Samson i Dalila (2009)
Samson and Delilah
Reżyseria:
Warwick Thornton
Scenariusz:
Warwick Thornton
Dwoje nastolatków, Samson i Delilah, mieszkają w odciętej od świata społeczności Aborygenów na pustyni w środkowej części Australii. W małym zbiorowisku domków wszystko dzieje się zgodnie z ustalonym cyklem. Upływa dzień za dniem i nic się nie zmienia. Wszystko pozostaje takie samo i nikt się tym nie przejmuje. Choć są głodni i wykluczeni, Samson i Delilah zakochują się w sobie. Mają tylko to. Coś prawdziwego. Kiedy dosięga ich nieszczęście, odwracają się od domu i wyruszają w podróż, aby przetrwać. Zagubieni i niechciani odkrywają, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe, ale miłość nigdy nie osądza. [WFF]
Obsada:
- Rowan McNamara Samson
- Marissa Gibson Delilah
- Mitjili Napanangka Gibson Nana
- Scott Thornton Gonzo
- Matthew Gibson Samson's Brother
- Steven Brown Drummer
- Gregwyn Gibson Bass Player
- Noreen Robertson Nampijinpa Fighting Woman
- Kenrick Martin Wheelchair Boy
- Peter Bartlett Storekeeper
Film taki jak i życie ich bohaterów. Nudne, nieciekawe. Jeżeli ktoś ma na to ochotę, proszę. Ja nie miałem.
Przez pierwszą połowę czułem się zawiedziony: film był nudny, schematyczny, nieprzyjemny i wydawał się dążyć donikąd. Z czasem jednak stało się jasne, że jest to celowe: dokładnie takie jest życie aborygenów w Australii. Jeśli tylko podejdziecie do tego jak do wymagającej, społecznie zaangażowanej pozycji, tytuł jest wart polecenia. Jeśli oczekujecie jednak rozrywki, zdecydowanie należy omijać.
Thornton jest precyzyjny. Każda scena w tym filmie jest po coś. Myślę, że nawet celowo w pewnym momencie wygasza obraz, mówiąc nam "tak mogłaby się skończyć ta historia". Ale to by było efekciarskie. Samson i Dalila nie są efekciarscy. Daleko im do tego.
Nieśpieszne, wręcz powolne tempo, nuda. Bohaterowie którzy prawie się do siebie nie odzywają, czasem sprawiają wrażenie dzikich, nie pasujących do naszej cywilizacji. Ciężko ich polubić. Ciężko zrozumieć. Ale warto.
Reżyser wziął sobie do serca maksymę "milczenie jest złotem" i miłość głównych bohaterów przedstawił bezdzwięcznie (przez co na szczeście nie straciła one na wiarygodności i uroku).
W "Samsonie" nie brakuje trafnych spostrzeżeń dotyczących przepaści dzielącej białych i Aborygenów.
ogólnie warto się skusić i pójść do kina.