Nadav Lapid wykazuje zadziwiające jak na filmowca zainteresowanie językiem. Jego poprzedni obraz opowiadał o samorodnym talencie poetyckim, który ujawnił się w dziecku. Synonimy pokazują radyklanie odmienną sytuację. Tym razem nie chodzi o cud narodzin języka w jego najczystszej poetyckiej formie, a o jego kres – całkowite odcięcie się przynajmniej od jednego z nich.
Obsceniczny, plugawy, uliczny, wulgarny, pikantny, świński. To niekoniecznie epitety, którymi należałoby opisać konkursowy film, laureata Złotego Niedźwiedzia; a słowa, które powtarza trenując język francuski izraelski imigrant. Yoav, spacerujący po paryskich ulicach w charakterystycznym musztardowym płaszczu, korzystając z książkowego słownika, nieudolnie stara się wtopić w realia obcego miasta, zakorzenić w nowym miejscu, nie mając przed sobą szansy powrotu do kraju ojczystego. ...