Do szpiku kości (2010)

Winter's Bone
Reżyseria: Debra Granik

Głęboko w górach Ozark żyją ludzie, którzy przestrzegają jednej reguły: nie wychylać się. Jednak nastolatka Ree Dolly nie ma wyboru. Jej handlujący narkotykami ojciec zniknął. Rodzinie: matce i młodszemu rodzeństwu grozi nędza. Dziewczyna wyrusza poprzez górzyste tereny w poszukiwaniu zaginionego.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Aż taki świetny? W jednym momencie otarł się o 8, ale to typowa 7. Rzemiosło.

Znakomity film. Siedemnastoletnia dziewczyna, która musi przedwcześnie stać się dorosła, wychowując młodsze rodzeństwo i walcząc o zachowanie domu. A przeciw niej amerykańska prowincja, kraj rednecków, brutalności, narkotyków. Strzeż się tych miejsc!

to znakomicie, bo idę na to jutro. I na Kaboom jeszcze, jeśli nic mi się nie sypnie..

Miazga. Mnie rozwalił na miliard kawałków.

Nagroda Publiczności AFF? Nie było lepszych filmów? Podobał mi się, ale nie przesadzałabym z zachwytami. Jedna mina Ree Dolly w każdej scenie, kiepskie dialogi w stylu filmów akcji, w których nie zadaje się kłopotliwych pytań i... odczuwalna bezpłciowość emocjonalna. Dla mnie był to obraz b. dobry, ale nie znakomity. Duży plus za muzykę, zdjęcia i jako takie napięcie.

Tzn. to jest bardzo dobry film, ale pomyłką było wystawianie go w konkursie - podobnie jak kiedyś "Głód" na ENH. Film Granik został już wyróżniony nie raz, nie potrzebuje rozgłosu, spokojnie mógłby się znaleźć w Highlights. I powinien.

Opis filmu może wprowadzać lekko w błąd potencjalnego widza. Nie chodzi o społeczność ludzi, którzy mają jedną regułę brzmiącą "nie wychylać się", tylko mają swój kodeks postępowania, jak każda społeczność, a w dodatku chodzi tu o ludzi parających się ciemnymi interesami, więc i o specyficzny kodeks. W ten świat wchodzi niewinna młoda dziewczyna, która pchana koniecznością życiową, "wsadza nos" w nie-do-końca-swoje sprawy. I zaczyna się jazda. Bez trzymanki. Świetny film!

Opis jest totalnie od czapy. Mam wrażenie, że piszący go nie widział filmu. Najlepsze jest to: "Dziewczyna wyrusza poprzez górzyste tereny w poszukiwaniu zaginionego". Ja jakoś nie zauważyłem jej górskich wycieczek w poszukiwaniu ojca :)

A ja nie dotarłam do tego zdania, bo to pierwsze już mnie wkurzyło. :-)

A jest tam taka scena, jak bohaterka schodzi z jakiegoś wzgórza, a w innej, kiedy idzie do Małego Arthura (?), to musi podejść pod górkę. To może było nawiązanie do tych "wspinaczek". ;-)

... a teraz z innej beczki - "Shultes" rzeczywiście taki nudny? Widzę, że jest na Iplex.pl i się przymierzałam, ale Twoja recenzja mnie zniechęca. Pytam, bo czasem po jakimś czasie ocena się zmienia, jak się człowiekowi w głowie film ułoży.

Shultes to kino minimalistyczne, takie co to wiesz, wszystko dzieje się wolno, a słów za wiele nie pada. Nie wiem, czy powinnaś się w 100% kierować moim zdaniem, w końcu często się różnimy. Zacznij oglądać, zobacz pierwsze 10 minut, reszta jest bardzo podobna w stylistyce i tempie. W sumie to nie mogę tego filmu w czambuł potępić, bo jest w nim jedna naprawdę świetna scena. Ale przyznam, że poza nią, to nic już prawie z niego nie pamiętam.

