V jak Vendetta (2005)

V for Vendetta
Reżyseria: James McTeigue
Scenariusz:

Historia łagodnej, młodej kobiety o imieniu Evey (Natalie Portman), którą ze śmiertelnie niebezpiecznej opresji ratuje zamaskowany śmiałek (Hugo Weaving) znany jako "V". Wyjątkowo charyzmatyczny i potwornie sprawny w sztuce walki i podstępu, V wznieca rewolucję. Po dwóch perfekcyjnie zaplanowanych wybuchach, przejmuje kontrolowane przez rząd częstotliwości radiowe, nakłaniając rodaków do buntu przeciw tyranii i uciskowi. Evey odkrywając prawdę o tajemniczym pochodzeniu V, odkrywa prawdę o sobie, a w kulminacyjnym momencie spisku, który ma na celu przywrócenie wolności i sprawiedliwości w społeczeństwie przesiąkniętym okrucieństwem i korupcją, staje się jego nieoczekiwanym sprzymierzeńcem.

Obsada:

Pełna obsada

Człowiek w masce zwany V, skomplikowana osobowość. Zabija skorumpowanych ludzi trzymających władzę. I mimo że zabija, lubi się go, trzyma się za niego kciuki, wiadomo, że muchy by nie skrzywdził – zabija jedynie odczłowieczone kreatury.

Batman, ale w bardziej historycznych realiach. Film, można powiedzieć, sympatyczny.

Tak naprawdę nie wiem o czym jest ten film. O zemście? O tym, że cel uświęca środki? O wolności lub jej braku? Sami zobaczcie!

Film o rewolucji ;)

Połączenie Batmana, Roku 1984 i Monte Christo. Czego więcej chcieć od ekranizacji komiksu? Pochwała dla reżysera za dobór aktorów - Hugo Weaving to perfekcyjny głos dla V (Coraz bardziej lubię tego faceta). Esme mnie namówiła recenzją, za to jej dziękuję i mam nadzieję, że odwdzięczę się kiedyś równie dobrą rekomendacją :)

O, cieszę się, że się komuś na coś ta pisanina przydała :)

Pisz, pisz, bo do Twoich recenzji chętnie zerkam i czasem wrzucę do koszyka coś, na co mam szansę się natknąć. :)

Po konfrontacji ze wspaniałą powieścią graficzną uznaję oczywiście jej całkowitą wyższość. Wachowscy po rzeźnicku potraktowali rozkoszną wielość wątków a ich państwo totalitarne w porównaniu z tym, które w komiksie przedstawił Moore, to jakiś wodewil. Operację wykonano jednak na tyle zręcznie, że pacjent przeżył. "V jak vendetta" to udany, chwilami nawet elektryzujący, film rozrywkowy. Można było lepiej? Nie uwierzę póki nie zobaczę.

Bardzo dobra ekranizacja komiksu. Wciąga.

Chyba żartujesz? Naprawdę czytałeś komiks? Film jest oglądalny, ale na pewno nie jest szutką, co niewątpliwie można powiedzieć o oryginale.

Kiedy to naprawdę jest niezły, wciągający film. I ekranizacja. Formalnie wszystko OK.
Nie czytałam komiksu, ale znając Alana Moore mogę się domyślać jak bardzo będzie przewyższał jakąkolwiek adaptację. Możliwe, że podobało mi się właśnie dlatego, że nie czytałam i nie złoszczą mnie uproszczenia.

Pewnie, że sztuką nie jest. Ale też moim zdaniem jest więcej, niż tylko oglądalny. Moore zresztą pisze tak, że bez mniejszych lub większych uproszczeń tego nie da się przenieść na ekran. To zresztą szerszy problem - gdyby adaptacje/ekranizacje jego i jemu podobnych rozpatrywać twardo przez pryzmat oryginału, łatwo byłoby jechać po tych filmach z góry na dół. Tylko z drugiej strony, co zrobić, jeśli film sam w sobie, nie odnoszony do niczego, jest dobry lub bardzo dobry?

