Moje Winnipeg (2007)

My Winnipeg
Reżyseria: Guy Maddin
Scenariusz: ,

Podróż do Winnipeg, w którą zabiera nas Maddin, to podróż przez kroniki miejskie, wyobraźnię i biografię reżysera. Maddin buduje świat Winnipeg wielowarstwowo - ze strzępków pamięci, zmyśleń i faktów. Organizuje lunatyczną i niebezpieczną wyprawę, w której jest jednak sporo miejsca na absurd, humor i ironię.

Moje Winnipeg to, jak mawia sam reżyser, doku-fantazja o rodzinnym mieście. Winnipeg to miasto-pułapka, miasto-ciało, pełne tajemniczych żył-ulic, to labirynt i palimpsest. Narrator jednocześnie go pragnie i od niego ucieka. Winnipeg czasem bywa okrutnym i złowrogim potworem, a czasem ukochanym łonem, sercem kontynentu, rdzeniem sekretnych mocy świata.

Również matka jest dla narratora siłą jednocześnie niechcianą i pożądaną. Próbuje on uwolnić się od niej poprzez odgrywanie traumatycznych momentów z dzieciństwa, których powagę wciąż jednak rozrywa ironicznymi zgrzytami.

Natomiast prawdziwie bolesne są agonie mityzowanych przez narratora miejsc: sklepu Eatons, dawnej hali hokejowej, stajni. Historie nieistniejących już budynków przesyca nostalgia. Duchy miasta, które Maddin jednocześnie kocha i przed którymi ucieka, kryją się w ruinach. (ENH9)

Obsada:

Pełna obsada

Bardzo oryginalny film, mój pierwszy kontakt ze światem Maddina, stąd może wrażenie szczególnie silne.

intrygujące pomieszanie faktów i fikcji, sporo ciekawych obrazów i sprawny montaż. raziło mnie nieco przegadanie i porcje patosu (i to wywoływane przez sport).

Ideą Maddina było stworzenie mitologii miasta Winnipeg. W rzeczywistości jest to nudne i szare miasto, więc zadanie było trudne. Mity odwołują się do patosu, legend, herosów, etc, więc i Maddin używał takich zabiegów. Nie brałbym tego jednak do końca poważnie ;)

Zdecydowanie nie należy brać tego na poważnie :>
Chociaż fanem hokeja na pewno był w młodości.
Ja też byłem.

tak, też się tak pocieszałem i nie do końca na poważnie to brałem (stąd nie obniżałem oceny za to), chociaż ten lament po wyburzonej hali do hokeja wydawał mi się zbyt zaangażowany, żeby być żartem (ale tego nie rozstrzygniemy). jeśli chodzi o mitologizowanie, to bardzo podobał mi się motyw z nieoficjalnymi ulicami.

Maddin w "My Winnipeg" tworzy małą mitologię rodzinnego miasteczka, a przy okazji znów mierzy się ze swoimi obsesjami i problemami. Pewne fragmenty są wręcz genialne (serial TV czy motyw koni), ale zabrakło błyskotliwych komentarzy i udanego podsumowania pod koniec filmu.

To moje drugie doświadczenie z Maddinem więc nie byłem już zaskoczony światem jaki kreuje w swoich filmach. Ciekawy i osobisty dokument(?), kilka zupełnie absurdalnych obserwacji, kilka momentów gdzie troszkę wiało nudą. Niestety po obejrzeniu kilku Herzogów, narrator Maddin zupełnie mnie nie przekonuje. Obserwacje, nawet te najdziwniejsze, które u Niemca biorę za dobrą monetę, u Kanadyjczyka irytują mnie i kwituję je co najwyżej śmiechem. Wolę chyba Maddina w absurdalnych fabułach niż na serio.

Nie jestem do końca przekonany, że ten film był kręcony na serio. WIele osób uważa, iż jest to czarna komedia, przez co i obserwacje Maddina mają być smieszne :>

To moje drugie podejście do Maddina i najwyraźniej trzeba mi będzie żyć z tym, że po prostu go nie czuję. Nie bawią mnie jego żarty, nie zachwyca jego maniera. Choć uczciwie muszę przyznać, że wypracował sobie bardzo wyrazisty i oryginalny styl.

Mam podobnie. Pierwszy jego film jaki widziałem ("Piętno na umyśle") mnie zauroczył, ale głównie ze względu na świetną muzykę na żywo i performance w postaci czytającej lektorki.

Moje Winnipeg oglądałem już na zimno na DVD i daleko mi do zachwytów choć chyba bardziej niż Ty złapałem klimat o jaki chodziło Maddinowi.

Z przyjemnością przeczytałem za to kilka wywiadów z reżyserem, w tym jeden w "Dużym Formacie" niedługo po festiwalu Era Nowe Horyzonty.

Więcej seansów Guya jednak nie planuję.

Ja widziałem "Najsmutniejszą muzykę świata" na ENH i jakoś pozostałem odporny na jej urok. A z Winnipeg było jeszcze gorzej. Może powinienem pogrzebać w jego starszych rzeczach, ale nie wiem, czy to ma sens. Jak mówi wspaniały slogan festiwalu filmów niezależnych w Buenos Aires: If it's not for you, it's not for you. (btw świetna reklama: http://www.youtube.com/watch?v=sL6jX2TTSZg)

Reklama świetna :)

A co do Maddina, to "Moje Winnipeg" mnie akurat zachwyciło, choć jest dla mnie zupełnie naturalne, że może się nie podobać. Początek i mnie mocno męczył, ale potem surrealizm pomysłów zrekompensował nudnawy początek. Obejrzane później "Piętno na umyślę" podobało mi się już troszkę mniej... jeszcze nie wiem czy to dlatego, że jest troszkę słabsze, czy też formuła zaczęła mi się powoli nudzić. Testem prawdy będzie film trzeci i bardzo chcę obejrzeć właśnie "Najsmutniejszą muzykę świata", tyle że nie bardzo wiem na razie gdzie :)

Potwierdzam, reklama wymiata!

A Maddin pierwszy lepszy niż drugi - to już udowodnione. Ja oglądałem najpierw Piętno na umyśle, a potem Winnipeg :)

dcd
dcd
psubrat
Samarytanin
annamichalowska
sf1nx0r
aleksandraczaplicka
Cinek
AdamBaranski
TylerDurden
zgabi