Upiór w operze (2004)

The Phantom of the Opera
Reżyseria: Joel Schumacher

Oparty na powieści Gastona Leroux "Upiór w operze" to chwytająca za serce opowieść o miłosnym trójkącie, łączącym Christine, piękną młodą śpiewaczkę, Raoula, jej ukochanego z dzieciństwa i Upiora – udręczonego swą straszną szpetotą i niepohamowaną zazdrością geniusza muzyki. W dramatycznym i pełnym napięcia finale młoda diva będzie musiała wybrać między Raoulem i Upiorem – swym Aniołem Muzyki... (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Jeden z piękniejszych musicali jakie widziałam w ogóle. Urzekająca muzyka Andrew Lloyd Webbera. Cudowne teksty piosenek. A Upiór... ach, ten głos! :)

Ten film to najlepsza wersja filmowa, jaką widziałam. Świetne zdjęcia i montaż, dobrze dobrani aktorzy, i oczywiście genialna muzyka Webbera, która właściwie tworzy ten film. Bez niej byłby niczym, jak książka, na podstawie której był zrealizowany. Polecam musical w warszawskiej Romie!

Definicja określenia "przerost formy nad treścią". Kostiumy i przepych to za mało, żeby przyciągnąć mnie na 140 minut przed ekran. Muzyka i jej wykonanie jest całkiem dobre (zważywszy co myślałem o śpiewackim talencie Butlera i Wilsona przed filmem), ale głównej postaci brak mistycyzmu.

Nie powiem, żeby mię ten film chwycił za serce, ale jest to z pewnością maksimum tego, co da się wycisnąć z weberowskiego musicalu. Jeśli ktoś kocha muzykalnego brzydala spod gmachu paryskiej opery, będzie wniebowzięty - kapiące woskowe świece, stylowe kostiumy i scenografia, dopracowana kolorystyka, dobry głos Rossum i akceptowalny Butlera. Pozostałych zapewne film znudzi, a nawet podrażni kiczem, który w fabułę wpisany jest na dobre i na złe.

Na pewno nie jest to zły film. Bo trudno mówić o takim filmie zły. Jednak dla mnie ta wersja jest nie do przyjęcia. Przeszarżowany do granic możliwości. Muzyka, owszem- niezła. Ale to nie wszystko. Kompletnie nie czułem klimatu. Złoto, kolorowe stroje, przepych są dobre w filmach z Bombaju. Aktorzy nie grali źle, ale w moim odczuciu dobrze też nie. Może dlatego, że rano obejrzałem inną wersję.
Dalej uważam, że najlepsza wersja to wersja z roku 1989, z fenomenalnym Robertem Englundem. Była to baśń krwawa, ale piękna. Po 15 minutach już wiedziałem, że dam 10. Nota dojechała do końca. Robert Englund grał tak, że miałem ciary, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był magiczny. miał to coś. Film trwał 93 minuty a nie 140.
Więc był konkretny, treściwy.
Upiór w Operze, rok 1989- nota 10, Upiór w Operze z roku 2004- nota 4.

Konfucjusz70
kotskacukru
matadu
MureQ
jakilcz
nutinka
Nika1604
thepunkcookie
pajestka
exellos