Żeby nie wyszło potem i było mi wstyd, że się mądrzę a nie czytałem, to od razu przyznaję się, że też (jeszcze) nie znam oryginalnego V.

Swietny komis, marny film. Fabula spłaszczona, bezmyślnie wykorzystany wątek "superbohaterski". Niestety kolejny film na podstawie komiksu Alana Moora, ktory raczej ośmiesza tego twórcę. Tak jak w nieszczęsnej filmowej "Lidze niezwyklych dzentelmenów"

Ten film chyba bardziej podoba się ludziom, którzy nie czytali komiksu. Upieram się, że jako film akcji "V" jest całkiem spoko. Dopiero kiedy się pozna wielowątkową, mroczną fabułę napisaną przez Moore'a, okazuje się jak bardzo ją zmasakrowano.

Książki nie czytałem, a film podobał mi się bardzo umiarkowanie (na 6).

Ja mam do niego słabość i zawsze go bronię. :) Powieść graficzną przeczytałam znacznie później. Film oceniłam na 7 przed przeczytaniem i uznałam, że nie ma co zmieniać oceny tylko dlatego, że dowiedziałam się co zrobiono z książką.

Oglądać jedynie w wersji angielskiej (wiele gier słownych)!

Bardzo podobało mi się jak grała Natalie Portman. Podobała mi się tajemniczość ,,V".

Nieważne ile razy oglądam ten film, jestem podekscytowana. Wspaniała gra aktorska, cudowna fabuła na podstawie świetnego komiksu. Zdecydowanie polecam :) ! Och.. jak cudownie byłoby móc być Evey i spędzać czas z V... nawet jeśli miałoby się tylko słuchać jego głosu.

Znowu nie mogłem się oprzeć i jest 10. Rewelacyjny obraz strachu totalitarnego rządu przed utratą władzy, stanowionej... Strachem. Nikt przecież nie chce się bać w normalnym świecie.

Rewelacyjny muzyka i gra aktorska. Natomiast sceny walki przesadzone.

Szkoda też, że niewiele jest efektów dźwięku przestrzennego.

Film przerażający, zwłaszcza jeśli człowiek ma odwagę zastanowić się głębiej nad tokiem rozumowania i argumentami "V".

O! I to jest recenzja, która mnie zachęca do obejrzenia tego filmu.

To właśnie stąd te maski

Wynudziłem się na tym filmie jak mops. Nie jest to festiwal najbardziej wyświechtanych motywów kina popularnego jaki podziwiałem w "Dystrykcie 9", ale twórcy się starali. Typowe komiksowe państwo totalitarne, jedyny sprawiedliwy ze swoją mroczną przeszłością i słodka idiotka. Plus sporo błyskotliwych wypowiedzi, które błyszczeć nie chcą, oraz Natalie Portman pozbawiona chęci do grania. Przykro mi to mówić, ale najlepszym elementem tego obrazu jest maska głównego bohatera.

No więc państwo totalitarne jest w tym filmie bardziej komiksowe niż w komiksie, bo faszystowska Wielka Brytania u Moore'a to jedna z bardziej przygnębiających i sugestywnych wizji, z jaką się zetknęłam :) W zasadzie zgadzam się z zarzutami, ale nie z końcowym wnioskiem. Dla mnie ten film ma prowokacyjną, anarchizującą energię, która pozwoliła mu stać się kultowym. Energię pochodzącą częściowo z wyśmiewanej przez Ciebie prostoty. Do ludzi nie przemawiają wyrafinowane wizje, przemawiają do nich emocje, a jest tu kilka scen naprawdę elektryzujących (jak np. ta z kostkami domino). Owszem, jest też sporo fragmentów nieco obciachowych, np wątek miłosny (w powieści graficznej relacja V i Evey była nieco bardziej skomplikowana), ale pamięta się głównie te fajne. Ale może przemawia przeze mnie zamiłowanie do bajerów. :)

Ja przyznam, że mi się też za bardzo nie podobał. Nie pamiętam już dlaczego (i dlatego tak trochę zachowawczo dałem 6), ale chyba nudne to po prostu było. Może kiedyś powtórzę, to się wypowiem pełniej.

