Valhalla: Mroczny wojownik (2009)

Valhalla Rising
Reżyseria: Nicolas Winding Refn

Czciciele dawnych bogów kontra pierwsi chrześcijanie. Nicholas Winding Refn, reżyser "Drive", zaprasza do świata wikingów na okrutne widowisko. Rok 1000. Jednooki wojownik (Mads Mikkelsen) od lat trzymany jest w klatce przez wrogie plemię, które zmusza go do krwawych walk. Kiedy udaje mu się w końcu odzyskać wolność, spotyka na swojej drodze pierwszych chrześcijan. Namawiają go oni do udziału w krucjacie i wyprawie do Jerozolimy. Jednooki decyduje się wyruszyć razem z nimi w stronę nieznanego świata. Prosto do jądra ciemności. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastuny:

Bardzo wolny, bardzo estetyczny wizualnie i bardzo nudny film. Seans niestety opieral sie bardziej na przetrwaniu tych 100 minut niz na kontemplacji, o ktorej pisze lapsus. Muzyka, mimo iz rzadko tworzy unikalny klimat. Niestety luki w scenariuszu (doslownie, ascetyczna ilosc dialogow) i rezyserska szamotanina przyczynila sie do niskiej oceny. 90 % scen byla w zwolnionym tempie, jakby ktos jeszcze sie nie zniechecil.

ostrzegam, moje wrazenia moga byc mylne, gdyz pol filmu przespalam. z poczatku jeszcze postanowilma przyjac wyzwanie wolno toczacej sie akcji i skapych(to malo powiedziane)dialogow. a potem...coz,nawet nie zauwazylam,kiedy zasnelam. podczas krotkich powrotow swiadomosci moim oczom ukazywaly sie zniechecajace obrazy- czerwona twarz Jednookiego wypelniajaca pol ekranu, lodka zagubiona w niekoczacej sie mgle... nie,zdecydowanie za wolne, jak dla mnie. az nazbyt ascetyczne kino.

Wysmakowany estetycznie i bardzo spokojny film, sięgający tematyką zrębów średniowiecznej Europy. Dla kontemplacji obrazu może być, ale za mało treści.

wysmakowany estetycznie ? estetyczny obraz ? może i tak... ale jak dla mnie był za mały budżet na obrabiających surowy materiał .,, masa scen była spieprzona oświetleniowo... miałem wrażenie, że w filmie wogóle nie było oświetleniowców tylko później wszystko było kręcone suwakami w tak nieudolny sposób... że zawsze oprócz rozświetlonej photoshopowo gęby musiał się świecić kawałek tła, mimo, że przeczyło to prawom fizyki (jak świeciła się gęba, to i kawałek drzewostanu kilkaset metrów dalej) - zabrakło tu pietyzmu Majewskiego z Młyna i Krzyża

Stwierdzenie, że „Valhalla...” charakteryzuje się wolnym tempem, byłoby eufemizmem, bo w tym filmie nie dzieje się niemal nic. Główny bohater nie mówi (tym większe brawa dla Mikkelsena za stworzenie tak sugestywnej kreacji). Reszta postaci – owszem, ale nikt by po tych kwestiach nie płakał. Moim zdaniem film ma prosty przekaz, jednak mnogość niedopowiedzeń prowokuje do poszukiwania ukrytych znaczeń. Ludzie, którzy twierdzą, że „Valhalla Rising” nie ma nic wspólnego z nordycką mitologią, chyba nie czytali, albo nie ogarnęli tejże. Aczkolwiek fakt że ma, nie obliguje widza do odczytywania fabuły przez ten pryzmat. Cały obraz jest bajecznie piękny (poraża dopieszczonymi kadrami) i niepokojący (wrażenie to potęguje lekko transowa muzyka), a w rzadkich momentach ożywienia – brutalny i naturalistyczny. Treści jest mało, akcji też niewiele. To, że się nie nudziłam, to pewnie zasługa klimatu i magii. Generalnie ryzyk-fizyk – albo się zachwycicie, albo smacznie wyśpicie. Tak czy inaczej, warto.

Piękny film. Refn jest estetą, świetnie czującym filmową materię, znakomicie operującym kamerą, światłem i muzyką. Nie doszukiwałbym się w "Valhalli" zbyt głębokich znaczeń, po co? Film cieszy bardziej, gdy postrzegamy go jako zabawę kinem, z nawiązaniami do "Aguirre, gniew boży", czy "Truposza", ale przede wszystkim z popisem reżyserskiego kunsztu. "Drive" pozostawił mnie obojętnym, "Valhalla" podobała mi się dużo bardziej. A za rok nowy film Refna z Gosingiem pt. "Only God forgives". Ci którzy widzieli fragmenty, twierdzą, że zapowiada się na film roku. Pożyjemy, zobaczymy.

Obejrzany po dwóch latach podobał się bardziej - klimat, niesamowite zdjęcia i rewelacyjna rola Madsa. Że indywidualna, własna droga jest zawsze najbliżej prawdy, prawdy złej, ale którą trzeba przyjąć.

Krwawe, ślimacze kino drogi z fenomenalnym, transowym klimatem. Przypomina mroczniejszą i pozbawioną poczucia humoru wersję "Truposza". Refn ma chyba skłonność do bohaterów, co mało gadają. Z drugiej strony wypada ostrzec, że film ma też kolce - irracjonalną, wiejącą nudą fabułę ubraną w męczącą paletę barw. Zatem co kto lubi i nie mówcie, że nie ostrzegałam.

