Róża (2011)

Reżyseria: Wojciech Smarzowski

Dzieje Róży - mieszkanki pogranicza, to opowieść, na przykładzie kobiecego doświadczenia, o losach Mazurów w czasie wojny i w komunistycznej Polsce, na której mści się powikłana historia.
Ona - mazurska autochtonka, przed wojną lokalna działaczka o propolskich poglądach, teraz wdowa po niemieckim żołnierzu, gwałcona przez czerwonoarmistów, poniżana i ograbiana przez polskich sąsiadów. On - żołnierz AK, cudem ocalały z powstania warszawskiego, w którym zginęła jego żona, szuka miejsca, gdzie może się zakonspirować.
Los stawia naprzeciw siebie dwójkę ludzi dramatycznie okaleczonych przez wojnę, nie bardzo pasujących ani do siebie (młody Kolumb, trochę „Pan Cogito” i mazurska chłopka, dużo od niego starsza), ani do nowej rzeczywistości. Mimo to powoli rodzi się między nimi trudne uczucie (bez duetu Kuleszy i Dorocińskiego to by się nie udało) i próbują zacząć normalne życie na powojennych zgliszczach.
Ale, jak to Smarzowski, nie pozwala ani sobie, ani bohaterom, ani widzom iść na skróty. To nie jest to film o miłości, niech nikogo nie zwiedzie zakończenie…

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastuny:

Świetny film, genialne kreacje aktorskie, doskonały zamysł reżyserski, wspaniała muzyka Mikołaja Trzaski i wyśmienita praca operatora. Dzieło światowe.

I jak tu doczekać do styczniowej premiery skoro wprost uwielbiam filmy Smarzowskiego.

Powoli podnoszę się z ziemi po wczorajszym seansie. To jeden z najmocniejszych i najlepszych polskich filmów w historii. Celuje precyzyjnie i nie pudłuje, bezwzględnie odkrywając najbardziej wstydliwe karty naszej powojennej historii, jednocześnie zachwując umiar i proporcje, co tylko wzmaga efekt, bo prawda jest najtrudniejsza do przełknięcia. Jestem dumny, że mamy takiego reżysera jak Smarzowski.

Coś wszyscy strasznie wysoko oceniają "Różę". Czuję się w obowiązku iść, jak już będzie w kinie, i napisać, że mi się nie podoba...

Tylko się pospiesz, żeby być przed @pozorem.

Mnie się podobała tak na 7. Ale nie do końca mogłem się skupić na filmie, bo w połowie seansu do sali wszedł pan żul, który (oczywiście!) usiadł na schodkach tuż obok mnie, pieczołowicie zmieniał skarpety, czasem rzucił jakąś kurwą, tak dla kolorytu, ale przede wszystkim roztaczał woń, która z różą niewiele miała wspólnego - pół rzędu zatykając nosy oddychało przez usta.

No, idź i opisz, bo to dziwnie dobrze przyjęty film.

Moja wrażliwość w ostatnich latach gorzej ocenia rzeczy jednoznacznie trudne: w zeszłym roku doceniłem "7 dni", ale nie zachwyciłem się i tak, a w tym "Tyranozaur" mnie kupił grą aktorów, zdjęciami i chwilami "poluźnieniem kołnierzyka", a miał podejrzenie wysokiego shit factor - obawiałem się, że jest jedynie naturalistyczno-brutalistyczny. "Różę" nadal o to podejrzewam.

Recenzja michuka wręcz zmusza do obejrzenia. Mam nadzieję, że jest taki wyjebany w kosmos jak piszesz.

ten film mnie powalił na kolana...

Zaryzykuję stwierdzenie: najlepszy film roku.

U mnie to samo.

O tym, że Smarzowski doskonale operuje poetyką gwałtu wiemy doskonale. Przejebani przez hitlerowców, przewaleni przez czerwonych , jacy mamy być - zawsze podporządkowani i pozbawieni godności. Bici i skopani. Do końca świata będziemy im lizać tyłki, leżeć biernie pod ich tłustymi cielskami. Taka jest nasza historia, tacy jesteśmy my. Historia gwałtu. Gwałtu , który trwa.

