Coś (1982)

The Thing
Reżyseria: John Carpenter

Grupa naukowców, pracujących na pozbawionej łączności ze światem stacji badawczej na Antarktydzie, staje przed wielkim zagrożeniem. Wśród nich pojawia się "coś" z kosmosu. Przybysz egzystuje tylko w żywym organizmie. Potrafi upodobnić się do swego gospodarza. Najpierw atakuje psa, a później...człowieka.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Jeden z tych filmów które nie mają ani wiekszego przekazu, drugiego dna ani porażającego scenariusza (3/4 pomysłów zerżnięte z obcego) ale mają taki klimat taką atmosfere grozy że wgniatają w fotel. Absolutny klasyk gatunku.

Spec efekty do dzisiaj przerazaja. Swietna robota chlopakaow od propow

Jeden z najlepszych horrorów, jakie w życiu widziałem. Mimo że film ma ponad 25 lat, to nadal przeraża. Jedynie co irytuje, to to że mają zrobić remake.

Kawał porządnego horroru. Zimna, odludna Antarktyda robi wrażenie. Muzyki nie da się zapomnieć. Mistrzostwo klimatu odosobnienia.

Nie umiem znaleźć słabych stron tego filmu, po prostu coś niesamowitego, tego typu filmy pokazują ze Carpenter to jednak miał łeb! :D Oglądałem kiedyś film sc-fiction z lat 50 pod tym samym tytułem i muszę przyznać ze Carpenter zamienił wode w wino - jeśli oczywiście mogę się tak wyrazić.. Klimat w tym filmie bije na łopatki niejedną superprodukcję z ostatnich lat, szczególnie w pamieć zapada lokacja jaką jest Antarktyda w tym filmie, miejsce gdzie trudno o pomoc i człowiek czuję się zagubiony..

Carpenter to faktycznie klimaciarz. Polecam też jego oryginalne Halloween i Mgłę z lat 80-tych.

Oczywiście widziałem te dwa filmy, obowiązkowe kino :) i również polecam tym którzy nie wiedzieli!

Widać nieco plastiku, ale to nie szkodzi, bo film jest straszny jak cholera kiedy potwora akurat nie ma na scenie. Przemyślana kolorystyka, dobre zdjęcia i wspaniale zbudowany klimat. A niech będzie 8.

Mnie też się "Coś" podobało. Lubię kino robione stosunkowo małymi środkami. Nie wiem dlaczego film Carpentera przypomina mi pierwszego "Obcego".

Izolacja i potwór z kosmosu zabijający po kolei członków załogi - wiele motytów jest wspólnych!
Co mnie trochę zszokowało - wygląda na to, że "Alien" był tańszy od "Cosia" o jakieś 4 miliony, w dodatku jest o 3 lata starszy, więc efekty specjalne też powinny wyglądać gorzej. Tymczasem wydaje mi się (muszę sobie jeszcze przypomnieć "Obcego"), że film Scotta zestarzał się znacznie lepiej i nie widać w nim tyle plastiku.

A jeśli chodzi o "The Thing" to jedna rzecz jest super - nie ma sequeli i prequeli, które by mi zniszczyły wrażenia po pierwszej części. Jeden dobry film i koniec.

Oh noes...
To chyba przez kryzys finansowy nikt nie chce wyłożyć kasy na oryginalne filmy i wszystko się podpina pod starsze debeściaki. :-/ Słyszałam też o remake'u Conana Barbarzyńcy.

Najlepszy jest główny motyw muzyczny na basie. Bum., bum... bum, bum...

Carpenter lubi nieskomplikowaną muzykę :) W Halloween też było coś prostego i szarpiącego nerwy.

Dokładnie i tą niesamowitą muzykę tworzy w dodatku sam. Chociaż akurat "Coś" jest wyjątkiem, bo muzyką zajął się sam Ennio Morricone.

Wow, rzeczywiście Morricone. A słysząc ten motyw w pierwszej scenie pomyślałam "O, Carpenter znów wstawił własną twórczość"... :) To jest jednak znakomity kompozytor.

A jednak okazuje się, że "Czegoś" wcześniej nie widziałem. Jakoś przegapiłem... Obejrzałem teraz i cóż, dam 7, ale nieco naciągane. Bo i niedociągnięć w filmie trochę i efekty się zestarzały. No ale skoro po prawie 30 latach da się oglądać, to jednak szacunek się należy.

Mahudzisz, mein Kind :) Chętnie poczytam o niedociągnięciach, bo ja siedziałam i się bałam, więc nie bardzo miałam czas je zauważyć. Poza efektami specjalnymi, które nieco trącą myszką, niewybitnym aktorstwem i przezabawną sceną, w której dwaj związani faceci usiłują się odsunąć od morfującego kosmity. Co jeszcze?

No ja się nie bałem. Za stary jestem ;)

O niedociągnięciach technicznych nie ma co pisać, bo widać je gołym okiem. Film się jednak mocno zestarzał (np. arcyśmieszna scena symulacji komputerowej :)))

A jeśli chodzi o niedociągnięcia w historii? Cóż, lubuję się w czepianiu się i tu miałem sporo okazji. Dla mnie niedociągnięcia to już choćby pierwsza scena, gdy lądują Norwegowie, rzucają granat w swój własny helikopter, a potem zamiast choćby krzyknąć, że pies jest wściekły strzelają na oślep. Dalej, hmm.. może nie zrozumiałem, ale kto w końcu (i po co) zniszczył krew? Lekarz, który sam zaproponował, żeby ją badać? Bez sensu. Dalej, skoro wykombinowali, że nie należy się rozdzielać, to po cholerę się cały czas rozdzielali? Dalej, skąd oni w tej bazie mieli tyle miotaczy ognia i ładunków wybuchowych - co to była za baza?? Dalej, mimo że na zewnątrz było, cytuję "minus 100 stopni" ;) to mimo wszystko jakoś wytrzymywali (trochę im para z ust tylko leciała). No i wreszcie końcówka... Przeczytaj spoilery +

No ale tak właściwie to mi się podobało :)

No tak, dla kogoś kto lubi spójne fabuły "Coś" jest prawdziwą beczką śmiechu. Znając Carpentera, już na wstępie odstawiłam mózg na półkę i bawiłam się doskonale nie próbując nawet irytować się na różne bzdury.

Ale Norwegów będę bronić - oczywiście, że krzyczeli. Tylko że po norwesku i nikt nie wiedział o co chodzi.

Wątek ze zniszczeniem krwi jest rozwiązany faktycznie bardzo dziwnie, nawet jak na standardy horrorów. SPOJLER Klucz/dostęp do szafki miały tylko osoby nie będące kosmitami. KONIEC SPOJLERA Nie jest to wyjaśnione chyba. Z pozostałymi zarzutami też trudno się nie zgodzić i pewnie jeszcze trochę by się znalazło. Nie wiem dlaczego, przez te głupoty "Coś" jest dla mnie jeszcze bardziej urocze i oldskulowe :)

Po Obcym najlepsza hybryda horroru i SF

BlonD1E
balzac4
NarisAtaris
Valutiras
MRZVA
Danielito
Jsudor
Obloviate
Ajdaho
mordino