Czarny chleb (2010)
Pa negre
Reżyseria:
Agustí Villaronga
Katalonia w trudnych czasach tuż po hiszpańskiej wojnie domowej. 11-letni Andreu znajduje w lesie ciała mężczyzny i dziecka. Lokalne władze chcą obciążyć ojca chłopca, Farriola, odpowiedzialnością za ich śmierć. By uchronić ojca od wyroku śmierci Andreu rozpoczyna własne śledztwo w poszukiwaniu prawdziwych sprawców zbrodni. W jego trakcie przekona się o tym, że w świecie dorosłych nic nie jest czarno-białe, a żeby przeżyć, trzeba czasem wyprzeć się samego siebie. (Mañana)
Obsada:
-
Francesc Colomer Andreu
-
Marina Comas Núria
-
Nora Navas Florència
-
Roger Casamajor Farriol
-
Lluïsa Castell Ció
-
Mercè Arànega Sra. Manubens
-
Marina Gatell Enriqueta
-
Elisa Crehuet Àvia
-
Laia Marull Pauleta
-
Eduard Fernández Mestre
-
Sergi López Alcalde
-
Joan Carles Suau Pitorliua
-
Eva Basteiro-Bertoli Criada Manubens
-
Jordi Pla Quirze
-
Jesús Ramos Cap de Falange
-
Jesus Ratera Guàrdia civil
-
Pep Tosar
Film jak film. Porządna realizacja plus trochę ckliwa historyjka. Można obejrzeć, można nie oglądać, bez różnicy.
A mi się ten film BARDZO podobał. I nawet, o dziwo, nie przeszkadzała mi ta ckliwość momentami - owszem, dialogi mogłyby być mniej banalne, ale też gdyby były, to nie poznałabym, że to hiszpańska produkcja. Mam wrażenie, że mówiąc o ideałach, miłości czy innych tego typu wartościach, Hiszpanie są właśnie banalni, ale przy tym szczerzy - taką już mają mentalność. W przypadku tego filmu ta drobna ckliwość stanowiła dla mnie nawet zaletę, zwłaszcza że prócz niej, sporo w Czarnym chlebie było dobrego humoru. Świetne dzieciaki. Piękne zdjęcia. Chyba trzeba do tego filmu podchodzić z dystansem i nastawić się na południową mentalność - wówczas odbiór jest dużo lepszy. Taką mam teorię. Sprawdzoną, zresztą.
No cóż, nie możemy się zawsze zgadzać :) Dla mnie to takie kino literaturowe, skoncentrowane na opowiadaniu historii; samo w sobie może nie jest to olbrzymią wadą, ale historia nie porwała mnie na tyle, żebym się mógł zachwycać tym filmem. Miałem wrażenie, że gdzieś już to wszystko było.
A tak na marginesie, byłem na razie na dwóch filmach w ramach tygodnia hiszpańskiego (Finisterrae i Czarny chleb) i w żadnym nie mówili po hiszpańsku :)
Hah. Bo obie produkcje były katalońskie. A jak dobrze wiemy - Katalonia to nie Hiszpania i dla Katalończyków nawet rosyjski lepszy jest od hiszpańskiego ;)
Byłam na tych samych filmach, dzisiaj idę jeszcze na Bohaterów i potem dopiero w czw. na hicior zamknięcia. Szczerze mówiąc, żałuję, że nie ma przeglądu filmów hiszpańskojęzycznych, tylko stricte hiszpańskich. Pamiętam przeglądy sprzed kilku lat - kino argentyńskie, kubańskie itd. - filmy były duużo lepsze.