Trans (2013)

Trance
Reżyseria: Danny Boyle
Scenariusz: ,

Plan kradzieży obrazu kończy się niepowodzeniem, gdy złodziej uderzony w głowę traci pamięć. By odnaleźć zdobycz, zleceniodawca zatrudnia hipnotyzera.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Tym, co robi ten film, nie jest intryga (bo nie jest przesadnie skomplikowana; diabeł tkwi co najwyżej w szczegółach), lecz sposób prowadzenia opowieści (nic więcej nie powiem; nie chciałabym Wam zepsuć zabawy), frajda z obierania cebuli, klimat („Trainspotting” to to nie jest, ale w ciągu minionych nastu lat Boyle nie nakręcił nic bardziej zbliżonego), dyskotekowo-sensualne zdjęcia (mistrzostwo świata w zabawie światłem, olimpijskie złoto za wykorzystanie powierzchni szklanych i bajeczne odbicia, a do tego bardzo zmyślne kadrowanie), „transowa” muzyka (nie licząc kontrybucji UNKLE czy Moby'ego, na soundtrack składają się głównie hipnotyczne kompozycje Ricka Smitha z Underworld), bardzo dobre aktorstwo i małe radości (naga Rosario Dawson to kwintesencja kobiecości, a nie-powiem-kto jak zwykle wart jest grzechu). Disclaimer: Film jest bardzo graficzny. Seks, przemoc i wszelkie obrzydlistwo są tu pokazane bardzo dosłownie, nawet jeśli oprawa winduje to do poziomu naturalizmu magicznego.

Przygnębiająco cienki scenariusz, ale zrealizowany w pierwszoligowym stylu, przez co jego cienkość zaczyna doskwierać już po zakończeniu filmu. Siekierka dla McAvoya, że przy tak porąbanej roli udało mu się stworzyć postać, w którą na pewien czas daje się uwierzyć. Pozostali mają z tym niejaki problem, ale konstrukcja filmu gra na ich niekorzyść. Siłą napędową wydarzeń jest emocjonalne napięcie między postaciami, nie można go jednak zbytnio eksponować, bo mogłoby to zniweczyć twisty fabularne, nikt więc do końca nie wie, co ma do cholery robić. Wychodzi trochę nie pies ni wydra, ani psychodeliczny thriller, ani pokręcony romans, ani psychologiczne studium osobowości, która rozpada się i konstruuje na nowo. Nie zmienia to sytuacji, że Boyle jest w formie i wszyscy, którzy kochają jego błyskotliwe, żywiołowe kino, będą z "Transu" w jakiś sposób zadowoleni. Np ja.

Czy ja wiem, czy taki cienki? Może nie do końca zajmujący, ale ten scenariusz pozwala na interpetowanie historii na trzy sposoby: w sposób główny, taki jaki przedstawiono w filmie; sposób drugi: Simon to Franck; sposób trzeci: Franck i Lamb od początku zahipnotyzowali Simona (w sposób taki, w jaki Franck wypytywał Lamb o pełną manipulację czyjąś osobą).

Podobno w telewizyjnym filmie z 2001 historię przedstawiono w sposób bardziej oczywisty.

Dla mnie jego cienkość tkwi głównie w tym, że bohater pamięta coś albo nie pamięta wtedy, kiedy scenarzystom jest wygodnie, a nie zgodnie z jakąkolwiek logiką. Oczywiście można się pokusić o różne interpretacje, co jest dobre, ale nawet film o hipnozie powinien mieć jakąś wewnętrzną spójność.

Ale konstrukcja postaci jest super. Przeczytaj spoilery +

Ja właśnie nie wiem czy to świadoma konstrukcja postaci, czy samo tak wychodzi z twistów fabularnych, których tutaj napchano, żeby było bardziej interesująco. :P

Widzę, że już całkiem straciłaś wiarę w Boyle'a. ;) Moim zdaniem to nie jest przypadek.

No właśnie nie straciłam. Sądzę, że gdyby nie Boyle, tego filmu w ogóle nie dałoby się oglądać. Natomiast w ambicję scenarzystów nie wierzę.

Myślałem, że "Incepcja" miała niewykorzystany potencjał, ale przy "Transie" to arcydzieło. Podstawowy mój zarzut jest taki, że mimo iż film szarpie się chaotycznie i wygląda na to, że może pójść w każdym kierunku, to jednak zasadnicza zagadka jest do rozwiązania w okolicy połowy filmu. Nie najlepiej też świadczy o reżyserze scena, w której pod koniec filmu jeden z bohaterów przez kilka minut wszystko widzom (i pozostałym bohaterom) wyjaśnia.

Feministyczna fantazja o odwecie w opakowaniu (para)psychologicznym. Fabuła nie dostaje.

Szklanka1979
lamijka
bartje
emerenc
GARN
mrci
jakilcz
PrzemyslawLes
PedroPT
pajestka