Postawa roszczeniowa, niechęć do nauki, nieodpowiedzialność. I z tym do Warszawy i do pracy? Jak można być tak prostackim i o takim ciasnym umyśle?!
Znam dziewczynę, której dom stał na klepisku, nie miała nawet podłogi, rodzice bezrobotni alkoholicy, ona, będąc licealistką, wychowywała młodsze rodzeństwo - skończyła studia, pracując, i zaszła naprawdę wysoko. Bez pomocy z czyjejkolwiek strony. Ona CHCIAŁA.
Ale jednak połowa z dziewczyn, które wzięły udział w programie, znalazło pracę!

Nie chcę się za bardzo spierać, ale reżyserki sportretowały te dziewczyny z troską, jako bardzo nieporadne i zagubione, nie wiedzące czego pragną- niby chciały wyjechać, żeby rozpocząć nowe życie, ale brakło im determinacji, by wziąć na swoje barki wszystko, co się z wyjazdem do stolicy wiąże. Tęsknotę, opuszczenie dziecka, poczucie wyobcowania w wielkim mieście, prowincjonalność, przez którą czuły się gorsze. Ania i Ilona nie miały siły przebicia. Myślałam, że uda się Gosi jako najbardziej odważnej. Nie usprawiedliwiam ich, tylko z trzeciego zdania wyłania się, że przedstawiono te dziewczyny: jako prostackie, ograniczone, a uważam, że tak nie było, wręcz, że reżyserki pochylały się nad nimi, ukazując, że mentalną biedę się przeważnie dziedziczy. Byłam na spotkaniu z Karoliną Bielawską i ona wyraźnie wzięła w obronę bohaterki swojego filmu, m.in. opowiadała jak trudno było przekonać rodziców jednej z nich, by wpuścili ją do mieszkania, tak się wstydzili warunków, w jakich mieszkają. Dla mnie chyba największym zaskoczeniem był fakt, że to były najbardziej przebojowe z poznanych dziewczyn, a przecież reżyserki zjeździły kawał Polski w poszukiwaniu inspiracji.

Raczej jako leniwe i z postawą roszczeniową. W Wawie jakieś 80% ludzi pochodzi z prowincji właśnie, tu nie ma takiego podziału na ludzi stąd i nie stąd, jeśli chodzi o pracę i funkcjonowanie w ogóle. Tu nie patrzy się w rubryczkę "zameldowanie". To miasto wchłania wszystkich bez różnicy, jeśli tylko wykażą minimalne chęci i coś ZROBIĄ ze sobą, żeby pracę znaleźć. Niektóre panie (i panowie też) na kasach w sklepach, które spotykam, wykazują naprawdę jakieś minimum myślenia, ale jednak tyle wystarcza, żeby pracować. Tym dziewczynom z filmu nie chciało się wykazać nawet tym minimum. Dorosłe, zdrowe kobiety. Na co one czekały? Żeby za nie ktoś w Warszawie robotę odwalił?

Smutne jest trochę też, że reżyserki pokazały właśnie takie dziewczyny. Z komentarza na końcu wynikało, że mimo wszystko większości dziewczyn udało się znaleźć pracę. Więc jednak się da. To je wolałabym oglądać. Te, które się postarały. Które nie czekały, aż ktoś je wyręczy, tylko użyły swoich szarych komórek i od zera coś osiągnęły. Zamiast siedzieć, narzekać i czekać, zrobiły coś same. Widocznie to nie przebojowość decyduje o tym, jak się ktoś układa ze swoim życiem.

Szanuję Twoje zdanie, ale kompletnie się z nim nie zgadzam. Oczywiście, cały czas piszę o filmie, nie o życiu. Naprawdę wierzę, że znajdzie się wiele pozytywnych przykładów i wcale nie zamierzam z tym polemizować. I że Warszawa jest otwarta na wszystkich, podałam to w przykładzie, bo jedna z nich bardzo podkreślała że czuje się inna, gorsza, że się wstydzi, że pochodzi z prowincji.

Wiem, że postawa bohaterek może irytować, ale w filmie dziewczyny były bardzo zagubione, nie radziły sobie z najprostszymi czynnościami, z kontaktami międzyludzkimi. Miały swoje plany i naprawdę skromne marzenia, twierdziły, że wierzą w siebie, chciały pracować, zmieniały pracę, ale nie potrafiły się w niej dłużej utrzymać. Film jest właśnie chyba takim szukaniem przyczyn, co sprawia, że się nie udaje, o tym, że biedę się mentalnie dziedziczy. To nie lenistwo i postawa mnie się należy. To wychowanie.

Zresztą, posłuchaj, jak same reżyserki opowiadają o tych dziewczynach:

http://www.youtube.com/watch?v=BTbw9t64AkQ

Nie uważam, że to wychowanie. Wychowanie to może było, jak one miały po 5 lat. Teraz są dorosłe i same wybierają. Tak samo jak każdy inny człowiek, tak samo jak reszta tych dziewczyn, które jednak dokonały lepszych wyborów. Ale każdy jest kowalem swojego losu (oczywiście wyłączając sytuacje typu choroba, niepełnosprawność). One wybrały tak. Cóż, może mi się to nie podobać, ale to ich życie i mają prawo tak wybrać i tak woleć.