"Róża" to bardzo dobry, gorzki antyeastern, choć nie dołączę się do zachwytów tych, którzy widzą w nim jeden z najlepszych polskich filmów w historii. Przemocy jest w nim bardzo dużo, znacznie więcej niż w poprzednich filmach reżysera, mam czasem wrażenie jakby Smarzowski się nią wręcz upajał. Ale w odróżnieniu od "Domu złego" jest w tym filmie również miejsce na dobro, które niesie jakąś nadzieję w tym morzu okrucieństwa. W żadnym filmie Smarzowskiego nie widziałem jeszcze tylu pozytywnych bohaterów. Na uznanie w filmie zasługują właściwie wszystkie filmowe składniki: zdjęcia Piotra Sobocińskiego jra, muzyka Mikołaja Trzaski, aktorstwo, no i oczywiście reżyseria. Na pewno jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat.

Mi jakoś Ci pozytywni bohaterowie nie dali nadziei, a jeszcze bardziej poczułam się zdołowana z powodu kontrastu ich 'pozytywności' z okropnością świata...

No tak, nie twierdzę, że ten film nastraja pozytywnie. Choć nie da się ukryć, że jest w nim coś na kształt happy endu właściwie ;)

To prawda, tylko że ja to wiem, ale tego nie czuję.

A ja wolę "Dom zły". To mój dom.

A ja nie wiem co wolę. Dla mnie to filmy o podobnej klasie, oba oceniłem na 8. Ty zresztą z tego co widzę takoż :)

Za mało dałem DZ? Szit...

Dla równowagi - ja doceniam Dom Zły, ale Róża mnie powaliła.

"Dla równowagi - ja doceniam Dom Zły, ale Róża mnie powaliła."

Same here.

Mnie powalił DZ. Widziałem go 5 razy i cały czas rzuca mną o podłogę. Za każdym razem bardziej misie. Może ten czarny humor tak na mnie działa? Tego w Róży niet. Swoją drogą to niesamowite jak różne stylistycznie są filmy Smarzowskiego i jak są doskonałe. Zgadzam się, że formalnie Róża jest pełniejsza, dojrzalsza, poważniejsza, ale te niedostatki przemawiają w moim wypadku na rzecz DZ. Nie czuję potrzeby, by wracać do Róży - tu już wszystko zobaczyłem, wiem, że jest piękna.

Ja dla równowagi powiem, że "Wesele" mnie powala.

To mamy równowagę absolutną.

Jeszcze czekamy na fana/fankę Małżowiny. ;-)

To ja jeszcze dodam, że Dom zły pewnie jeszcze obejrzę, a Róży się nie odważę ponownie zobaczyć.

Ja rozumiem, że dla kobiety oglądanie tego filmu może być ciężkim przeżyciem.

Po tych Waszych dyskusjach poprawiłem oceny filmów Smarzowskiego.

A ja chyba muszę powtórzyć sobie Wesele.

To prawda - "Róża" jest doskonała. Dlatego nie rozumiem, a może rozumiem aż za dobrze nominację dla filmu Holland - nie wierzę, żeby "W ciemności" było lepszym filmem. Mam nadzieję, że film Smarzowskiego zostanie doceniony w Europie, bo zasługuje na to i to bardzo. To dojrzałe i pełne dzieło. Dla mnie nieco zbyt dojrzałe, wolę punkowski DZ.

Umbrin zdaje się pisał, że być może ze względu na datę premiery Róża nie była brana pod uwagę do Oscara.

A mnie nie dziwi, że "Róża" nie dostała nominacji do Oscara. Nie ma na niego żadnych szans, bo to zbyt hard-corowy film. Nie dziwi mnie również to, że nie wygrała w Gdyni. Myślę, że międzynarodowemu jury mogło się być bardzo ciężko połapać o co chodzi, czemu te same postaci raz mówią po polsku, a raz po niemiecku. Nawet dla polskiego widza, to na początku jest niejasne, a dla zagraniczniaka to chyba jakiś obłęd.

Mam też jeden drobny zarzut, a może nie tyle zarzut, co pytanie do tych, którzy twierdzą, że to dzieło doskonałe. Skąd się wziął amerykański jeep na Mazurach? Była jakaś inwazja amerykańska na Mazury, którą przegapiłem na lekcji historii?

nie zauważyłem, nie zwracam uwagi na pierdoły

Czego nie zauważyłeś, jeepa? A dulary zauważyłeś? :)

Ja również. Pamiętaj, że mówisz do osoby, której nie przeszkadzały nieprawdopodobieństwa Essential Killing.

