Gorączka sobotniej nocy (1977)

Saturday Night Fever
Reżyseria: John Badham

Tony jest sprzedawcą w sklepie z farbami na Brooklynie, ale nocą przemienia się w niekwestionowanego króla tanecznego parkietu. Każdej soboty zakłada koszulę z wykładanym kołnierzem, szerokie spodnie, buty na koturnie i rusza do jedynego miejsca, w którym nie jest traktowany jak biały śmieć, ale jak bóstwo. Jednak w tle, gdzieś w ciemnościach nocy, z dala od dyskotekowych świateł i błyszczących kul, rozgrywa się dramat miłosnych zawodów, rozczarowania i przemocy.

Obsada:

Pełna obsada

Rewelacyjny Travolta w kultowym filmie o młodzieży ery disco. Do tego muzyka Bee Gees. Polecam.

Po seansie wskakujesz w dzwony i śmigasz na parkiet bez gadania

Przed obejrzeniem nie czytałam wiele o tym filmie. Znając pochodzące z niego przeboje i ogólną tematykę (taniec), spodziewałam się lekkiego filmu muzycznego. Tymczasem okazało się, że to kawał ciężkiego, szarpiącego psychikę kina obyczajowego. Bardzo dobry film.

Podejrzewam, że po jakimś czasie jedyne wspomnienie jakie pozostaje z "Gorączki sobotniej nocy" to John Travolta w dzwonach, jednak w tej produkcji jest coś więcej. Bynajmniej nie chodzi mi o muzykę Bee Gees i wątpliwej urody zdjęcia (mamy do czynienia z Bursztynową Komnatą weselnych kamerzystów), a o fakt, że spod tanecznego love story wyziera dramat społeczny. Wszyscy bohaterowie są w jakiś sposób przegrani, złamani, albo niedopasowani, taniec nie jest dla nich ratunkiem, a co najwyżej kolejną używką. Na tle współczesnych filmów tanecznych wypada jednoznacznie pozytywnie, dlatego że ciężar obrazu lokuje się w historii, a nie efekciarskich występach.

asthmar
duzulek
avrewska
Szklanka1979
Michalwielkiznawca
AniaVerzhbytska
jakilcz
agryppa
psubrat
dcd
dcd