Simpsonowie: Wersja kinowa (2007)
The Simpsons Movie
Reżyseria:
David Silverman
Kinowa wersja legendarnego serialu animowanego dla dorosłych o ekscentrycznej amerykańskiej rodzinie, która wyznaje niezwykle oryginalny styl życia.
Obsada:
-
Dan Castellaneta Homer / Itchy / Barney / Grampa / Stage Manager / Krusty the Clown / Mayor Quimby / Mayor's Aide / Multi-Eyed Squirrel / Panicky Man / Sideshow Mel / Mr. Teeny / EPA Official / Kissing Cop / Bear / Boy on Phone / NSA Worker / Officer / Santa's Little Hel
-
Julie Kavner Marge Simpson / Selma / Patty
-
Nancy Cartwright Bart / Maggie / Ralph / Nelson / Todd Flanders / TV Daughter / Woman on Phone
-
Yeardley Smith Lisa
-
Hank Azaria Professor Frink / Comic Book Guy / Moe / Chief Wiggum / Lou / Carl / Cletus / Bumblebee Man / Male EPA Worker / Dome Depot Announcer / Kissing Cop / Carnival Barker / Counter Man / Apu / Drederick Tatum / Sea Captain / EPA Passenger / Robot / Dr. Nick
-
Harry Shearer Scratchy / Mr. Burns / Rev. Lovejoy / Ned Flanders / Lenny / Skull / President Arnold Schwarzenegger / Kent Brockman / Principal Skinner / Dr. Hibbert / Smithers / Toll Booth Man / Guard / Otto / Kang
-
Pamela Hayden Milhouse / Rod Flanders / Jimbo
-
Tress MacNeille Sweet Old Lady / Colin / Mrs. Skinner / Nelson's Mother / Pig / Cat Lady / Female EPA Worker / G.P.S. Woman / Cookie Kwan / Lindsey Naegle / TV Son / Medicine Woman / Girl on Phone
-
Albert Brooks Russ Cargill
-
Karl Wiedergott Man / EPA Driver
-
Marcia Wallace Mrs. Krabappel
-
Russi Taylor Martin
-
Maggie Roswell Helen Lovejoy
-
Phil Rosenthal TV Dad
-
Billie Joe Armstrong On sam
-
Tre Cool On sam
-
Mike Dirnt On sam
-
Joe Mantegna Fat Tony
-
Tom Hanks On sam
Nawet duża dawka trunków nie pomogła pośmiać się przy tym filmie.
daje 7 z sympatii do kreskówki :-)
Najwyraźniej nie mam poczucia humoru. Kilka w miarę zabawnych sytuacji i Spider Chrum to dla mnie za mało. Przesłanie jakoś do mnie nie dotarło.
Lubię Simpsonów, ale wersja kinowa rozczarowuje. Początek jest całkiem niezły, ale potem tempo (i poziom żartów) pada...
Uwielbiam Simpsonów.
Jak to oglądałem spadłem z sofy
Nie podoba mi się, za głupie.
Dawno temu oglądałem „Simpsonów” pasjami. Na film jednak się nie załapałem. Toteż nic dziwnego, że znający mój gust kolega namawiał mnie do pełnometrażowej wersji od roku premiery, czyli od okrągłej dekady. Nareszcie obejrzałem. O dziesięć lat za późno. Albo nawet i o dwadzieścia. Jestem bowiem jedną z nielicznych chyba osób, które uważają, że formuła serialu wyczerpała się po mniej więcej dziesięciu sezonach, pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wcześniej „Simpsonowie” byli arcypomysłową (formalnie, charakterologicznie, fabularnie) satyrą społeczną skrzyżowaną z familijnym sitcomem i obfitującą w autentycznie zabawne skecze. Potem dowcip gwałtownie się skończył – mam wrażenie, że wręcz z sezonu na sezon, chociaż nie pamiętam, w którym momencie odcinki zrobiły się seryjnie nużące. „Simpsonowie” przemienili się w osobliwą telenowelę. Wersja kinowa stanowi w moich oczach próbę podźwignięcia tej legendarnej produkcji, tchnięcia w nią blockbusterowej energii. Ogląda się fajnie... ale po co?