Niewinni czarodzieje (1960)

Reżyseria: Andrzej Wajda

"Niewinni czarodzieje" to studium psychologiczne dwojga młodych ludzi. On - to młody lekarz sportowy, "po godzinach" jazzman w piwnicy muzycznej. Nie ma wygórowanych ambicji, marzy o domku i samochodzie, do uczuć nie przywiązuje większej wagi. Ona - to dziewczyna spotkana przypadkowo w lokalu muzycznym. Nic bliższego o niej nie wiadomo. Ta para spędza ze sobą noc, prowadząc swoistą grę miłosną na miny i pozy, a jednak jest coraz bardziej sobą zafascynowana.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

To nie jest typowy film Wajdy. To historia niepewnego zakochiwania się dwojga cyników, opowiedziana w sposób zabawny, wciągający, jednocześnie prawdziwy i nieco baśniowy. Bardzo przyjemny film, do kilkukrotnego obejrzenia. Świetne kreacje wszystkich aktorów.

Krótki kurs miłosnej konwersacji, pozwalający bohaterom zedrzeć maski pewności siebie i ujawnić pragnienie prawdziwej miłości.

Dla mnie przede wszystkim próba uchwycenia pokoleniowego ducha, tej atmosfery bycia nieco na niby, a nie naprawdę, co siłą rzeczy zestawić musimy z doświadczeniami rodziców bohaterów filmu. Wszystko to jednak tylko maska, oczywiście, co tak elegancko pokazuje Wajda rozwiązując akcję.

Obejrzałam wczoraj i jestem zachwycona :-) Świetne dialogi, cudowna Pelagia i ta muzyka!

Nie ma tu wajdowskiego przeciętniactwa – jest za to opowieść, z jednej strony magiczna, a z drugiej pokazana tak realnie, jak bardzo rzadko się w filmach zdarza. Jest to historia sportowego lekarza, w wolnym czasie grającego w zespole jazzowym Niewinni czarodzieje. Poznaję on dziewczynę. Chociaż od początku oboje uprawiają pewnego rodzaju grę, zasłaniając się dziesiątkami fikcji, wszystko zdaje się być prawdziwsze od ich dotychczasowego życia. Trafiają do jego mieszkania, w którym nie tylko nadają sobie fikcyjne imiona – Bazyl i Pelagia – ale również kontynuują ową grę. Jeśli dołożyć do tego cudowną muzykę Krzysztofa Komedy i obecność jego samego w filmie (szczególnie w krótkiej, choć cudownej scenie w bramie podwórka), powstaje miks, który podbił moje serce doszczętnie. Dla mnie ten film z 1960 roku jest portalem. Do czasów, których nie miałem okazji poczuć. Do jeszcze żyjącego Komedy.

pkudron
LukaszMazur
Nietutejszy
Carbuncleqs
Hobohemiaao
jakubkonrad
patryck
eelishkaaa
Marcin007
alanos