Kształt wody (2017)

The Shape of Water
Reżyseria: Guillermo del Toro

Elisa nie miała łatwego życia. Jest sierotą, która nigdy nie poznała swoich rodziców. Jest niema, co oznacza, że automatycznie skazywana na bycie gorszą. W świecie, w którym żeby coś osiągnąć, trzeba przepychać się łokciami, jest skazana na życie z miesiąca na miesiąc i usługiwanie bardziej przebojowym ludziom. Elisa ma jednak coś, czego inni nie mają: ogromną empatię i jeszcze większą wyobraźnię. Cechy te przydadzą jej się w laboratorium rządowym, w którym pracuje jako sprzątaczka, a w którym spotyka pewnego dnia uwięzionego przez wojsko stwora rodem z hollywoodzkich horrorów. Gdy jednak zaczyna mu się przyglądać i go poznawać, uświadamia sobie, że to nie żadna bestia, lecz wrażliwa i krucha istota, która została już w dniu urodzenia skazana na życie w cierpieniu w świecie ludzi.
[opis festiwalowy]

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Ładna, wyestetyzowana powiastka, tylko kurcze średniawa. I zdecydowanie za długa.

"Kształt wody" jest "Potworem z Czarnej Laguny", "Uwolnić orkę", "Piękną i Bestią", a przez moment także "Artystą". Jest jednocześnie baśnią dla dorosłych, filmem klasy B, dramatem, romansem i filmem szpiegowskim. Mówi o seksualnym przebudzeniu, porusza kwestie rasizmu i homofobii, cytuje Biblię i stepuje.

Ja miałem problem z tym, że film, który stara się być czymś więcej niż "Free Willym" z Abem Sapienem, mówi o Ważnych Tematach, ale mówi banałami. Jedyne pytanie, które sobie zadałem po seansie to "czemu nikomu ze znajomych Elisy nie przeszkadzało, że [SPOILER] rucha rybę?" (uuu, pytanie o granice tolerancjiii). Nie pomagała groteskowo przerysowana postać czarnego charakteru, sadysty-rasisty Stricklanda i toporne momentami dialogi. Ale może to był element jednej z 17 konwencji filmu, tylko nie zrozumiałem. Nieco ciężko mi też było się wczuć w relację kobieta - dorsz, bo ta zawiązała się w dwóch scenach i montażu.

Jest OK, ale to żadne arcydzieło godne 13 nominacji.

Mam podobne wrażenia. Oceniam między 6 a 7. Mimo wszystko wypada docenić zalety dzieła na tle posuchy filmowej z ostatnich lat.

W gatunku fantasy to jest majstersztyk. Idealnie od strony audio-wizualnej. Świetne aktorstwo. Niegłupa fabuła. Kinowa uczta.

Lubię kino Del Toro za to, co wiele osób w nim krytykuje - sentymentalizm, naiwność, empatyczność. Dlatego i w "Kształt wody" zapadłam jak w miękką podusię. Dopiero potem przyszła refleksja, że może tym razem wypadło gorzej niż zwykle. Nie ma tu tyle zabawy, co w "Pacific Rim", a podział na dobrych i złych jest tym razem niezwykle toporny - a Del Toro zwykł był jednak sympatyzować z każdym swoim potworem, także tym w ludzkiej skórze. Cieszę się z tych Oscarów, bo teraz Guillermo dostanie na pewno więcej kasy na następne filmy, i tylko mam nadzieję, że wróci w nich do lepszej formy.

Dostanie więcej kasy na robienie kolejnych wykastrowanych filmów dla masowej publiczności. To nie jest najlepsza perspektywa.

Takie jak "Pacific Rim"? Wincy kce. ;) On nie robi kina mocno artystycznego, zawsze lubił gatunki. Jak go zostawią w spokoju i tylko sypną kasą, to na pewno będą zadowoleni z efektu, nawet jak co któryś tam film wtopi, bo będzie ostentacyjnie nawiązywał do jakiejś pulpy dla koneserów jak "Crimson Peak".

Ładna bajka.

deliberado
Efunia
patrycja76
Konfucjusz70
nutinka
psubrat
MRZVA
doktorpueblo
Iceman
exellos