Winding to mistrz tworzenia klimatu. Zakres emocji jakie pokazuje na ekranie (jest tu zwierzęcą agresja i dołującą melancholia) jest tak bogaty, jak paleta barw której używa do "namalowania" opowiadanej historii. Dla fanów niespiesznego tempa, którzy chcą się wybrać w podróż w nieznane.

To co mogę zaliczyć na plus to ładne kadrowanie większości scen. Ale na Boga, decydując się na tak mroczne, monotonne i odrealnione prowadzenie akcji, trzeba mieć jakiś plan, zamysł. Mam wrażenie, że ta dziwność i metafizyka pojawia się tutaj tylko dlatego, że Refn lubi taki klimat, ale nic do filmu nie wnosi. Całość wydaje mi się stworzona strasznie na siłę. Jako praca zaliczeniowa studenta filmówki - super. Ale nie dla filmu tej kategorii.

O, ktoś tu się sag naczytał, a może wyssał z mlekiem matki?

Gęsto od ciężaru, w zawieszeniu w półruchu, półmyśli, szeroko w przestrzeni, surowo, w głuchym pogłosie, w głuchej ciszy, nieprzeniknionej tajemnicy, omamach światłem, obco.
Wszyscy, którzy się zachwycają tym filmem, zachwycają się klimatem i temu zaprzeczyć nie można, klimat jest, jest on jednak czymś o wiele więcej, niż formą estetyczną, nastrojowym tłem. Oglądałam W. w dwóch podejściach. Niestety, kiedy telewizja daje taki film w środku nocy, albo nad ranem, to jest to dodatkowe wyzwanie i za pierwszym razem poległam. Ale wiedziałam już po tym tzw. klimacie, że muszę obejrzeć do końca i w całości coś tak bardzo zakorzenionego w nordyckich źródłach. Bo to z tego wypływa przede wszystkim klimat tego filmu. Reżyser-twórcy zrobili "tylko" wariację na temat wikingów, po swojemu, ale jednocześnie tak bardzo wiernie w stosunku do prawdy, przynajmniej tej, która wyłania się z mitów i klasycznych tekstów kultury z północy.
(cdn)

(cd)
Przeznaczenie, fatum, honor, zemsta – to były podstawy życia w tamtym świecie, surowym i pozbawionym nadziei, jaką mieli sprowadzić dopiero wyznawcy Chrystusa. Sprawiedliwości zadość można i trzeba było dochodzić jedynie na własną rękę a tylko heroiczne czyny i sława mogły zapewnić wieczną pamięć i w niej życie na zawsze człowieka, nieśmiertelność, kiedy dopiero wykluwały się obietnice życia wiecznego, nieśmiertelna dusza, rodził i umierał Odkupiciel.

Jednooki może być nikim - każdym, równie dobrze samym Odynem, który oddał oko dla wiedzy i mądrości, a także powisiał trochę przebity własną włócznią na drzewie w zamian za podobne walory, co ponoć pomogło chrześcijanom zaszczepić Skandynawom swojego Boga, bo tak się tubylcom Odyn z Chrystusem i ukrzyżowaniem skojarzył, a nie ma to jak pobudować jedną świątynię na gruzach drugiej.
I tu dostajemy świat na przełomie, przedśredniowieczny i średniowieczny, na poły już nowy, na poły i wciąż bardziej jednak pogański. A samo chrześcijaństwo takie pogańskie, że największy poganin w stadzie uczyć musi wiernych wyznawców nowego Boga jak się składa ofiarę, na czym polega poświęcenie i odkupienie grzechów...

Co pięknego i pięknie uchwyconego jest w tym filmie, a jak sobie dokładnie tak to wyobrażałam, tamten świat, to po części barbarzyński i zezwierzęcony, prymitywny a jednocześnie tak blisko w tym metafizyki i mistyczności człowiek. I to jest również coś z prehistorii, z prawdziwych sag, co udało się przekazać w filmie.

Rzeczywiście, jest to prosta opowieść, prosty film, ale nie że płytki, tylko ludzki, zrozumiały dla każdego w jakiś tam sposób, na jakimś prymitywnym, wewnętrznym poziomie, gdzie może jeszcze tylko psychoanaliza zagląda ;) Ja tylko jednej rzeczy za bardzo nie rozumiem – honoru. Dla jednostki ważna może być ofiara i zemsta, ok, ale honor? To już wynalazek grupowy i tylko na tle i w odniesieniu do grupy wydaje się mieć znaczenie, indywidualnie dla osobnika, bez odniesień, niewiele znaczy. Czyli bat. Wynalazek kultury i religii, widać ponad podziałami, niezależnie od wyznania, czasu i miejsca; wyrzut sumienia zbiorowego.

film dziwny, niedopowiedziany, bez wartkiej akcji, bez łopatologii, pozostawiający szerokie pole do interpretacji, może nie dać się lubić, mnie się podobał, takie powinno być kino

BlonD1E
WijElitarnegoKorpusu
asthmar
patrycja76
Ajdaho
NarisAtaris
grandar
ArsDiavoli
Habdank
KornelNocon