A kompleksy - też każdy je ma! Jedna będzie się wstydzić pochodzenia, druga małych piersi. Trzecia będzie się wstydzić swoich wyborów. I tylko ta trzecia ma się czego wstydzić. I znowu: jeśli komuś przeszkadzają kompleksy, to się z nimi rozprawia, a nie jęczy, jak to mu źle i strasznie, i wstyd.

Przepraszam, że włączam się teraz, ale dopiero niedawno obejrzałem ten film. Kompletnie nie rozumiem, o co Ci verdiana chodzi. Dziwi Cię to, że są takie osoby na świecie, czy uważasz, że nie powinno się o nich robić filmu? Bo mnie dziwi, że Ciebie dziwi, że nie każdy jest przebojowy. Rozumiem, że Ty jesteś, ale skąd pomysł, że każdy jest? Oczywiście, że osoby pracowite, przebojowe, pewne siebie radzą sobie w życiu dużo lepiej, ale nie to jest przedmiotem tej opowieści. Ten film jest właśnie o tych dziewczynach, które sobie nie radzą. A dlaczego o nich? A dlatego że to jest dokument, a nie kronika filmowa - pokazuje rzeczywistość taką, jaka jest, a nie taką jaką chcielibyśmy (bez wątpienia wszyscy), żeby była - pełną radosnych, ciekawych, przebojowych, pracowitych i odważnych ludzi. Większość Polek i Polaków taka niestety nie jest.

Tu nie chodzi o przebojowość, nie wymagam jej od nikogo, ani od siebie. ;P Natomiast irytuje mnie takie biadolenie i rozlazłość bez powodu. Młode, zdrowe dziewczyny (żadna niepełnosprawność nie przeszkadza im we wzięciu się za siebie), zamiast brać się do roboty, to tylko jęczą, jak im źle.
Ten film na szczęście jest nie tylko o takich, było w nim parę takich, które swoją szansę wykorzystały, a statystyki na końcu mówią o połowie z tych dziewczyn.
Na szczęście większość Polaków i Polek w wieku produkcyjnym pracuje, a nie wszyscy z nich są przebojowi, radośni i odważni.

Ale ja to wszystko już przecież napisałam!
Postawa roszczeniowa irytuje mnie u ON, to tym bardziej u sprawnych!

Ja bym takim optymistą co do tej połowy nie był. Podejrzewam, że ta statystyka uwzględnia te dziewczyny, które na starcie znalazły jakąś pracę (jak np. ta Gosia), ale dalszej kariery wszystkich z nich nie monitorowano. Pewnie spora część się poddała.

Myślę, że trochę przesadzasz z ostrą krytyką tych dziewczyn. Nie wiem skąd pochodzisz i jaki miałaś start, ale podejrzewam, że
- gdybyś wychowała się na zadupiu,
- miała skończoną tylko szkołę podstawową, bo potem musiałaś pomagać matce przy sześciorgu młodszego rodzeństwa
- o profilaktyce przeciwciążowej wiedziała tyle, że to grzech i bezeceństwo, dzięki czemu w wieku 16 lat dorobiłaś się słodkiego syneczka, którego sama wychowujesz, bo Romeo z dyskoteki się natychmiast ulotnił,
- gdyby pieniędzy starczało Ci akurat na przeżycie i ewentualnie w lepszych czasach na ratę za Franię,
to jednak mniej optymistycznie patrzyłabyś na możliwość wyjechania zupełnie samej do wielkiego miasta i zaczynania tam wszystkiego od nowa.
Dobrze, że jest ten program, który trochę im pomagał, ale to nie znaczy oczywiście, że rozwiązał wszystkie ich problemy.

A postawa roszczeniowa, no cóż, w Polsce najwyraźniej wysysa się ją z mlekiem matki (w pakiecie z antysemityzmem ;))

Mówili (czy pisali), że połowa znalazła pracę, ale nie wiedzą, jaka część dziewczyn ją utrzymała. Ale znalezienie pracy to już i tak dużo! To jakieś działanie, a nie siedzenie na laurach i jęczenie, jak to źle na świecie. Praca się może nie podobać, mogły ją porzucić, mogły z niej wylecieć - ale wiedzą już przynajmniej, że umieją ją znaleźć. PRÓBOWAŁY! To jest ważne!

