Królowa (2006)

The Queen
Reżyseria: Stephen Frears
Scenariusz:

Latem 1997 roku wiadomość o śmierci Księżnej Diany wstrząsa brytyjską opinią publiczną. Królowa Elżbieta II, którą tragiczna wieść zastaje w rezydencji na szkockiej prowincji, odgradza się od medialnej burzy grubymi murami zamku Balmoral. Tymczasem, w Londynie dla nowo wybranego premiera Tony'ego Blaira, nadchodzi moment próby. Tłumy składają hołd zmarłej księżnej i coraz głośniej domagają się reakcji dworu. Prasa zaczyna atakować rodzinę królewską. Królowa jednak milczy. Najnowszy film Stephena Frearsa (Niebezpieczne związki) o Elżbiecie II jest pierwszym filmem przywołującym wydarzenia związane ze śmiercią księżnej Diany, jak również pierwszym filmem tak bardzo obnażającym prywatność panującej brytyjskiej rodziny królewskiej. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Bardzo poprawnie zrealizowany film na temat dla mnie kompletnie nieciekawy.

W ciągu pierwszych 5 minut dwa byki - WB nie ma konstytucji, a królowa może głosować, po prostu tradycyjnie tego nie robi (zwyczaj tak stary, że nawet Brytyjczycy rzadko o nim pamiętają, ale sama królowa chyba wie, co jej wolno, a co nie). Poza tym dziwnie tu mało treści - niby trwa te prawie 2 godziny, ale jego fabułę można by streścić w paru zdaniach. Tyle minusów, a z plusów - bardzo fajne aktorstwo i mnóstwo fragmentów autentycznych programów z tych czasów. No i miło jest zobaczyć królową grillującą, czy zaglądającą pod zderzak auta.

Z tą Wielką Brytanią sprawa nie jest taka prosta. W ich systemie nie ma aktu, który nazywałby się "konstytucją", jednak zbiór innych aktów prawnych pełni tę funkcję. Mało tego w skład prawa konstytucyjnego wchodzą zwyczaje konstytucyjne - niespisane zasady określające relacje między monarchą a parlamentem (a przez to i gabinetem). Nie znam prawniczego angielskiego, ale wydaje mi się, że użycie słowa "constitution" w odniesieniu do WB nie było błędem. Można powiedzieć, że to konstytucja w ujęciu rzeczywistym (jak to określał Lassalle), czyli pokazuje układ sił w państwie. Po prostu Brytyjczycy nie zrobili tego w ramach jednego aktu.

Nie wiem dlaczego ten film mi się podobał, niby nic się nie dzieje, ale oglądając go drugi raz nie nudziłem się.

W filmie chyba pada zdanie w stylu "To wymagałoby zmiany konstytucji". Mnie to zdanie w obliczu ich ustroju kompletnie nie pasuje.

Przeszukałam scenariusz. Słowo "constitution" pada w nim 2 razy:

1) na 5 stronie Janvrin mówi: "On the other, his manifesto promises the most radical modernisation and shake-up of the Constitution in three hundred years."

2) na 49 stronie Tony mówi do Cherie:

Tony: "...about the Constitution..."
Cherie: "We don’t HAVE one..."

Także Frears chyba jednak wie, że jego kraj nie posiada jednolitego aktu. Jednocześnie definicja mówi, że "The constitution of the United Kingdom is the set of laws and principles under which the United Kingdom is governed". Czyli w moim odczuciu jest tak, jak napisał @inheracil, ten zbiór praw i zasad jest konstytucją.

Ta pierwsza wzmianka mnie tak ruszyła. Teraz pytanie, czy chodzi tu o ten zbiór praw, czy o konstytucję w znaczeniu kontynentalnym. A właściwie o to,czy sami Brytyjczycy nazywają ten zbiór "Konstytucją", czy nie. Bo jeśli nie, to błąd jest ;)

Chyba używają skoro brytyjski parlament wydał w 2005 Constitutional Reform Act, czyli jakby nie było nowelizację konstytucji.

Czytając różne rzeczy, nie raz się natknęłam na użycie słowa "constitution" w odniesieniu do nieskodyfikowanej konstytucji brytyjskiej. To jak z równoważnikiem zdania. Nie spełnia warunków formalnych więc generalnie zdaniem nie jest, ale potocznie można go zdaniem nazwać.

Ciekawostka - za Cromwella Anglia (a właściwie Republika Anglii, Szkocji i Irlandii) miała klasyczną, spisaną konstytucję - Instrument Rządzenia.

Istnieje taki rodzaj konstytucji, jak konstytucja niepisana. W zwiazku z tym, uzycie "konstytucja" w kontekscie ustroju brytyjskiego jest jak najbardziej na miejscu.

Efunia
michal123
bartje
zur887
AgaL
Michalwielkiznawca
dag
dag
Szklanka1979
KornelNocon
MureQ