Synu, synu, cóżeś ty uczynił? (2010)

My Son, My Son, What Have Ye Done
Reżyseria: Werner Herzog

W 1979 roku student Mark Yavorsky, zainspirowany historią antycznego matkobójcy i mściciela, Orestesa, zadźgał swoją matkę. Synu, synu, cóżeś ty uczynił? to opowieść o tej zbrodni. Obraz ów bardziej jest jednak enigmatyczną wizją na temat przyczyn zabójstwa, portretem popadającego w szaleństwo mężczyzny, niż biografią konkretnego człowieka. (ENH)

Obsada:

Pełna obsada

Zlinczowany Herzog tworzy własną wersję mitu o matkobójcy Orestesie. Połączenie tych dwóch twórców daje efekt ciężkiego od dziwności i symboli obrazu. Dla fanów obu reżyserów.

Studium szaleństwa mordercy jako próba odpowiedzi na pytanie o przyczynę zbrodni. Przerażający protagonista, ale wcale nie mniej niż jego matka i jej chorobliwa miłość. Świetna gra aktorska, znaczące, symboliczne ujęcia i genialna muzyka (m.in. Caetano Veloso i Chavela Vargas). Do tego ujmująca pierwsza scena i dawka typowego dla Herzoga "poczucia humoru". Mocne 8.

Herzog doprawiony Lynchem jest jak bita śmietana z musztardą. Dokumentalistyczna racjonalność scen z udziałem detektywa bardzo mocno kontrastuje z fragmentami wspomnień o szaleńcu, które miały być chyba niepokojące, a są tylko groteskowe. Michael Shannon gra głównie wytrzeszczem oczu, na szczęście jest jeszcze Dafoe, który podbija ocenę o jeden punkt. Bez zachwytu.

Esme, chyba się zakochałem ;)

Ale co ja takiego napisałam? :)

[się kliknęło 2 razy]

Moim zdaniem ta groteska była kluczowa i daję duży plus za to, że filmu nie zdominował 'thrilleryzm' i niepokój. Raczej absurd ocierający się o szaleństwo. Herzog jak zwykle nie ocenia. W jakimś sensie hipnotyzuje tą swoją wizją szaleństwa z udziałem flamingów. No i muzyka, która spajała konkretne wycinki z całej historii - bezbłędna!

Widocznie ciężko mnie zahipnotyzować flamingiem. Być może nie czaję Herzoga, ale dla mnie ten film po prostu nie działa, jest zimny, nieprzyjemny i pewnie szybko go zapomnę. Może to nie mój klimat, chociaż lubię Lyncha i sądziłam, że ze współpracy z Absurdą wyjdzie coś ciekawszego.

Może byłaś niewyspana? Chociaż ja w sumie byłem na pokazie w Capitolu o 10 rano (spać poszliśmy chyba ok piątej) i wrażenia miałem bardzo pozytywne (mimo że przez chwilę wpadłem w dziwny ale przyjemny półsen).

To był początek festiwalu, więc właśnie jest ryzyko, że byłam jeszcze wyspana. :) Możliwe, że lepiej przyswajam nowohoryzontowe kino, kiedy jestem półprzytomna.

Esme, powiedzmy to wprost: każdemu zdarza się gorszy dzień.

Nie tylko Esme miała słabszy dzień, bo to bardzo specyficzne kino. Chodzi mi o to , że ja się na tą wycieczkę w głąb psychiki szaleńca nie załapałem. Ale po tym , co napisaliście, mam plan zderzyć się z tym filmem po raz drugi. Po pierwszym obejrzeniu oceną powinien być znak zapytania.

Powiedzmy wprost: nie sądzę, żeby ten film spodobał mi się nawet po drugiej projekcji, ale wszystko jest możliwe. Jeśli ktoś mnie kiedyś przywiąże do krzesła, żebym nie zwiała, i włączy mi "Synu, synu...", podzielę się wrażeniami.

