Cold Fish (2010)
Wstrząsający, oparty na faktach film o ludzkiej deprawacji, w której odwieczny dylemat wyboru między dobrem a złem, zostaje zamieniony na pytanie o wybór między mniejszym (co nie znaczy, że mniej przerażającym i deprawującym) złem, a złem większym (wręcz przytłaczającym swą potęgą i zatrważającym okrucieństwem). "Cold Fish" ilustruje zaskakujący wymiar japońskiej kultury, w której odpychający sadyzm wiedzie do poznania głębokiej prawdy o istocie ludzkiej – w równym stopniu zdolnej do największych poświęceń, jak i najdzikszych okrucieństw. (Festiwal Pięć Smaków)
Obsada:
- Hikari Kajiwara
- Lorena Kotô
- Asuka Kurosawa
- Masaki Miura
- Jyonmyon Pe
- Masahiko Sakata
- Taro Suwa
- Tetsu Watanabe
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
Życie to ból
Po obejrzeniu wielu festiwalowych pozycji - pięknych i przyjemnych, zastanawiających i spokojnych, męczących lub zabójczo śmiesznych - musiała w końcu przyjść pora na coś "mocnego", w pełni tego słowa znaczeniu. "Cold Fish" bowiem nie filozofuje w długich ujęciach, a już na pewno do przyjemnych nie należy. Pewien aż nazbyt zwykły mężczyzna - Nobuyuki Syamato, jest właścicielem sklepiku akwarystycznego. Cichy, nieśmiały, ...
Jak na Shiona Sono, to wyjątkowo mało tu było różnych dziwactw (choć i tak wielokrotnie więcej niż "normalnych" filmach), jednak nie brakowało typowych dla niego szalonych postaci. Masa czarnego humoru, niezła historia, odrobina suspensu i spora dawka brutalności. Ja jestem zachwycony, a Sono po raz kolejny udowadnia, że obok Miikego jest najciekawszym obecnie japońskim reżyserem.
Zaskakujące przemieszanie wątków społecznego moralitetu o zastraszonym człowieku uwięzionym w sieci zła (w Polsce motyw znany np. z „Długu”) i wyzywającego thrillera gore, gdzie krew i wnętrzności ścielą się gęsto. Sympatyczny i pomocny, przypadkowo poznany człowiek okazuje się agresywnym psychopatą, zaś główny bohater wciela się w rolę sterroryzowanego słabeusza. Wszystko jednak do czasu. Co prawda, na nieuchronny finał – psychodeliczną symfonię krwawej zemsty na oprawcy i szaleńczej eskalacji negatywnych emocji, które tkwiły w mężczyźnie od lat – Sono każe nam czekać trochę zbyt długo, prezentując po drodze w makabrycznych detalach sposób działania psychopatycznego biznesmena, gdzie najsłabiej, acz ciągle nieźle, wypada studium psychiki zastraszonego „wspólnika”. Niemniej gdy w końcu dochodzi do wyczekiwanej kulminacji, dziwacznemu, fascynującemu zaskoczeniu tym brutalnym, na wskroś dramatycznym koncertem szaleństwa nie ma końca. Przerażająco intrygujące.
Nie mogę uwierzyć, że to film na faktach, chociaż tak absurdalna historia musiała się wydarzyć naprawdę, bo nikt by czegoś takiego nie wymyślił. :) Gdyby nie te fragmenty gore, byłby to świetny film, a tak waham się między 6 a 7.
Krwawy wgląd w japońską psychikę