Ale mi to też nie przeszkadzało. Tak się tylko przez moment zastanawiałem, skąd ten jeep miałby się tam wziąć. Bardziej mi przeszkadzało (jeśli już cokolwiek) przedstawienie Ruskich, jako hołoty, która zabijała, gwałciła, paliła, kradła na lewo i prawo. Ale rozumiem, taka konwencja westernu, tj. easternu, tj. antyeasternu :)

A zauważyłeś, że ruscy kradli ruwery, krowy, to dlaczego mieliby gardzić jeepem i dularami gdzieś pod Berlinem i podjechać nim na Mazury? Co do tematu mieszania języków - nie jest to czytelne, Amerykany to robią tak, że na początku jest kilka słów wyjaśnienia i bangla. Co by to szkodziło? Film byłby zrozumiały dla obcego widza. Ja też kiedyś myślałem, że ruscy mieli zakaz gwałtów od Stalina, ale ostatnio poczytałem Miedziankę i tam stoi, że właśnie gwałcili , rabowali, palili. Zresztą jesteś z Dolnego Śląska, to powinieneś lepiej wiedzieć.

Ja wiem, że gwałcili i rabowali, tylko skala tego w filmie była chyba przesadzona. Podkreślam: chyba.
Nie jestem z Dolnego, jestem z Górnego. Na Dolny się sam przeniosłem. Familia durś na Ślunsku siedzi.

Ruski lekarz był ok. Dla równowagi.

Tak zauważyłem to. Trochę to wręcz zbyt ostentacyjne było, jak nie brał tych pieniędzy, jakby Smarzowski pisząc scenariusz uznał, że trzeba koniecznie zrównoważyć czymś tych złych Rusków i wcisnął tę scenę na siłę . Zbyt wyraźnie widziałem tę intencję i dlatego nie było to w stanie zneutralizować generalnie bardzo negatywnego obrazu naszych słowiańskich braci.

Ale ponieważ film mi się podobał (i tylko dla przekory tu w sumie marudzę), to napiszę (dla równowagi!) coś o postaci drugoplanowej, która mi się podobała. Świetny był ten handlarz-esbek, grany przez Lecha Dyblika. Smarzowski ma w ogóle rękę do takich mętnych postaci.

Nie wiem natomiast, czy zauważyłeś, że do tej pory u Smarzowskiego pozytywnych postaci jest jak na lekarstwo i narzekanie w tym kontekście, że przedstawia w Róży ludzi jako złych jest trochę z czapy wg mnie. To film o gwałcie w końcu. A że lubisz rusków, to nie Ty pierwszy. Tusk też lubi.

Nie podobał misie ten ubek - uważam, że marny z niego aktor charakterystyczny. Bluszcz w tej roli byłby 100 razy lepszy.

Dyblik świetny - znasz jego ruskie ballady?

Nie chwaliłem ubeka, tylko Dyblika właśnie. On był handlarzem, ale pojawia się też na końcu w przesłuchaniach, stąd napisałem "handlarz-ubek". Ballad nie znam.

O tym, że w tym filmie jest dużo pozytywnych postaci jak na Smarzowskiego, to już pisałem. W Domu złym nie było właściwie ani jednej, a tu zatrzęsienie. Jakoś tak znowuż specjalnie za Ruskimi nie przepadam, choć na pewno bliżej mi do braci Słowian niż do germańskich oprawców ;)
http://c.wrzuta.pl/wi16817/411c3f5a000fbce4478792c3/germanski_kurwa_oprawca

Jednak czasem mamy podobne poczucie humoru doktorze - ten strip zawsze mnie zwala z nóg.

No ba! :) Jest nawet parę polskich komedii, które obaj lubimy.

Ech - ja zrozumiałem z tym Dyblikiem, ten ubek to osobno był, nie lubię aktora. Piszę o ruskach, czyli tych, którzy gwałcili, torturowali, mordowali na przestrzeni wieków Polaków, a nie o braciach Słowianach, czy przyjaciołach Moskalach.

