Deszczowa piosenka (1952)

Singin' in the Rain
Reżyseria: Stanley Donen, Gene Kelly
Scenariusz: ,

Jest rok 1927, para filmowych kochanków Don Lockwood i Lina Lamont jest u szczytu sławy. Jednak nad ich idealne życie zmiania się, gdy producenci podejmują decyzję o stworzeniu musicalu z ich udziałem. Lina, której warunki głosowe nie pozwalają na role musicalową, decyduje się na pomoc dublerki, która staje sie jej rywalką w walce o uczucia Dona.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Podobno król musicali, ale mi jedynie kultowa piosenka śpiewano-tańczona w ulewie zapadła w pamięć. Oczywiście bzdury gadam, bo film jest bomba.

Gdyby mniej tańczyli i mniej śpiewali byłby to świetny film. Piosenki w tym filmie to przykład braku umiaru, są długie (poza najbardziej znaną), dość monotonne, występuje masa statystów. Historia ma ogromny potencjał komediowy, ale rozbijanie jej nic nie wnoszącymi piosenkami nie pozwoliło na pełne jego wykorzystanie.

Dzieło wybitne w dziedzinie musicali czy też komedii muzycznych.

To że piosenki fajne, to się spodziewałam. Ale doszła do tego bardzo sympatyczna fabuła, humor w moim stylu i dający się lubić bohaterowie. No i jeszcze jedno - najlepsze pokazy stepowania, jakie dotychczas widziałam w kinie. To aktualnie mój trzeci ulubiony musical - po Skrzypku na dachu i Kabarecie

U mnie chyba najlepsze są "Dźwięki muzyki" i "Skrzypek na dachu", ale nie jestem pewien, bo nie mam filtru na musicale, tzn. nie zapamiętuję tak po gatunku. Np. "Kabaret" to dla mnie bardziej dramat, a "Gnijąca panna młoda" to bardziej animacja. A, "The Wall" to też w sumie może być musical, bo nie znam granic gatunku.

Mnie w "Deszczowej piosence" piosenki najmniej się podobały, nie były złe, ale było ich za dużo. Cała reszta broniłaby się sama przy niewielkiej pomocy piosenek. Moim nr 1 jest zdecydowanie "Kabaret", znam go praktycznie na pamięć.

Mnie nie pasowała tylko jedna - ten numer broadwayowy. Pojawił się tak ni z gruchy ni z pietruchy. Reszta była w całkowitym porządku.

Dla mnie ten kawałek był nie do zniesienia, co wpłynęło na ocenę całości. Resztę byłbym w stanie zaakceptować, chociaż wydawało mi się, że nigdy nie przestaną stepować, tyle to trwało.

Mnie się to stepowanie zwyczajnie podobało, więc nie skarżę sie na długość ;) . W każdym razie zgadzamy się w jednym - bez Broadwayu ten film byłby (jeszcze) lepszy.

Zdecydowanie lepszy, ta wstawka była wyjątkowo od czapy. Co do stepowania, to są moje osobiste preferencje, po prostu za tym nie przepadam. Aquilla widziałaś "All that jazz"? Jeżeli nie, a podobał Ci się "Kabaret", to polecam,

Poluję na niego, jak będzie w TV, to sobie obejrzę

Nie lubię musicali, filmów muzycznych, ani innych tym podobnych. Jednak ten film mnie urzeka. Genialne sceny, ciekawa fabuła, dobre i zabawne piosenki. No i dałabym się zabić, by umieć tak stepować!

Lekki jak piórko musical o skutecznym przebranżowieniu aktora filmów niemych. Sporo ironii i niezła aranżacja piosenek umożliwiają przetrwanie przed ekranem.

robirgen
Valutiras
mordino
nikanika
milali
zann123x
Farary
bttfisthebest
GARN
AgaL