Od początku miałem poważny problem i chyba coś czułem , że odbiór może być skrajnie różny. No i Herzoga z Lynchem w tandemie raczej ciężko przecenić. Ja na razie jestem w kropce - czuję, że ten film to jeden wielki pic na wodę, szyderstwo z tak zwanego ambitnego odbiorcy, ale może rację ma kw?

Nie twierdzę, że film ma się wszystkim podobać. Ale Esme powiedziała mi, że lubi kino Lyncha i dlatego dziwi mnie, że nie podobał jej się ten film, który był lynchowski w klimacie (a herzogowy w temacie).

Może po prostu nie lubię Herzoga, nie mogę tego jeszcze rozstrzygnąć, bo widziałam za mało jego filmów. Wszystkie mi się co prawda podobały, ale nie są chyba typowe dla jego twórczości.

Filmy Lyncha balansują na granicy snu. Przy "Zagubionej autostradzie" czy "Mulholland Drv" "Synu, synu" jest zaledwie groteskowe. Nie odczułam jakoś specjalnie tego lynchowskiego klimatu i trudno mi się spierać na temat tego, czy on tam był, bo to sprawa indywidualnego odbioru. Z braku materiału do dyskusji muszę chyba potwierdzić teorię o słabszym dniu ;P

Kolejny Herzog i kolejny bohater na skraju obłędu (a może już po przekroczeniu jego granicy). A w tej roli wariat doskonały czyli Michael Shannon ("Revolutionary road"). Właśnie wybitne popisy aktorskie Shannona i Grace Zabriskie uwiarygadniają ten dość ciężki (faktycznie nieco lynchowski, choć nie przesadzałbym z tą etykietką) film. Więcej i mądrzej o samej treści napisał już Krzysiek.

Znakomity film. Jeśli tak mają wyglądać owoce współpracy Herzoga i Lyncha, to proszę o więcej. Film o szaleństwie nakręcony w sposób szalony. A przede wszystkim film bardzo obrazowy, ze scenami, które zapadają głęboko w pamięć. Najbardziej tylko mi żal, że nie było sceny z bardzo małym mężczyzną na bardzo małym koniu i kogutem gigantem ;) Ocena: 8-9.

Trudno nie podpisać się pod sms-em Esme, zgadzam się z każdym słowem. Ale mnie się jeszcze bardziej nie podobało. Herzog & Lynch to zdecydowanie nieudana spółka, to jak stanie okrakiem nad przepaścią – impas.

Ale 3/10?? To bardzo dobrze zrealizowany film. Może nie podejść, ale żeby go tak nienawidzić? :)
Mnie może nie uwiódł, ale na pewno bardzo zaciekawił. Pokazanie wariata wchodzącego w kolejne fazy szaleństwa na szóstkę. Oglądając ten film ma się wrażenie, jakby wszyscy dookoła byli wariatami, tylko nie Shannon - podobnie zresztą jak w Revolutionary Road.
Ale może ja po prostu bezkrytycznie chłonę wszystko co Herzoga i nawet Lynch, którego nie kocham specjalnie, mi tu nie przeszkodził...

Ten film wydał mi się właśnie mało herzogowski, a bardziej lynchowski. Lyncha nie lubię, Herzoga owszem. I rozczarował mnie chłopak, po prostu. "Encounters at the End of the World" zdecydowanie podniosły poprzeczkę i teraz oczekuję filmu nie słabszego, przynajmniej tak samo dobrego. Skojarzenia z Orestesem wydały mi się przekombinowane, na wyrost. Flamingi - przewidywalne (bo przecież bez powodu by ich na początku nie pokazywali). Wynudziłam się. A ja zniosę w filmie wszystko, ale nie nudę. Może mnie wkurzyć do granic możliwości - przynajmniej jakieś emocje zbudza, ale znudzenia nie wybaczam, zwłaszcza TAKIM reżyserom. O.

Szklanka1979
agryppa
psubrat
Skyscore
fammko
sf1nx0r
ScuMmy
AmandaAllen
elfarran