Mam wrażenie, że często od filmów oczekuje się pokazania pewnego całościowego, przekrojowego obrazu dobrze charakteryzującego jakieś czasy, jakichś ludzi. Tymczasem to zawsze jest tylko jedna z możliwych historii.

Właśnie o to chodzi, żeby poprzez szczegół, pojedyncza historię spojrzeć na jakąś szerszą prawdę o człowieku, dotknąć tej prawdy.

No tak, toteż ja się wcale nie czepiam tego filmu, tylko jakoś dziwnie się w to nie wiedzieć czemu sam wmanewrowuję :)

Zdaję sobie sprawę, że to pojedyncza historia, w której jednak jest na pewno sporo prawdy ogólnej. I dlatego to bardzo dobry film.

Ciekawy natomiast jestem, czy Smarzowski nakręci kiedyś jakiś film nie o okrucieństwie. "Róża" jest kolejnym krokiem w jego artystycznej ewolucji, ten reżyser się rozwija, co bardzo cieszy.

Szersza prawda - tak. Ja mam na myśli, że nie można oczekiwać, że jeden film pokaże całą prawdę o każdej postaci, z każdego punktu widzenia. Zwykle wybiera się jednak jakiś aspekt rzeczywistości, jakichś konkretnych bohaterów a reszta podlega pewnym uproszczeniom/pominięciom.

Poprawiam ocenę. Jest perfekcyjny.

Jest.

Warto iść na Różę też z tego powodu, że według michuka to jeden z ośmiu najlepszych filmów w historii kina! :). Do kin!!!

No fakt, niełatwo się u mnie na dziesiątkę załapać. Ale chyba powinienem jeszcze dokoptować z dwa filmy do tej listy. Kandydatem jest Ed Wood na pewno i chyba Happiness Solondza.

Czekaj, czekaj, a co z pozostałymi 7? Tzn. co to za filmy?

Łatwo sprawdzić - właśnie zaktualizowałem listę. Dziesięć na dziesiątkę.

Bardzo mocny film, miażdżący od pierwszej sceny. Smarzowski po raz kolejny pokazuje, że wychodzi mu robienie tematyki brudnej, bliskiej gruntu, pełnej krwi, potu, łez i gówna. Jednocześnie agresja i wyzwiska, których znów jest dużo, nie wychodzą na pierwszy plan, nie przeszkadzają reżyserowi w pokazaniu dramatu głównego bohatera i jego najbliższych. Tadek dostaje po dupie od Niemców, Sowietów, i Polaków, a - jakby tego było mało - ukochaną Różę odbiera mu jej potworna choroba.Film, z którego wychodzi się w kawałkach. Niemal perfekcyjny.

Wolę innego Smarzowskiego, ale i tak kawał dobrej roboty.

A więc Smarzowski wreszcie znalazł chęć na pokazanie nam jakiegoś rycerza w błyszczącej zbroi. Czyżby to przedwojnie było tym czasem, gdy w Polsce byli jeszcze przyzwoici ludzie? Czekam na dalsze rozwinięcie tej wizji polskiej historii. Chwali się mówienie o tym, o czym nikt nie ma chęci mówić. Chwali się również wspaniałą realizację. Z pewnością jest to film na światowym poziomie, choć zapewne nie przedstawia tła historycznego wystarczająco jasno, by ktoś poza lokalesami jasno i dobitnie zrozumiał o co chodzi. Może to i dobrze, bo mam wrażenie, że cała twórczość Smarzowskiego jest skierowana konkretnie do Polaków. P.S. Nie liczyłabym na Orły i inne kaszaloty - trzeba czymś pocieszyć Holland.

Obawiam się, że uproszczenia, które wiązałyby się z lepszą przystępnością, kompletnie rozbiłyby ten film. To zagmatwanie ma w sobie dużo siły i chwała za to Smarzowskiemu. A Orły? No cóż, sporo w tym racji...

Przyzwoity rycerz z siekierą w dłoni.

Tylko konia nie ma, ani nawet wozu. Kiepo

tylko koni, tylko koni brak, jest za to kruwa

I spluwa

A jednak Róża zgarnęła (w pełni zresztą zasłużenie) aż 7 statuetek :)

Fuck yeah :D

No i b. dobrze. Chcę się częściej tak mylić. :)

Współczynnik RPM (Rapes Per Minute) którego nie powstydziłby się nie jeden NRDowski film dla dorosłych :) A na poważnie. Film bardzo dosłowny, brutalny i bardzo, bardzo naturalistyczny, ale historia niesamowita. Świetnie zagrany postacie i napięcie budowane w perfekcyjny sposób.
Boli podczas oglądania, ale to pozycja którą po prostu trzeba obejrzeć.

