Nie jestem wielkim fanem RS. Byłem na legendarnym koncercie w Pradze w 1990 r. i zachwycałem się jak Mick biegał po scenie i już wtedy był dla mnie stary, a na pewno był już wtedy historią rocka. A co powiedzieć dziś, gdy ma 73, a co powiedzieć o Richardsie, który jutro obchodzi 73 urodziny, a cały czas gra na gitarze z przyklejonym petem w ustach? Tak, to jest film o pozytywnych gościach, którzy robią, co kochają, a rockandroll jest dla nich jak źródło życia. Nie mają bólu dupy jak Madonna, bo nigdy nie musieli jej dawać w drodze na szczyt. RS lubię średnio, ale tym bardziej zajarałem się energią i pozytywnym wydźwiękiem tego filmu, gdzie muzyka jest tłem dla opowieści o muzyce. I są zwykli ludzie, którzy kochają muzykę i oni też opowiadają swoje historie.

milosniczka
lapsus