Dom latających sztyletów (2004)

Shi mian mai fu
Reżyseria: Yimou Zhang

Dynastia Tang była jedną z najbardziej światłych w całej historii Chin. Za jej panowania Chiny stały się jednym z najpotężniejszych państw świata, a stolica Tangów Chang'an była jednym z największych ówczesnych miast. Jednak w roku 859 dynastia Tang lata świetności ma już za sobą. Chyli się ku upadkowi. Rząd jest skorumpowany, a cesarz niezdolny do sprawowania władzy. W kraju panuje niepokój. Zaczynają się powstania ludowe. Tworzą się grupy buntowników. Największa i najbardziej licząca się to Dom Latających Sztyletów. Dom Latających Sztyletów działa w ukryciu. Odbiera bogatym i rozdaje biednym. Zyskuje poparcie i zachwyt wśród ludu, szybko się rozrasta. Grupa działa w Feng Tian, prowincji niezbyt odległej od stolicy. Szybko staje się więc cierniem w oku lokalnej władzy. Władzom udaje się schwytać i zabić przywódcę Domu Latających Sztyletów, jednak rebelianci wciąż działają. Pod przewodnictwem nowego przywódcy grupa rozkwita jeszcze bardziej. Dwaj kapitanowie z prowincji Feng Tian: Leo i Jin dostają do spełnienia tajną misję. W ciągu dziesięciu dni mają schwytać tajemniczego przywódcę Domu Latających Sztyletów. Kapitan Leo podejrzewa, że Mei, nowa, niewidoma tancerka z 'Pawilonu Piwonii', jest córką starego przywódcy rebeliantów. Aresztuje ją, jednak dziewczyna nie chce udzielić żadnych informacji. Kapitanowie wpadają na pewien pomysł. Kapitan Jin udaje samotnego wojownika imieniem 'Wiatr'. Udaje mu się uratować Mei z więzienia. Zyskuje tym samym jej zaufanie i eskortuje ją do sekretnej siedziby Domu Latających Sztyletów. Wszystko idzie zgodnie z planem, jednak w czasie długiej drogi do kwatery buntowników Jin i Mei zakochują się w sobie...

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Jaki piękny wizualnie film! Przepiękne kolory, miejsca, ornamenty ozdobne, tkaniny, widoki. Piękni byli nawet aktorzy. Uwielbiam tę stylistykę, jak „Lalka” Czy „Hero”. Źródełko wyłożone gałązkami leszczynowymi, las bambusowy, druidki w plecionych zielonych kapeluszach, sceny walk...

Głupiutki, ale trafia w mój czuły punkt - ma niesamowite, kolorowe zdjęcia, zahaczające niestety czasem o kicz. Nie szkodzi, wszystko dzieje się tak szybko, że poczucie estetyki nie ma kiedy się obrazić.

Podpisuję się rękoma i nogami :-)

Fabuła nie jest najważniejsza, choć i ona ma wiele zaskakujących wariacji wokół głównej osi - ostatecznie czy "Wzgórze nadziei" jest bardziej złożone? Polubiłem jednak takie efektowne wschodnie kino, połączone z refleksją o ludzkim losie (tak jak w "Hero"). To jest dziwny gatunek, powiedzmy "fantastyka epicka", gdzie różne fantastyczne elementy służą jako podkreślenie dosyć klasycznej opowieści o miłości, walce (w podtekście i władzy) oraz dylematach etycznych. Ładna historia pięknie sfilmowana.

Lubię klimat dalekowschodnich filmów ale ten mnie nie wciągnął tak, jak np "Przyczajony tygrys". Trochę szekspirowski (zalatuje Otellem - choć może to tylko niezbyt celowa zbieżność). Zastanawia brak pointy dla wątku kręcącego się wokół tytułu filmu. Nie jest to jednak typowe zostawienie furtki dla widza do przemyśleń. Ot, bez sensu i celu wrzucona jedna mała scenka pod koniec filmu. Na uwagę zasługują znakomite FX i ścieżka dźwiękowa. Swoją drogą nie rozumiem czemu główną rolę gra Japończyk

Właściwie to jest tylko półjapończykiem i już wcześniej grał głównie w filmach chińskich oraz Hong Kong. De facto to po prostu chiński aktor wyspiarskiego pochodzenia.

Pół-japończyk - pół-tajwańczyk. Rysy twarzy ma jednak bardziej japońskie (moim zdaniem oczywiście). W każdym razie urodą odstaje od pełnokrwistych chińczyków i w tym filmie to widać (sam nie wiem czemu ale od pierwszych ujęć byłem pewien, że jest Japończykiem - dopiero dziś sprawdziłem jak to jest naprawdę). Wydaje mi się, że dla Chińczyków mogłoby by to stanowić małe faux pas.

Rzuciłem okiem na oceny Esme i verdiany i zdałem sobie sprawę, że wizualna strona filmów w tym duchu jest dla mnie tak oczywista, że nie wpisałem tego jako atut. Oczywiste niedopatrzenie =o)

Tak, zdecydowanie ma inne rysy. Ale myślę, że dla powodzenia filmu najistotniejsze jest, że jest przystojnym, popularnym aktorem. W "Wiele hałasu o nic" (http://filmaster.pl/film/much-ado-about-nothing/) Denzel Washington i Keanu Reeves grają braci. ^_^

Poza tym skoro grał w innych chińskich filmach, to jest odbierany jak "swój". No i przypuszczam, że nawet jeśli my nie mamy możliwości się o tym przekonać, na pewno w Chinach - zwłaszcza wschodnich - jest więcej ludzi o rysach, które nazywamy japońskimi.

Ok zabrzmiało może ciut źle... Nie przeszkadzały mi te japońskie rysy twarzy. Ot równocześnie z uświadomieniem sobie japońskości tych rysów przyszła myśl o nienajlepszych relacjach chińsko-japońskich. I tyle.
Masz zapewne rację i Yimou Zhang wiedział co robi zatrudniając Kaneshiro. Zresztą akurat bardziej mnie wkurzała gra Andy Lau (jakiś płaski taki). Kaneshiro był bardziej żywy =o)

Ja pomyślałam, że skoro nawet my umiemy zgadnąć po wyglądzie, że to nie Chińczyk, to pewnie Chińczycy mogą się krzywić, że nie pasuje do "realiów historycznych".

Piękny - czy to w kontekście uczuć bohaterów, czy scenografii, czy wreszcie widoków.

To jest Zhang jakiego uwielbiam. Zhang opowiadający o miłości i walce. Opowiadający pięknie i poetycko. Opowiadający kolorem, tańcem, muzyką, polem i lasem...

Konfucjusz70
malamadi
slamaxx
dag
dag
AniaVerzhbytska
MureQ
asia1298
jakilcz
Pedzacyzolw
jhsdsdkf