A czytałeś to, co napisałam w pierwszym poście? :)
A ja cóż, wyjeżdżałam i próbowałam życia w kilku miastach (sama!), będąc w jeszcze gorszych warunkach, bo z niepełnosprawnością i zależnością od innych. Nie miałam takiego luksusu jak te dziewczyny, że mogą sobie dysponować swoim życiem, jak im się podoba, bo nic ich nie ogranicza. Mogą wsiąść w każdy pociąg, wyjechać, dokąd chcą, i pracować w takiej pracy, jaka im się podoba. Ja nie mogłam nigdy. Jak mi brakuje na rehabilitację, to nie mogę sąsiadce umyć okien za kawałek grosza. Nie mogę pójść do każdej pracy, w której płacą. Ale nie siedzę i nie jęczę, jak to źle, że mi nie dali. Nie pobieram nawet renty, bo mam wyrzuty, że okradam podatników, chociaż mi się należy wg prawa. Więc naprawdę nie uważam, żebym je ostro oceniała. :)

No tak, na to nie mam argumentów :P

Konkludując, powiem tyle, że po prostu nie każdy ma w sobie tyle siły, odwagi i determinacji jak Ty. Pozazdrościć :)

Ja akurat nie mam ani siły, ani odwagi, ani determinacji - to nie jest do życia potrzebne. Wystarczy być hedonistą i lubić "robić sobie dobrze". Ale jak kogoś życie nie kopie, to musi się kopać sam. ;P

Dla mnie to trudna sprawa wejść w umysł czy duszę drugiego człowieka niezależnie od stanu jego zdrowia. Np. na depresję cierpią bardzo często osoby zdrowe, a nierzadko będący ludźmi sukcesu. Styron w "Dotyku ciemności" pisał , że dopadło go, gdy po latach starań odniósł pierwszy sukces. Tak samo ludzie różnie sobie radzą z kompleksami , zahamowaniami, niezależnie od stanu zdrowia. Jan Mela zdobył bez ręki i nogi oba bieguny, bo miał silnego ducha, ale wielu ludziom trzeba po prostu pomóc. Ja piszę tak ogólnie, bo filmu nie widziałem.

Bo wszystko zależy od tego, co zrobimy z tym, co czujemy. A to, co zrobimy, wybieramy już sami. I nie ma to nic wspólnego z radzeniem sobie z kompleksami czy lękiem. Jedno i drugie ma każdy człowiek. Jedno i drugie może tłumaczyć zachowania, ale ich nie usprawiedliwia.

Ja nie do końca rozumiem "wszystko zależy od tego, co zrobimy z tym, co czujemy" - to chyba jakaś szersza koncepcja. "Czuję" i co z tego wynika? Podejmuję jakąś decyzję, rozbijam nos, wstaję, idę dalej, coś osiągam, czasem przegrywam - tak? Chodzi ci o aktywność życiową?

@lapsus, akurat w tę dyskusję możesz się śmiało włączyć, nie oglądając filmu, bo nic odkrywczego w nim nie ma. Pokazuje dziewczyny z popegeerowskich wiosek, które załapały się na program pomocy - funduje im się przez jakiś czas (nie pamiętam dokładnie, ale chyba parę miesięcy?) nocleg w Warszawie i pomaga dość ogólnie w nowym starcie, czyli znalezieniu pracy (mówią jak się ubrać, co mówić, itp).

No i sęk w tym że duża część z dziewczyn kompletnie tej szansy nie wykorzystuje. Jedna wraca zaraz, bo za chłopakiem tęskniła i to nie dla niej. Druga wylatuje z kilku prac, stwierdza że Warszawa jej się nie podoba i wraca do swojej wiochy, gdzie nie ma żadnej pracy i perspektyw (ma tam za to małego synka). Tylko jedna z bohaterek walczy dłużej, ale i ona jak się okazuje na koniec przegrywa.

No i verdiana mówi, że one biadolą (np. na pytania co potrafią mówią że nic, co by chciały robić, że nie wiedzą itp.), a my tu z Pilotką tłumaczymy verdianie, że nie każdy po prostu potrafi. To w sumie film o takich nieudacznikach, ale nie da się ukryć, że start miały ciężki, więc to że się boją i nie potrafią mnie nie dziwi.

Aż tak pesymistyczny to ten film nie jest, połowa z dziewczyn, którym dano szansę, COŚ ZROBIŁA. :-)

Ja dotąd nie rozumiem, jak Verdiana, mogła tak odebrać te dziewczyny. Byłam tym tak zdumiona, że jeszcze niedawno, bo okazało się, że ten film leciał w TV, na ten temat rozmawiałam i nikt tak ich nie ocenił. To nie damulki z wielkimi pretensjami do świata, to nie radzące sobie z nim dziewczyny. Nie potrafię ich oceniać ze swojego punktu widzenia, ale potrafię wejść w skórę dziewczyn, którym brakuje przebojowości i to fakt, z którym nie ma co polemizować, bo można się nie zgadzać na takie ich życie, ale takie są i wyrażanie dezaprobaty tego nie zmieni.

Ale ja nie mam ambicji, żeby je zmieniać. Nie toleruję postawy roszczeniowej i jęczenia bez powodu. Po prostu. Mierzi mnie, irytuje, do szału doprowadza. Szkoda poświęcać im uwagę, czas, pieniądze - to wszystko się przyda innym, tym, którzy nie jęczą, tylko się za siebie biorą i tylko potrzebują wsparcia.

Oodivisi
Nietutejszy
bambi12
lamijka
yo
yo
Lamia
lapsus
doktorpueblo
Pilotka
verdiana