Młyn i krzyż (2011)

The Mill and the Cross
Reżyseria: Lech Majewski

Najnowszy film Lecha Majewskiego dostarczy wrażeń wszystkim, którzy szukają niezapomnianych przeżyć w kinie. Ręką reżysera, na oczach widzów, ożywiony zostaje niezwykły obraz – "Droga Krzyżowa" Bruegla, z całym swym pięknem, z całą swoją surowością i okrucieństwem.

Dzięki nowym technologiom reżyser pokazuje losy 12 postaci z obrazu. Realizacja filmu trwała 3 lata i wymagała niezwykłej cierpliwości i wyobraźni. Wykorzystano technologię CGI (obraz generowany komputerowo, technologia wykorzystana m.in. w "Labiryncie fauna" i "Avatarze") oraz przestrzeni 3D. "Wykonana praca może być porównana do tkania ogromnego cyfrowego gobelinu zbudowanego z wielowarstwowych perspektyw, zjawisk atmosferycznych i ludzi" – tłumaczy reżyser Lech Majewski.

W rolę Pietera Bruegela wcielił się Rutger Hauer. Michael York zagrał bankiera Jonghelincka, kolekcjonera jego obrazów, a Marię – Charlotte Rampling.

Po filmach "Avatar" i "Incepcja", w których nie chodziło jedynie o opowiedzenie zwyczajnej historii, również "Młyn i Krzyż" wpisuje się w nowy nurt wizjonerskiego kina. Widzowie podczas tego filmu będą mogli odkryć, że granice wyobraźni, dla prawdziwych artystów, nie istnieją. (opis dystrybutora)

Obsada:

Zwiastun:

Niesamowity film w każdym calu: od koncepcji, przez realizację, po klimat! Momentami kojarzył mi się z filmami Paradżanowa, czy "Milczącymi duszami" Fiedorczenki - czułem się jakbym zamieszkał na chwilę w zupełnie innym świecie. Nie wiem co Majewski chciał powiedzieć, może po prostu chciał zinterpretować obraz filmem - czyli zrobić w kinie coś, czego jeszcze nikt nie zrobił. Nawet jeśli tylko tyle, to zasługuje to na duży szacunek. Eksperyment całkiem udany.

No właśnie, dla mnie to jest najbardziej oczekiwana polska premiera roku, jeśli nie nawet kilku ostatnich lat.

Zwiastun bardzo dobry. Taki teatr tv na specjalnych efektach. Oby nie był to przerost formy nad treścią. Coś jak Parnassus chyba.

No jak Parnassus to chyba nie, bo Lech Majewski jest znanym (poważnym) artystą, który miał np. wystawy w Museum of Modern Art w Nowym Jorku, więc raczej nie jest "efekciarzem" (nie żebym nie szanował Terry'ego Gilliama oczywiście!). Myślę, że to raczej w kierunku Greenawaya jest. Ale pewnie michuk wie więcej.

Zwiastun jest mocno propagandowy. Ale trudno się dziwić. To bardzo spokojny film, praktycznie bez fabuły - obserwujemy różne wyrwane z kontekstu wydarzenia po prostu, z życia belgijskiej wsi pod panowaniem Hiszpanów. Młyn i krzyż w ogóle nie nadaje się moim zdaniem do dystrybucji w kinach. Ludzie będą wychodzić całkowicie zawiedzeni, bo większość pójdzie oczekując filmu fabularnego / biografii. A to taka wariacja na temat obrazu, zrealizowana środkami nietypowymi dla kina. Z Parnassusem nie ma wspólnego absolutnie nic.

Czyli nuda dla zapaleńców ;)

Uwielbiam nudę! ;)

Tak, to film zdecydowanie dla doktora, nie dla umbrina.

Aaaaaaaaaaaaaa, film z moich stron rodzinnych i z ziomalami, wienc - czekamy na koniec marca. Się cieszę, że się podobało!

Ten film nie chce wyjść z mojej głowy. Muszę go przetrawić i poskładać by móc napisać o nim coś co nie trąci o banał.
Na razie 7.

