Ostatni taniec Salome (1988)

Salome's Last Dance
Reżyseria: Ken Russell

Akcja filmu jest swobodną adaptacją sztuki Oscara Wilde'a pt.: Salome. Jest rok 1893. Wilde wraz ze swoim kochankiem Alfredem przybywają w dniu Guya Fawkes'a do luksusowego domu publicznego, gdzie czeka ich niespodzianka ― zostają wciągnięci w inscenizację sztuki, w której główne role grają albo prostytutki, albo ich klienci. W rzeczywistości jednak każdy z nich gra niejako podwójną rolę... (Tofifest)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Dziwny, nudnawy film, ratowany jedynie przez pojedynczą scenę oraz zakończenie podnoszące tę dziwność do kwadratu.

Oscar Wilde dostałby zawału gdyby to przeczytał, ale niektóre z jego powiedzonek stały się już wytartymi frazesami i umieszczone w dialogach brzmią pretensjonalnie zamiast, jak kiedyś, świeżo i dowcipnie. Jak na taki niski budżet wyjątkowo starannie zaprojektowana scenografia i kostiumy. Do tego unikalny klimacik libertyński "z lekką nutką dekadencji". Całość nieco zbyt statyczna jak na mój gust, ale jest kilka bezcennych fragmentów, dla których warto zobaczyć ten film.

Ken Russell jak nikt nadaje się do zaadoptowania Oscara Wilda. Ta ekranizacja sztuki wykracza poza tradycyne granice, mieszając sztukę z samym życiem, podobnie jak Croenenberg w Nagim Lunchu postąpił z William S. Burroughsem i jego nowelą. "Ostatni taniec Salome" doskonale oddaje atmosferę końca XIX wieku. Jest przaśno-zabawny, nieco szokujący, lekko dekadencki i przede wszystkim doskonale zagrany - można poczuć się widzem w teatrze sprzed ponad stu lat.

pajestka
amused
salander
Rovdyr
turin
Esme
michuk
Brzydki
alken
anythingelse