W filmach NRDowskich jest dużo RPM? Muszę przyznać, że pierwsze słyszę. Można prosić o rozwinięcie tematu?

nie wiem jak bardziej rozwinąć NRDowski film dla dorosłych...
Pornosy, proszę pana, pornosy! :)

Tyle to się domyśliłem. Chodziło mi o to, że nie kojarzę aby w NRD lub w ogóle jakimś innym komunistycznym państwie istniał przemysł porno. Poczynając od bawarskich komedii erotycznych, przez Schulmadchen reporty po ostrzejsze produkcje wszystko co związane z seksem w niemieckim kinie kojarzy mi się z RFN. Dlatego jestem ciekawy czy wiesz coś czego ja nie wiem, czy to po prostu była luźno rzucona myśl bez głębszego przemyślenia.

Dzizas człowieku wyluzuj. To nie Onet :)
Ja nie wiem skąd ojciec brał pornosy :D

Przyszło mi ocenić ten film niezwykle nisko, biorąc pod uwagę, że mi się podobał. I był zdecydowanie dobry.
Jakoś długo to zajęło, nim mogłem w końcu go zobaczyć. A przez ten czas narosło recenzji i opinii, o tym jak jest wybitny.
Jako fan Smarzowskiego spodziewałem się, że będzie wybitny, i będzie w klimacie... filmów Smarzowskiego :)
Niestety tu się trochę zawiodłem. Była siekiera. Była świetna fabuła. Były zdjęcia i muzyka takie, jakie powinny być. Ale zmienił się gdzieś klimat. Zabrakło elementu mrocznej groteski, pewnego przerysowania tak charakterystycznego dla "Wesela" i "Domu Złego".
Czy film stał się przez to gorszy? Chyba nie, wręcz chyba bardziej "dla wszystkich". Ale mi właśnie tego w nim zabrakło...

Tak czy tak, zdecydowanie polecam ;)

Wygląda na to, że zaledwie co drugi film Smarzowskiego jest dobrze zrobiony. Po ogromnym rozczarowaniu jakie przyniósł mi "Dom Zły" widać sporą poprawę. Dalej najgorszym elementem wszystkich jego filmów jest montaż. Dziwne, szybkie cięcia wprawiają w lekkie zagubienie, a i są momenty w których widać jakby kamera się zacięła ukazując scenę, która nie wiadomo z czego wynikła. Podobnie było właśnie w "Domu Złym", tyle że tam ten nieład Smarzowski doprowadził do tego stopnia, że wyglądało to jakby zgubiono nie tylko jedną scenę ale całą sekwencję filmu. Według mnie najlepszym elementem "Róży" były bez wątpienia zdjęcia i gra aktorska Agaty Kuleszy. Jako najgorsze mogę wymienić montaż i mdłą muzykę.

Absolutnie się nie zgadzam. Z Twojej opinii wynikałoby, że najlepiej zrobionym (pod względem technicznym) filmem Smarzowskiego jest "Wesele". Obawiam się, że jest dokładnie odwrotnie. To właśnie tam niestety kuleje parę elementów, z czasem Smarzowski robi się coraz większym profesjonalistą, czego ukoronowaniem jest "Róża". Inna sprawa, czy to dobrze; tu już się można spierać.

Rzeczywiście trochę pominąłem błędy techniczne w "Weselu" ale naprawdę twierdzę że był to najlepszy jego film. Dlaczego? Dlatego, że moja wypowiedź nie odnosi się tylko i wyłącznie do technicznego aspektu filmu. W "Weselu" wszystkie minusy produkcji odchodzą w niepamięć jeśli się za nie podstawi chociażby genialny scenariusz, świetną grę aktorską czy nawet oryginalność pomysłu. "Wesele" biję na głowę "Róże" właśnie tymi plusami które wymieniłem. I nie uważam, że najlepiej zrobionym (pod względem technicznym) filmem jest "Wesele". Uważam że jest po prostu lepszym filmem.

