Ip Man, mistrz Wing Chun kung-fu, mieszka z żoną i synem w chińskim mieście Foshan. Spokojne życie mężczyzny przerywa wybuch II wojny chińsko-japońskiej. Do Foshan wkraczają wrogie wojska. (Telemagazyn)
Martial arts drama chronicling a period of time in the life of a renowned Wing Chun master (Donnie Yen as Ip Man -mentor to Bruce Lee) in China as his life is disrupted by the second World War. He goes from respected master to a destitute worker digging coal, under the oppression of the Japanese Army. His 'skills' he initially ...
miejscami dosyc naiwny, ale dla scen walki moge mu wiele wybaczyc. jesli komus nie podobal sie "przyczajony tygrys...", czy "hero" to nie ma czego tutaj szukac
Reżyser „Ip Mana” nie uczynił walk estetycznym przeżyciem, tak jak to było np. w „Hero”, ale mimo to film jest ciekawy. Ma dość rozbudowaną fabułę i wartość historyczną. Ładnie przedstawione Chiny pod okupacją japońską (+ dobre zdjęcia).
Film zasadniczo o tym, że Chińczycy są fajni, a Japończycy be, oraz że Kung fu jest fajne, a karate be. Ale to mogę łyknąć, bo Chiny i Japonia podchodzą do siebie jak my i Niemcy, a nigdy się nie czepiałam Czterech Pancernych. Scenarzyści chyba "troszkę" nagięli historię, bo z Ip Mana wyszedł bohater na miarę gladiatora (swoją drogą pompatyczność ostatnich scen w niczym Gladiatorowi nie ustępuje). Ale walki są dobre i film się nie dłuży, więc nie narzekam.
Donnie Yen przygotowywał się do roli 9 miesięcy (tyle mu zajęło opanowanie stylu Wing Chun pod okiem najstarszego syna Yip Mana). Prezentowana w filmie szybkość i precyzja ciosów (brawa za bardzo dobre zdjęcia i świetny montaż) nie ma nic wspólnego z zastosowaniem efektów specjalnych. To wynik tylko i wyłącznie treningu. Jako że kryterium „efekty specjalne” się nie stosuje, a opcji „sztuki walki” Filmaster nie posiada, zabrakło mi środków, by należycie ocenić film. Sceny walki zasługują na 10/10 (nie pamiętam, czy widziałam w kinie lepsze; „Yip Man” to absolutne must-see każdego adepta i/lub wielbiciela sztuk walki), sam film (nakręcony ku pokrzepieniu serc, pod wieloma względami mijający się z prawdą historyczną, aczkolwiek osadzony w realiach, propagandowy i lekko patetyczny pean – nie mylić z biografią – na cześć wielkiego mistrza „kung-fu”) oceniłabym na 6/10. Koleżanka Matematyka podpowiada mi, że średnia wynosi 8/10 więc podnoszę ocenę do 8.
miejscami dosyc naiwny, ale dla scen walki moge mu wiele wybaczyc. jesli komus nie podobal sie "przyczajony tygrys...", czy "hero" to nie ma czego tutaj szukac
Bardzo dobry film walki a przy tym całkiem przyzwoicie opowiedziana i zagrana historia. Znakomicie pokazany styl wing chun (tsun).
Reżyser „Ip Mana” nie uczynił walk estetycznym przeżyciem, tak jak to było np. w „Hero”, ale mimo to film jest ciekawy. Ma dość rozbudowaną fabułę i wartość historyczną. Ładnie przedstawione Chiny pod okupacją japońską (+ dobre zdjęcia).
zaskakująco dobry film :)
Film zasadniczo o tym, że Chińczycy są fajni, a Japończycy be, oraz że Kung fu jest fajne, a karate be. Ale to mogę łyknąć, bo Chiny i Japonia podchodzą do siebie jak my i Niemcy, a nigdy się nie czepiałam Czterech Pancernych. Scenarzyści chyba "troszkę" nagięli historię, bo z Ip Mana wyszedł bohater na miarę gladiatora (swoją drogą pompatyczność ostatnich scen w niczym Gladiatorowi nie ustępuje). Ale walki są dobre i film się nie dłuży, więc nie narzekam.
Donnie Yen przygotowywał się do roli 9 miesięcy (tyle mu zajęło opanowanie stylu Wing Chun pod okiem najstarszego syna Yip Mana). Prezentowana w filmie szybkość i precyzja ciosów (brawa za bardzo dobre zdjęcia i świetny montaż) nie ma nic wspólnego z zastosowaniem efektów specjalnych. To wynik tylko i wyłącznie treningu. Jako że kryterium „efekty specjalne” się nie stosuje, a opcji „sztuki walki” Filmaster nie posiada, zabrakło mi środków, by należycie ocenić film. Sceny walki zasługują na 10/10 (nie pamiętam, czy widziałam w kinie lepsze; „Yip Man” to absolutne must-see każdego adepta i/lub wielbiciela sztuk walki), sam film (nakręcony ku pokrzepieniu serc, pod wieloma względami mijający się z prawdą historyczną, aczkolwiek osadzony w realiach, propagandowy i lekko patetyczny pean – nie mylić z biografią – na cześć wielkiego mistrza „kung-fu”) oceniłabym na 6/10. Koleżanka Matematyka podpowiada mi, że średnia wynosi 8/10 więc podnoszę ocenę do 8.
całkiem fajny