Trzy kamelie (1942)
Now, Voyager
Reżyseria:
Irving Rapper
Opowieść o miłości Charolette Vale, starej panny w średnim wieku, która cierpi na złamania nerwowe z powodu zachowań dominującej matki, od której uwalnia ją dopiero romans z Jerrym - mężczyzną spotykanym w drodze powrotnej z sanatorium. Para nigdy się nie pobiera, ale przez przypadek losu, Vale dostaje córkę Jerry'ego na wychowanie.
Obsada:
-
Bette Davis Charlotte Vale
-
Paul Henreid Jerry Durrance
-
Claude Rains Dr. Jaquith
-
Gladys Cooper Mrs. Henry Windle Vale
-
Bonita Granville June Vale
-
John Loder Elliot Livingston
-
Ilka Chase Lisa Vale
-
Lee Patrick 'Deb' McIntyre
-
Franklin Pangborn Mr. Thompson
-
Katharine Alexander Miss Trask
-
James Rennie Frank McIntyre
-
Mary Wickes Nurse Dora Pickford
-
Tod Andrews Dr. Dan Regan
-
Brooks Benedict Gość
-
David Clyde William
-
Frank Dae Pasażer
-
Donald Douglas George Weston
-
Charles Drake Leslie Trotter
-
Claire Du Brey Hilda
-
Elspeth Dudgeon Aunt Hester
-
Bill Edwards Pasażer
-
Mary Field Pasażer
-
Bess Flowers Woman at Concert
-
Reed Hadley Henry Montague
-
Sheila Hayward Katie
-
Bill Kennedy Hamilton Hunneker
-
George Lessey Uncle Herbert
-
Lester Matthews Captain
-
Corbet Morris Hilary
-
Tempe Pigott Mrs. Smith
-
Hilda Plowright Justine
-
Frank Puglia Giuseppe
-
Constance Purdy Rosa
-
Georges Renavent M. Henri
-
Dorothy Vaughan Kobieta
-
Janis Wilson Tina Durrance
-
Isabel Withers Pasażer
-
Ian Wolfe Lloyd
-
Charlotte Wynters Grace Weston
-
Yola d'Avril Celestine
Po co sięgać po księżyc, skoro mamy gwiazdy...
Jak na mój gust - troszkę ten film nie wie, o czym ma być. Choroba psychiczna? Romans? Toksyczny związek z matką? Każdy z tematów można by było troszeczkę mocniej pocisnąć. Zakończenie tworzy jeden z dziwniejszych związków, jakie widziałam w starym kinie. No ale mamy Davis, mamy Rainsa i Henreida, więc mnie stanowczo pasuje.
Film piękny i ambitny, ale mam podobne refleksje do przedmówcy (a raczej: --czyni). Choroba psychiczna jakaś taka fejkowa. Romans-nieromans, toksyczna-nietoksyczna matka... Wszystko takie wałęsowskie - za, a nawet przeciw. Najsilniejszy jest motyw nagłego ataku matriarchatu i solidarności jajników, jak na porządny chick-en flick przystało. Do tego słabi mężczyźni-pantoflarze bez ikry. I tylko dla oczu i powabu Bette Davis warto dokładnie sobie to dzieło sztuki przyswoić.