No tak, ale to już jest kwestia czysto subiektywna i nie ma nic wspólnego z lepszym czy gorszym montażem, czego wydawała się dotyczyć Twoja pierwsza wypowiedź. Znam i takich co twierdzą, że najlepszym dziełem Smarzowskiego jest "Kuracja" (to jest teatr tv, ale wyszedł na dvd).
PS Właśnie dodałem "Kurację" do bazy.

jestem przekonany, że montaż jest dokładnie taki jaki sobie zamierzył reżyser. Taki sposób montowania po prostu nie każdemu odpowiada jak widać.

Jeśli zamierzeniem reżysera było to aby Zdzisław Dziabas uderzył swoją żonę Bożenkę (Dom Zły), nie poprzedzając tej sceny żadnym logicznym ciągiem przyczynowo-skutkowym to swój cel osiągnął. Być może Smarzowski próbuje tym samym przemycić odrobinę kina awangardowego do swoich produkcji. W tajemnicy przed wszystkimi prowadzi eksperyment mający na celu sprawdzenie tolerancji widza na okropną jakość swoich filmów. Wątpię żeby tak było. Prędzej uwierzyłbym w to, że ITI skróciło jego film niż że zrobił taki błąd z premedytacją.

Widziałem film ponad 2 lata temu i nie pamiętam szczegółów, ale nie przypominam sobie, żeby były w nim jakiekolwiek luki, czy błędy. I na pewno nie był to żaden awangardowy eksperyment. Wszystko wynikało logicznie z konstrukcji filmu. Smarzowski opowiada o świecie, w którym przemoc jest czymś normalnym. Jeśli nie jest normalna dla Ciebie, to tylko wypada się cieszyć.

Jest ta jedna scena która zostawia ogromną lukę w całym filmie. Przemoc w tym filmie jak najbardziej pasuje i mi nie przeszkadza. Tylko, że w tym jednym przypadku z niczego ona nie wynika.

Skoro tak mówisz. Nie pamiętam, więc nie jestem w stanie udowodnić Ci, że się mylisz :)

Ciężko jest zawrzeć sarkazm w mowie pisanej. Sarkazmem było oczywiście stwierdzenie o awangardowych zapędach Smarzowskiego. Podsumowując naszą dyskusję na pewno można wyciągnąć wniosek, że Smarzowski robi filmy dobre, pobudzające do refleksji. Nie zależnie od tego jakiej jakości technicznej one są to na pewno nie zostawiają widza obojętnym a nawet zawierają dodatkowy smaczek pobudzający do dyskusji.

"Dom zły" to jeden z najlepszych scenariuszowo polskich filmów. Ja też nie jestem zbyt bystry i musiałem trzy razy obejrzec film, żeby go poskładać. Montażowe mistrzostwo - wszystko kompletne i dopasowane. Natomiast luki w Róży są ewidentne - Doktor już wspominał o amerykańskim jeepie na Mazurach i dularach.

Historia miłości w koszmarnych czasach powojennych. Smarzowski przekracza kolejny poziom jakościowy, choć do czołówki europejskiej jeszcze trochę brakuje.

Ten film boli. Gdybym widziała, że jego projekcja wywołała faktyczny, fizyczny ból, pewnie bym go nie obejrzała i nikt mnie nie przekona o konieczności zdobywania wiedzy o historii własnego narodu za wszelką cenę. Smarzowski podjął się przedstawienia losów Mazurów, których dzieje należą do bardziej zagmatwanych. Ich zrozumienie dodatkowo utrudnił jako środek wyrazu stosując niedopowiedzenie. "Róża" przypomina czym w istocie jest wojna, podbój - to grabież, gwałt i zniszczenia. Perfekcyjne aktorstwo i zdjęcia.

brutalny, surowy, dla mnie do obejrzenia na raz

Dla mnie ten film był strasznie mocny, trafił bardzo celnie w moje serce, do tego stopnia, że jak skończyłem go oglądać, to byłem zlany potem z emocji jakie przeżywałem podczas jego oglądania.

Świetny film bardzo dobry klimat polecam tym którzy lubią wojenne filmy.

Efunia
Konfucjusz70
JustynaNowakowska
MRZVA
MisterAntyFilister
KamilMarx
zann123x
dvdmaniak
Blue2012
rcz
rcz