No dobra, scena z dominem była świetna, uczciwie to przyznaję. Szkoda mi trochę macoszego podejścia do państwa w tym filmie. Boli mnie to tym bardziej, że akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, a ta wydała Tomasza Hobbesa - filozofa uzasadniającego konieczność istnienia władzy absolutnej. Gdzieś w tym filmie słychać echa jego myśli politycznej, ale to wszystko jakieś zniekształcone i infantylne.
Byłbym w stanie wybaczyć "V..." wszystko gdybym się tak strasznie nie nudził.

Nuda to faktycznie decydujący argument, przynajmniej dla mnie.
Infantylizacja nastąpiła w procesie ekranizacji. Myślę, że w imię zadowolenia Twoich intelektualnych oczekiwań powinieneś skądś skombinować komiks (np. pożyczyć ode mnie) i się z nim zapoznać. Nudzi zdecydowanie mniej. :)

Po prostu fajny film. Nie dziwię się, że stał się kultowy w świecie w którym co chwila politycy chcą nam strzelić w plecy z ACTY / SOPY czy PIPY.

... a my, by się bronić, mamy do dyspozycji tylko świetnie wyważone noże i ciosy karate ;)

Remember, remember... Jeden z głównych faworytów do pierwszego miejsca w moim osobistym rankingu filmowym. Dzieło Wachowskich jest tym, co lubię. Może nie jest genialnym pod każdym względem tytułem. Może nie przedstawia życia takim jakim jest. Ale jest filmem, a filmy są (wg. mnie) między innymi po to, żeby pokazywać życie takim jakim chcemy je oglądać. Z efektami specjalnymi, z podniosłą muzyką towarzyszącą podniosłym scenom. Film nie musi być odzwierciedleniem człowieka, żeby człowiekowi się spodobać...

To nie jest film Wachowskich.

Napisali scenariusz i zajęli się produkcją, więc po części ich.

Ostrzeżenie dla ludzi, którzy CZYTALI komiks: ten film jest jak malowane taśmowo w Chinach reprodukcje znanych obrazów. Nasycenie kolorów w tym filmie przypomina kreskówki o kucykach, kostiumy przypominają te karnawałowe dla dzieci sprzedawane z supermarketów, scenariusz zaoferował wykastrowane zakończenie z typowo hollywoodzkim hepiendem, a aktorstwo? Cóż, Natalie Portman podczas tortur ma taką minę jak dziecko, któremu mama nie kupiła lizaka, i które właśnie planuje, jak za kare nie zje obiadu.
Ten film jest typowym przykładem kinowej wersji McDonalda.

Każdy dający filmowi za wysokie oceny, powinien przeczytać komiks. Jest o wiele lepszy jeśli chodzi o fabułę i rozwiązywanie wielu kwestii. Film ładny wizualnie i ze świetnie zagraną główną postacią. Jednak została ona trochę wygładzona w filmie...

Niestety przed obejrzeniem filmu mój umysł został skażony przeczytaniem komiksu. W związku z tym boleśnie odczułam drastyczne okrojenie fabuły. Rozumiem konieczność wyrzucenia kilku wątków pobocznych, ale i w tych, które zostały, cięcia poszły chyba za daleko (np. różne traktowanie przez V osób, na których się mści nie ma sensu, gdy kompletnie nie znamy przyczyn). Poza tym to taki typowy (chyba już można mówić o typowości w tej dziedzinie?) film komiksowy. Można obejrzeć.

BlonD1E
agiwle
Guma
stivo
kocio
z0rin
krzysztofek1003
MRZVA
hrabalka
nutinka