Raid (2011)

Serbuan maut
Reżyseria: Gareth Evans
Scenariusz:

W samym sercu slumsów Dżakarty znajduje się budynek, który jest kryjówką dla najniebezpieczniejszych morderców i gangsterów. Elitarny oddział SWAT zostaje wysłany w celu zabicia narkotykowego barona, który jest szefem gangsterów. Podczas akcji policjanci wpadają w pułapkę. Oddział zostaje uwięziony na szóstym piętrze. Nie pozostaje im nic innego, jak walczyć by przeżyć i wydostać się z budynku. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Mocne kino akcji na rozpoczęcie OFF Plus Camera.

najbardziej dłużyły mi się sceny walki (wręcz?), ot ciekawostka.

A mnie się podobało! Choć ci elitarni zachowywali się momentami jak totalni amatorzy (megawkurzające, bo się przez to gubi cała autentyczność filmu), a ci źli zamiast atakować kupą, czekali grzecznie na swoją kolej, i że niektóre walki były za ładne choreograficznie niczym w starych odcinkach Strażnika Teksasu... Ale z drugiej strony pęczak to bardzo widowiskowy styl walki:), niektóre scenki były naprawdę bardzo pomysłowe, no i świetnie dobrano muzykę. Fajne, brutalne kino.

Jeśli siedzę na krawędzi fotela pomimo tego, że ekspozycja jest szczątkowo a żaden z bohaterów mnie jakoś szczególnie nie obchodzi, to coś jest na rzeczy. Doskonale zrealizowany film akcji, co warto docenić w dobie kretyńskiego budowania dynamiki za pomocą niewyraźnych zbliżeń i ultraszybkiego montażu. Tu przeciwnie - widz nigdy nie traci gruntu pod nogami, jeśli chodzi przestrzenne rozmieszczenie bijatyk i strzelanin. Sceny walki wręcz mają piękną, naturalną choreografię. Trudno powiedzieć, że będzie się ten film pamiętać przez całe życie, bo to jednak błahostka, ale jako wyczyn z dziedziny kina akcji - coś niesamowitego.

Poza fajnymi scenami akcji w tym filmie nie ma nic. Nuda, ile można oglądać walki? Gdzieś po trzydziestu minutach przestało mnie interesować czy którykolwiek z bohaterów wyjdzie z tej imprezy żywy.

Indonezyjskie kino akcji wysokich obrotów i podwójnego rozczarowania. Pierwszy akt przez dobrych kilkadziesiąt minut igra z formą. Brutalna egzekucja w wykonaniu głównego badguya zapowiada wystawienie wrażliwości widza na ciężką, choć starannie wyreżyserowaną próbą. Pierwsze starcia antyterrorystów z „dresami” w mrocznym wieżowcu przywodzą na myśl filmy z zombiakami. „Atak na posterunek 13” skrzyżowany ze „Świtem żywych trupów”? Niestety nie. Formuła survival horroru rozmywa się szybko jak sen niezłoty. Drugi akt przypomina południowowschodnioazjatycką wariację „Szklanej pułapki” z dwoma równorzędnymi bohaterami. I gdyby tylko utrzymano ten ton do końca, byłoby dobrze. Niestety, w akcie trzecim następuje kolejna gatunkowa wolta, która strzela scenariuszowi w głowę. „Raid” zamienia się bowiem w tępe łubudu z absurdalnym, zbędnym zwrotem akcji i długą sekwencją walki wręcz, znakomitą w sensie technicznym (jak zresztą wszystkie pozostałe), ale pasującą do ciągu wydarzeń jak pięść do nosa.

Dwójka jest lepsza, kilka ze scen kontynuacji to czyste filmowe złoto, a ja nawet nie lubię kina akcji ;)

BlonD1E
asthmar
Konfucjusz70
beznazwybez
GARN
slamaxx
alanos
Fi5heR
bjag
Ambrotos