Turysta to inteligentna intymna tragikomedia, przypominająca Rzeź Romana Polańskiego lub Lśnienie Stanleya Kubricka. Nagrodzony na festiwalu w Cannes w 2014 roku film jest emocjonującą tragifarsą, wnikliwą analizą ról, jakie pełnią kobieta i mężczyzna, a także ciekawą analizą kryzysu w związku. Tomas i Ebba jadą z dwójką dzieci w Alpy Francuskie na narty. świeci słońce, ośnieżone stoki narciarskie wyglądają imponująco. Gdy wszyscy jedzą lunch na tarasie restauracji, nagle schodzi na nich lawina. Ebba instynktownie chroni swoje dzieci, ale Tomas zabiera telefon i ucieka. Nikomu nic się nie stało, ale trudno po czymś takim żyć jak kiedyś. Tomas i Ebba chcą ocalić swój związek, ale najpierw muszą zrozumieć, kim są i jakie role pełnią. Sytuacja się komplikuje, gdy na jaw wychodzą skrywane dotąd tajemnice. Wykorzystujący najnowocześniejsze efekty specjalne film zachwyca stylistyką, jakością i perfekcjonizmem zdjęć. Scena zejścia lawiny uznana została za najlepszą tego typu scenę w historii kina. (opis dystrybutora)
Spodziewałem się sporo po nowym filmie Rubena Östlunda, bo "Play" bardzo mi się podobał. Niestety, wygląda na to, że jestem jednym z nielicznych, niezadowolonych widzów.
Po pierwsze, ten pomysł już był w "Najsamotniejszej z planet". Mniej tam mówiono, wnioski wyciągał widz sam, ale myślę, że były dość podobne do tych, które serwuje widzom swojego filmu Östlund.
Po drugie, a propos tego serwowania... Może i Östlund kręcił film niezależnie i nie znał pomysłu z "Najsamotniejszej...", gorsze jest tak naprawdę to co z nim robi. Sęk bowiem w tym, że robi niewiele i niestety zbyt nachalnie podaje widzom odpowiedzi. Jakby było mało, w ostatniej scenie z autobusem stawia jeszcze raz kropkę nad i.
Nie twierdzę, że jest to bardzo złe, bo pod względem filmowym to całkiem ciekawa robota. Ale to jednak za mało.
A mnie przekonał nawet bardziej niż w Grze. Tam się toczyła Gra między samymi dziećmi, tutaj wciągnięci są dodatkowo rodzice.
Ale "Najsamotniejsza z planet" to chyba jednak o ciemnych stronach instynktu samozachowawczego jest i tylko prześlizguje się po temacie, a Östlund tu jeszcze o męskiej dumie (o tym w "Planecie" też jest, ale też zbyt pobieżnie) i kobiecym instynkcie opiekuńczym Przeczytaj spoilery +
prawi.Nie wiem, czy o kobiecym instynkcie opiekuńczym, bo przecież Przeczytaj spoilery +
Tak, to jedna z rzeczy, które mi się w tym filmie bardzo podobały (lista jest długa). :) Z tym, że dla mnie kwestia mechanizmów instynktu samozachowawczego nie jest najważniejszym wątkiem tego filmu. Bo jeśli jest, to po co ta cała symbolika? Przeczytaj spoilery +
To jest taki piękny film o kryzysie męskości.Wiedziałem o tym filmie tylko tyle, że zeszła lawina i życie rodziny uległo zmianie. I choć już sam sposób prowadzenia kamery sugerował kierunek filmu, to ani przez chwilę nie spodziewałem się, że przejdzie w takie emocje w wymiarze mikro. Fascynująca obserwacja małżeńskiej relacji, w której jeden kamień powoduje całą lawinę tłumionego krzyku pretensji i rozczarowań.
W "Turyście" góry są piękne i straszne, a metafora lawiny jest wspaniała, szkoda, że na szczytach (tych ludzkich, a nie górskich) znalazło się tak mało śniegu. Ostlund ogrywa właściwie jedną emocję, nieznośnego histerycznego rozedrgania, kompletnie ona we mnie nie rezonuje.
Wcale mi go nie żal. Oni są sami sobie winni, że można ich dziś bezkarnie uosabiać z tchórzostwem, slabością, głupotą. To efekt zgody na ideologię dżender i radykalny feminizm, które jedyne co potrafią , to stawiać pod pręgieżem. Film prawdziwy, stawiający pytania, zmuszający do refleksji, ale jednocześnie tak obrzydliwy, że ogląda się go z dojmującym uczuciem wstrętu wobec obojga głównych bohaterów. Tylko dzieci żal. I jeszcze, ja pierdziele - w dupach się poprzewracało! Luksusowy hotel w Alpach, narty, przelewa się, a ci , kurna, problemy majją, nieszczęsne lemingi!!