Jest tajemnica, kilka sekretów, dużo szaleństwa i bezmiar samotności. Testosteron buzuje na skale pogrążonej we mgle, gdzieś na krańcu świata. Ożywają wspomnienia i koszmary. Całość podana w surowych szarościach, okraszona doskonałym, jak zawsze zresztą, Willemem Defoe.
To formalnie bardzo interesujące, ale nie porwało. Oglądając W matni Polańskiego miałem poczucie obcowania z iskrą bożą. Tutaj nie.
Być może najlepszy film roku. Prawie arcydzieło.