Estetyczna uczta i głęboki przekaz etyczny. Podróż po obrazie Breugla jest zaproszeniem do świata sztuki flamandzkiego malarza. Film powstał z inspiracji esejem historyka sztuki Michaela Gibsona, który próbuję odtworzyć znaczenia ukryte w obrazie Breugla, tak jak to odczytywali współcześni malarzowi odbiorcy. Ja wcześniej nie spotkałem się z taką próbą. Majewski poświęcił trzy lata życia, a do stworzenia perfekcyjnego filmu poświęconego jednemu obrazowi zaangażowano niesamowite środki.

Lech Majewski dzieli się z widzami swoją pasją, pokazując, że nie sposób zrozumieć i w pełni docenić dawnego malarstwa, zatrzymując się przed obrazem na parę sekund. A robi to w imponującym wizualnie stylu!

dawno żaden polski film nie zbierał takich ocen, nawet na Filmasterze. Wybrałbym się, ale mam pytanie: czy do pełnego zrozumienia filmu potrzebna jest jakaś wiedza z tej tematyki? jako umysł ścisły zawsze traktowałem WOK oraz itp jako zło konieczne.

Ja, informatyk, byłem zachwycony stroną wizualną. Nie wiem czy jest w tym filmie naprawdę wiele do rozumienia. To interpretacja obrazu. Każdy może mieć swoją, ale śledzenie tej Majewskiego jest pasjonujące. O malarzach holenderskich wiedziałem tylko tyle, że malują ludzi starych, pokurczonych i że są to najpiękniejsze obrazy właśnie.

Łoj! To ja nawet wiem, że Bruegel malował plebs w odróżnieniu do większości malarzy tamtych czasów. Idę jutro bo się trochę podpaliłem. Paradoks polega na tym, że film do obejrzenie tylko w multipleksach; w sumie dobrze bo przynajmniej jakość będzie dobra.

Ten film w multipleksach to tak naprawdę spełnienie marzeń - pusta sala, brak pop-cornu (u mnie na projekcji nikt nie kupił) i świetny obraz i dźwięk.

Potwierdzam to co pisze michuk - ten film nie jest trudny do zrozumienia, bo jego istotą jest pokazanie procesu tworzenia obrazu i rozszyfrowanie występujących na nim postaci. Ja również idąc na film nie miałem zbyt wielkiej wiedzy o flamandzkim malarstwie.

Są miejsca oprócz Multipleksów, w których ten film można obejrzeć. Oglądałem go przed tygodniem w krakowskim kinie Micro.

Muszę przyznać, że formalnie jest to śliczne. Żałuję, że przed seansem nie przyjrzałam się dokładniej obrazowi Breugla; szkoda też, że Majewski nie zdecydował się na inny obraz, eksperyment mógłby być jeszcze bardziej udany. Tego filmu nie sposób porównać z niczym innym, jest wyjątkowy, ale też mi z tyłu głowy chodzi Paradżanow.

Adam Sikora pokazał podobną "malarską" klasę co Greenaway w "Nightwatching". Co prawda ujęcia we wnętrzach, ze względu na oświetlenie i paletę barw, kojarzą mi się bardziej z późniejszym malarstwem Złotego Wieku niż z Breuglem, ale to wcale nie wada. Wizualnych smakołyków może nawet za dużo, bo mogą zaabsorbować bez reszty, a to przecież film, który ma ambicje przemówić też do duszy. Prawdziwe wydarzenie artystyczne w kinie. Warto.

Muszę przyznać, że film mnie pozytywnie zaskoczył. Zazwyczaj szukam w filmach jakiegoś przekazu, myśli przewodniej... Tutaj zamiast niej był obraz, pokazany, opowiedziany w nietypowy sposób. Wspaniały sposób interpretacji.

wielkie nabzdyczone własną pustką nic. dodać nić ująć

"nabzdyczone własną pustką nic"

""nabzdyczone własną pustką nic""

"To czas , który staje, gdy dokonuje się coś wielkiego." - to ja poproszę o wskazanie ostatniego udokumentowanego przypadku zatrzymania czasu, bo coś mi tak chyba umknęło.
"bohaterem zbiorowym tych dzieł jest anonimowa ludzka mierzwa" - ponieważ jestem niedouczony - sprawdziłem - http://www.sjp.pl/co/mierzwa. I teraz, tak w ramach poszukiwania głębi etycznych, mam pytanie - to ci ludzie na obrazach kolegów na B. wg szanownego interlokutora to są słomą czy raczej nawozem?