Och, czasem tak lubię "zawisnąć" na czyjejś opinii. Dobra, muszę sama podjąć męską decyzję i wybrać film na wieczór. Bo ja jak zacznę oglądać, to baaardzo rzadko przestaję po 10 min., nawet jak mi się nie podoba (gdzie te czasu młodości, kiedy wychodziłam z kina po pierwszych scenach, które nie przypadły mi do gustu..?). Najczęściej wierzę do końca, że coś jeszcze film uratuje w moich oczach. Czasem właśnie warto choćby dla 1 sceny.

Po tych wszystkich zachwytach myślałam, że film będzie lepszy. Co z tego, że jest nieźle zagrany, jak wydłużony i nudny? Reżyserowi chyba się wydawało, że jak wydłuży ujęcia, to film wyda się „psychologicznie głębszy”. Ale to nie zadziałało. Przerażające są pierwsze sceny z psem myśliwskim na łańcuchu i głodzonym koniem, to mnie wyleczyło natychmiast z jakichkolwiek pozytywnych emocji czy współczucia wobec bohaterów.

Zasnąłem trzy razy. Wczoraj raz i dzisiaj dwa razy. Ale jakoś skończyłem ten film i teraz mogę narzekać. Nudą wieje - typowe amerykańskie kino obyczajowo-dramatyczne - jest dziewczyna, są trudności losu, są źli ludzie... Zieeeeew. Tych zachwytów nad rolami aktorskimi też nie podzielam. Ot, dobrze zagrane, tak jak to być powinno. Jedynie zdjęcia i klimat były fajne, takie trochę mroczne, zimne...

Początek naprawdę niezły. Mroczny klimat i prawie pełna identyfikacja z główną bohaterką dzięki ciekawie poprowadzonej historii. Niestety po 30-40 minutach, film robi się nudny. Może gdyby był krótszy dostał by lepszą ocenę. Zakończenie też lekko rozczarowuje.

Film z kaegorii "można obejrzeć, ale bez rewelacji". Ot kolejny film... Nagrody jakie zdobył i nominacja do Oscara są dla mnie dużym zaskoczeniem

Ciekawa historia, niezła gra aktorska, dobra muzyka.... ot, przyjemnie nakręcony średniak. Odwrotność tego, co czego szukam w kinie.

Historia współczesnej młodocianej Antygony znajdującej się w jednocześnie groźnym, obcym jak i familijnym zadupiu produkującym metamfetamine. Niesamowity realizm i surowość połączona z narracją prowadzoną z perspektywy 17-letniej Ree, uwięzionej w brutalnym i nieprzewidywalnym świecie dorosłej i wyjętej spod prawa stanowego społeczności. Historia pozbawiona jakiegokolwiek eskapizmu, oparta na bezwzględnych zasadach gry o przetrwanie rządzącej się swoją hierarchią, postępowaniami i karami.

Dzielna 17-latka z amerykańskiej głębokiej prowincji poszukuje swojego będącego na bakier z prawem ojca, by ratować i tak nie najlepszy materialnie byt swojej rodziny. Jej zmagania z niechętną do pomocy lokalną społecznością, nierzadko bliżej lub dalej spokrewnioną, toczą się w atmosferze zagrożenia i nieprzewidywalności. Ciekawe amerykańskie, acz niehollywoodzkie kino.

Ależ mi się podobał "Do szpiku kości"! Uwielbiam leniwą i pozornie spokojną narrację. Uwielbiam opowieść, w której ważny jest bohater. Przepadam za tak świetnie napisanymi i zagranymi postaciami. Za takim kinem amerykańskim można naprawdę tęsknić, opowiada o obrazie Stanów prawdziwym choć dość mało znanym. Nie znam powieści na podstawie której powstał film, ale raczej nie przynosi jej wstydu. W tym roku się nie udało, ale Jennifer Lawrence jeszcze dostanie Oskara. Trzymam kciuki!

Genialne, lubię takie klimaty

Całkiem ciekawy obraz, duszny i przytłaczający widza ogromem pokazanej beznadziei. Tym bardziej chce się podziwiać główną bohaterkę - nawiasem mówiąc, świetnie rozrysowany portret psychologiczny, choć mało w Ree siedemnastolatki.

Guma
WANROY
MonikaMazurkowna
bartje
Szklanka1979
Michalwielkiznawca
NarisAtaris
Mikser
MureQ
matadu