Nawet deszcz (2010)
Jeden z najgłośniejszych filmów ostatniego roku, w reżyserii wielokrotnie nagradzanej m.in. za MATAHARIS i DAJĘ CI MOJE OCZY, Icíar Bollaín. Sebastian (Gael García Bernal) - reżyser idealista i jego producent (Luis Tosar) realizują w Boliwii film o przybyciu Kolumba do Ameryki. Jednak w trakcie zdjęć w regionie wybucha tzw. "wojna o wodę". Rozpoczyna się podwójna walka rdzennych mieszkańców Boliwii z najeźdźcami z Zachodu - w filmie i w rzeczywistości. (opis dystrybutora)
Obsada:
- Gael García Bernal Sebastián
- Luis Tosar Costa
- Karra Elejalde Antón / Cristóbal Colón
- Cassandra Ciangherotti Maria
- Juan Carlos Aduviri Daniel / Hatuey
- Raúl Arévalo Juan / Antonio de Montesinos
- Vicente Romero
- Carlos Santos Alberto / Bartolomé de las Casas
- Pau Cólera
- Dani Currás
- Luis Bredow Jefe de Policia
- Najwa Nimri Actriz
- Jorge Ortiz Prefecto
Zwiastun:
Wyróżnione recenzje:
Nawet deszcz
Film operuje na kilku planach jednocześnie - XVI-wiecznej konkwisty, współczesnego planu filmowego i boliwijskiej ulicy w czasie społecznych zamieszek. Łagodne przejścia między tymi "rzeczywistościami" i połączenie ich dodatkowo symboliką krzyża chrześcijaństwa to jeden z atutów tego ciekawego obrazu. A jest tych atutów więcej - obsada, pewna subtelność i oszczędność środków (jak na kino festiwalowe mało tu efektów specjalnych i fajerwerków), ...
Deszcze niespokojne
Kino społecznie zaangażowane ma to do siebie, że filmy z tego nurtu na pewno znajdą gorących przeciwników i zagorzałych zwolenników, reszta (jeżeli nie większość) wzruszy tylko ramionami i stwierdzi, że problem ich nie dotyczy. Im w bardziej egzotycznej scenerii umieszczona akcja tym temperatura sporu chłodniejsza. Czy to oznacza, iż "Nawet deszcz" nie dość, że fabularnie usytuowany w Boliwii, to jeszcze ...
ciekawa paralela wykorzystania indian kiedyś i współcześnie. Pomysł na scenariusz naprawdę ciekawy, można było chyba bardziej zagrać na przenikaniu się tych dwóch światów. W samym filmie zabrakło dramatyzmu, a sprowadzenie końcówki do tego, do czego zostało sprowadzone to po prostu zmarnowanie potencjału.
Ileż można powtarzać, że okrutni Jankesi niszczą piękną , boliwijską ziemię. Film dęty, a jednak miło się ogląda. Jednak rozczarowanie kinem hiszpańskim i Bernalem
widzę, że masz podobne odczucia jak ja do zupełnie odwrotnej sytuacji: wielcy Jankesi ratują świat.
Ci Amerykanie...
Najlepiej gdyby ich w ogóle nie było, no nie? Gdzie się nie pojawią tam wam się nie podoba ;)
dokładnie :D czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?
Mnie się jeno film nie podoba, a Jankesi to nie wiem, w filmie w zasadzie ich nie ma, tylko swoi biją swoich. Jankesi im płacą, ale tego nie pokazali.
może gdyby ich nie było to mało kto w Ameryce by ten filmu nie obejrzał
to już dla mnie zbyt zawiła dialektyka
słusznie. nie wybiegajmy za bardzo w bok. Dam tym razem Amerykanom spokój.
Wracając do oceny samego filmu - ja ostatnimi czasy mam takie zaufanie do filmów , w których mówi się po hiszpańsku (za wyjątkiem wielkiego Aldo , który z filmu na film coraz bardziej mnie wpieprza), że jak widzę coś, co kompletnie mnie omija, to czuję się mocno rozczarowany. Nie podobało mi się pokazanie takie jednostronne tych dobrych Indianeiros. Naprawdę - dla mnie to była wymowa produkcyjniaka. Choć zdjęcia tuszują te wszystkie niezgrabności fabuły.
Naiwny i banalny, że aż ręce opadają. Kilka fajnych elementów: jak sam pomysł z filmem w filmie, piękne boliwijskie krajobrazy, dobra gra aktorów i jak mniemam boliwijskich naturszczyków, ważny temat, ciekawe dylematy moralne, ale wszystko zaprzepaszczone i rozmyte przez tanie wzruszenie. Tym bardziej jestem rozczarowana, że kino ze społecznym lub/i politycznym podtekstem mnie bardzo interesuje, dlatego moja ocena jest tak niska. Głównie przez kiepski scenariusz.
przystępny, wciągający film o kolonializmie i globalizacji, do tego bardzo ładny Gael Garcia Bernal - szkoda, że nie dostał chociaz nominacji do oscara