Bo to przenośnie są. Ale oczywiście szanownego interlokutora, czy coś, nie musi to nic a nic obchodzić.

obchodzi. tylko nie kumam. proszę o objaśnienie. nie kumam też powtórzenia fragmentu mojego zdania jako nawiązania dyskusji.
no i niestety nie rozumiem też do czego przenosi ta ludzka mierzwa, a dwa możliwe znaczeni trochę mnie mrożą - bo pachną mi pogardą. ale może ja mam węch przeczulony. albo wiosna

Co do powtórzenia fragmentu, oto moja hipoteza... Wiesz, ja bym się osobiście bał napisać, że film to wielkie nic, bo jeśli okazałoby się, że go nie zrozumiałem, to wyszłoby na to, że to "wielkie nabzdyczone własną pustką nic" jest we mnie, a nie w filmie. Ponieważ nie podałeś absolutnie żadnego argumentu formułując tak skrajną opinię, stąd niestety Twój komentarz można odnieść do Twojej recenzji. Tak odgaduję intencje lapsusa.

Ad meritum, trudno z Tobą dyskutować, bo nie podałeś żadnego uzasadnienia. Uważasz, że to o czym pisał lapsus w swojej notce to jego wymysły? Że tego nie ma w filmie? Bo jak inaczej interpretować słowo "nic"?

I jeszcze w kwestii słowa "nabzdyczony". Używając Twojej metody zapytam, bo sprawdziłem - http://sjp.pwn.pl/slownik/2485492/nabzdyczony - w którym miejscu film okazuje swoje niezadowolenie lub zagniewanie?

Bo "nabzdyczone własną pustką nic" można powiedzieć o wszystkim. Np. (nie wiem , co cenisz) - Goethe - nwpn, Szekspir - nwpn, Mozart - nwpn. A jak piszesz, że nic dodać nic ująć, no to jest wg mnie szczyt arogancji i brak szacunku dla tych , ktorzy maja odmienne zdanie.
Ludzka mierzwa to wg mnie tłum, zwykły, może byle jaki, chcący pić, jeść, kochać, a nie dążący do idei. Metafora może nie najwyższych lotów, ale to po pierwsze rzecz gustu, po drugie chyba nie o tym rozmawiamy, czy nam się metafory podobają.

Jeśli chodzi o zatrzymanie młyna to kluczowy moment filmu. W momencie ukrzyżowania młynarz-Bog zatrzymuje czas. dokonuje się ofiara, ktora zmienia oblicze świata. To nie tylko moja opinia, tak to tłumaczył sam Majewski po seansie. Wiem, że to może kogoś irytować, ale moment zatrzymania młyna można potraktować także intelektualnie jako podkreślenie wagi pewnych chwil w historii. Zresztą próbowałem to objasnić w tekście, jeśli mało przekonywująco, to trudno. Widocznie lepiej nie umiałem.

