Ksiądz (2011)
Priest
Reżyseria:
Scott Charles Stewart
W alternatywnym świecie ludzie i wampiry walczyły ze sobą przez wieki. Po ostatniej wojnie z wampirami, Ksiądz (Bettany) żyje w Mieście Katedralnym wraz z innymi ludźmi, gdyż Kardynałowie rozwiązali Zakon Księży. (wikipedia)
Obsada:
- Paul Bettany Priest
- Karl Urban Black Hat
- Cam Gigandet Hicks
- Maggie Q Priestess
- Lily Collins Lucy Pace
- Brad Dourif Salesman
- Stephen Moyer Owen Pace
- Christopher Plummer Monsignor Orelas
- Alan Dale Monsignor Chamberlain
- Mädchen Amick Shannon Pace
- Jacob Hopkins Boy
- Dave Florek Crocker
- Joel Polinsky Dr. Tomlin
- Josh Wingate Familiar
- Jon Braver Familiar
- Casey Pieretti Familiar
- Theo Kypri Familiar
- John Griffin Familiar
- David Backus Familiar
- Roger Stoneburner Familiar
- David Bianchi Familiar
- Tanoai Reed Brave Priest
- Arnold Chon Strong Priest
- Henry Kingi Jr. Bold Priest
- Austin Priester Flashback Priest
- Marilyn Brett Woman
- Kanin Howell Husband
- Julie Mond Wife
- Michael D. Nye Station Master
- Reiner Schöne Minister
- Kevin T. McCarthy English Speaking Preacher
- Boyuen Boyuen Chinese Speaking Vendor
- Anthony Azizi Farsi Speaking Vendor
- Pramod Kumar Hindi Speaking Vendor
- Lafayette R. Dorsey Sr. Clergy Trooper
Wyróżniona recenzja:
Po czyjej stronie jest Bóg?
Ocena recenzenta:
4/10
Ten film to dziwna i eklektyczna historia łącząca w sobie elementy z innych opowiadań filmowych. Mamy tam wielkiego brata ,Equilibrium , wampiry a kończy się Matrixem. Mimo, że film trwa trochę dłużej niż odcinek serialu to scenarzysta nie sprostał zadaniu jakim jest dobra integracja elementów opowiadania . Całość robi wrażenie absurdu , a chaos w głowie reżysera dochodzi do punktu ...
Autor: Piotr
Data:
Wykreowany świat ma potencjal, by być ciekawym, ale to żadna zasługa tworców filmu. Ich za to zasługą jest utopienie owego potencjału w beznadziejnej, całkiem pretekstowej - nawet jak na realia wydmuszkowe - fabule. Ich zasługą jest gra aktorska tak przeciętna, że mogłaby robić za medianę. Ich zasługą jest dobór ścieżki dźwiękowej, w której faktycznie broni się tylko nieszczęsny Mozart. Ich zasługą jest finał o znacznie mniejszej dramaturgii niż wcześniej byle potyczka. Dobrze, że chociaż jakiś cień "chemii" między bohaterami się uchował, choć ta między protagonistą a antagonistą jest tak sztampowo poprowadzona, że iskry napięcia się z niej nie da wykrzesać. I po co tak na siłę adaptować cudzą popkulturę, jak się nie umi? Mały ultrasubiektywny plus za to, że Miasto przypomniało mi Midgar, czyli FFVII - dzięki fali wspomnień przetrwało sę film w miarę bezboleśnie.