Bikiniarze (2008)

Stilyagi
Reżyseria: Walerij Todorowski

Obraz Moskwy lat 50-tych XX wieku. Grupa młodych ludzi podejmuje walkę o prawo do bycia innymi niż wszyscy – pragną słuchać innej muzyki, inaczej się ubierać i oczywiście kochać. Popularne szlagiery, skomplikowane układy choreograficzne, interesująco skonstruowana fabuła i porywająca historia miłosna – a wszystko na tle wspaniałych dekoracji. (Sputnik)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Moskwa, 1955.

Good guys: Bikiniarze (po rosyjsku: Stilyagi), tańczący rosyjskie Bugi-Wugi, ubierający się na kolorowo i układający włosy "na szklane wode".

Bad Guys: KomSoMoł w niebieskich mundurkach, który robi naloty na bikiniarskie imprezy, obcina amerykańskim sługusom włosy i kolorowe krawaty i urządza seanse nienawiści.

Rewelacyjna muzyka, nienachalny morał... Bardzo porządny film.

Film piękny od stóp do głów. W przenośni i dosłownie - nawet Ci niebudzący sympatii bohaterowie nie mają fizycznych skaz, a od tytułowych "Bikiniarzy" wręcz trudno oderwać wzrok. Zdjęcia tętniące życiem i barwami.
Jako musical film również nie kuleje. Muzyka świetna pod względem kompozycyjnym, aranżacyjnym oraz wykonawczym, przy czym pozostająca w doskonałej równowadze z fabułą.

Najbliżej 'Bikiniarzom' do 'Hair'. I tu, i tu mamy musical dziejący się w gorącym politycznie okresie, którego bohaterowie chcą nie dać się wplątać w wielką machinę i z fantazją bawić się na całego. To lekka historia, dziejąca się w ciężkich czasach; najwyraźniej objawia się to gdy niefrasobliwe decyzje bohaterów zaczynają mieć konsekwencje, a film robi się nagle poważniejszy. Niestety, coś co mogłoby być świetnym zakończeniem, jest jedynie epizodem, a film trwa dalej - odrobinę za długo.

Rewelacja! Niby lekki musical, ale jednak w zgrabny sposób poruszający poważne tematy. Kilka rewelacyjnych pomysłów realizacyjnych (babcia podglądająca kochająca się parę przez dziurkę od klucza, piosenka wykonywana przez Katę w auli, etc) i przede wszystkim świetna zabawa. Porównania do "Hair" bynajmniej nie przesadzone.

O ile jestem w stanie przełknąć musicalowe słodkości z Hollywood, to akceptacja próby zrobienia czegoś takiego w Moskwie lat pięćdziesiątych nie jest dla mnie taka łatwa. Wszystko jest piękne, kolorowe, nawet obdrapane ściany wyglądają jakby je zrobiono na potrzeby filmu. Gdybym miał oceniać za najlepszą scenę "Bikiniarze" mieliby 10 (zebranie Komsomołu, dawno nie widziałem tak mocnej sceny w musicalu). Dobry film, ale twórcy chyba mieli ambicje na rosyjskie Hair, których spełnić się nie udało.

Rosyjski musical, który w lekkiej formie porusza trudne kwestie (życie w latach 50. W sowieckiej Rosji). Rzeczywiście dość blisko mu do „Hair”, ustępuje mu jedynie muzyką. I to tylko trochę. :)

Vintage w ruskim stylu.

milosniczka
AniaVerzhbytska
jakubkonrad
polnocny
lapsus
anastazja
Skyscore
waleriana
kamil288
emerenc