chrztu" Wrony który jak żaden polski film w ostatnich latach przejechał się po bardzo ważnych festiwalach, jak Toronto czy San Sebastian (no i nasz WFF).

Czy udział w WFF nie zmniejsza szansy pokazania filmu na innych festiwalach klasy A?

Wrona okazał się ambitnym debiutantem biorąc na warsztat wymagający tekst, trudne do poprowadzenia postacie, a do tego dbając o zdjęcia i sugestywną scenografię.
Nie każda scena wypadła bez zgrzytów, nie każda wykorzystała zawarty w scenariuszu potencjał, ale ogólnie film obejrzałem z dużą uwagą. Już nie mogę doczekać się "Chrztu", choć podobno drugi film zawsze kręci się najtrudniej.

Cieszę się w takim razie, że Cię namówiłem. Moja ocena (8) świadomie była troszeczkę na wyrost, bo chciałem, żeby film nie przeszedł bez echa. Też mam w tej chwili wysokie oczekiwania odnośnie Chrztu, szczególnie, że michuk bardzo pochwalił.

Chrztu...chrztu, nie chrzestu ! "editnąłem" :)

Twoja krótka recenzja była ostatecznym motywatorem, bo już parę razy "ważyłem" w dłoni pudełko z tym filmem w wypożyczalni, ale za każdym razem odkładałem i wychodziłem z jakimś Prorokiem czy innym Fish Tankiem ;)

Wymowny, mocny debiut, choć pozostawia pewien niedosyt. Świetny Eryk Lubos i to on jest największą zaletą tego filmu. Poza tym wartościowe podjęcie kwestii losu mniejszości wietnamskiej w PL i "azjatycko delikatna" postać Luu De Ly. Warto.

'Chrzest' widziałem już dawno, jakoś na 'Moją krew' nie mogłem trafić. A tu proszę, debiut równie intrygujący, jak kolejny film.

Iceman
NarisAtaris
jakilcz
nevamarja
psubrat
exellos
tropicielkoni
SebastianParada
Parker
magus