@ doktor_pueblo - nie zapraszałem nikogo do dyskusji. nie mam na to czasu teraz. film zrobił na mnie tak złe wrażenie, że uważałem że ludziom którzy m.in. na podstawie moich ocen dostają rekomendacje należą się trzy słowa wyjaśnienia. Być może to było egocentryczne, cóż czasem jakiś punkt odniesienie się przydaje. Radykalność mojej oceny? - bardzo proszę jeśli ktoś chce do mnie odnieść te słowa, służę policzkiem. To co napisała lapsus jest chyba w filmie - i dla mnie to jest właśnie słabe - żeby było jasne - jestem ateistą, nie wierzę zatem w odkupienie i inne tego typu historie uzasadniające okrucieństwo, cierpienie. Tak możecie interpretować słowo nic, jeśli już jakoś musicie. Nabzdyczony - hmm. Rzeczywiście nie było to najtrafniejsze. Lepsze chyba by było: nadęte, nabrzmiałe, nadmuchane. Jak widać sjp nie jest moim codziennym narzędziem pracy. Ale uważam, że też trochę pasuje do filmu - on jest nabzdyczony na tzw. komercyjną twórczość filmową. z trzeciej strony film nie jest osobą, więc się nie może bzdyczyć.
@ lapsus - tak można powiedzieć o wszystkim, jeśli czujesz taką potrzebę to ja zachęcam: im mniej tłumimy swoje pragnienia tym więcej złości zostawiamy innym.
"Ludzka mierzwa to wg mnie tłum, zwykły, może byle jaki, chcący pić, jeść, kochać, a nie dążący do idei." - ci ludzie dążą do idei fajnego życia tu i teraz. Czasem im tylko ktoś przeszkadza paląc na stosach za nieobyczajne życie, albo ćwiartując za brak ideowości. Nie chciałem rozmawiać o metaforach, kiedy zobaczyłem powtórzenie chciałem zrozumieć o co Ci może chodzić, a jak zobaczyłem mierzwę to znalazłem w niej pogardę od której już dwa kroki bliżej do palenia na stosie niż do wspólnego biesiadowania z bezideowym tłumem. Dlatego się przyczepiłem.
"Wiem, że to może kogoś irytować, ale moment zatrzymania młyna można potraktować także intelektualnie jako podkreślenie wagi pewnych chwil w historii." - mnie to irytuje. chwile w historii nie są ważne przez to, że są ważne ale dlatego, że ludzie tak uważają. Więc jak podkreślić jakąś "ważność" to ona staje się ważniejsza. IMHO to się nazywa polityka. Czy Pan raczy o tym rozmawiać? bo nie wiem cy można.
Oraz proszę to co pisałem piętro wyżej - jestem ateistą - więc młynarz-bóg jest dla mnie figurą prawie komiczną, ale wolę od niej czajniczek Russela - jest weselszy.

Może dobrze też odda moją ocenę filmu: koleżanka, z którą byłem na seansie, mimo że nie podzielała mojej "skrajnie negatywnej opinii" (przecież dałem całe 3), powiedziała, że jest to film z gatunku takich co już od pierwszej sceny krzyczą - "halo, tu wielka Sztuka!". A ja lubię sztukę niską, przygruntową i przyziemną.

Cieszę się, że wyjaśniłeś nam swój punkt widzenia. Dziękuję. Wiesz - ci paleni na stosach, łamani na kołach wcale nie byli bezideowi. Totalitarne władze często są szczęśliwe , gdy ludzie oddają się hedonizmowi a nie idei. "Mierzwa" w tym kontekście może brzmieć prowokacyjnie, ale ja nie odczuwam pogardy, nie odczuwał jej też sam Breugel.

Arcydzieło sztuki wizualnej (genialny Sikora tylko potwierdza swoją klasę). Na początku byłem bardzo na 'nie', ale kiedy zrozumiałem źródło inspiracji (zasługa rozmowy z reżyserem na Kinie na Granicy) moje zdanie zmieniło się zupełnie. Ocena mówi sama za siebie.

Trzeba przyznać, że to oryginalny film. Podjęcie próby zekranizowania obrazu na pewno wymagało odwagi. Mamy dwie drogi krzyżowe - jedna to ta dobrze znana, biblijna, a druga jest wycinkiem z historii Holandii, kiedy znajdowała się pod panowaniem Hiszpanów. Można się pozachwycać pięknem kadrów, ale to wszystko. "Młyn i krzyż" nie trafił do mnie, jego wysublimowana forma jest zanadto męcząca.

jakubkonrad
filmsterka
Konfucjusz70
Farary
tlehi
dag
dag
tropicielkoni
Johanan
MureQ
jakilcz