Profil użytkownika Afonia
Jak ja nie cierpię Zanussiego i tego jego mentorowatego tonu... Wszystko dobitnie wyłożone i założone. Oraz podkreślone trzy razy wężykiem w "najważniejszych" momentach. To ten typ kina, który ma gdzieś widza - w filmie nie ma dla niego miejsca, no bo po co, w końcu Pan Reżyser wie lepiej i chętnie wskaże jedyną słuszną interpretację.
Zapasiewicz - mistrz, tylko dzięki niemu "Życie jako śmiertelna choroba..." możliwe do obejrzenia. Poza tym - nuda, silenie się na cynizm, przegadanie, patetyzm... Koszmarna ścieżka dźwiękowa (chociaż pana Kilara bardzo cenię). Nie potrafię dać 4 gwiazdek, bo jednak pan Zapasiewicz wykonał tytaniczną pracę. Niech będzie 5.
Ocena jak najbardziej subiektywna: po pierwsze mam słabość do kiczu grozy, a po drugie - do filmów o filmach. Zastanawiam się tylko kto/co podkładał głosy pod Rekwizyty i co działo się potem...
Trudno mi ocenić całość, bo na razie sięgnęłam tylko po próbkę - odcinek 3 i 4 (no, niestety, nowohoryzontowy kalendarz jest mało elastyczny - chce się obejrzeć wszystko albo niemal wszystko). Raczej dla widza, który przynajmniej odrobinę orientuje się w historii kina. Ci, którzy orientują się więcej niż odrobinę, mogą ziewać - momentami powierzchownie i na skróty, ale przy takiej ilości materiału chyba nie dało się inaczej.
Wszyscy wiedzą jak bardzo ten film był przełomowy, ale... nic na to nie poradzę, że... no, dla mnie szczególnie porywający nie jest... Banalna fabuła, ale przyjemne wstawki rewiowe, no i ta piosenka dla mamy... :) Szkoda, że podczas projekcji pierwszego w dziejach kinematografii filmu dźwiękowego w niektórych momentach siadał nam dźwięk - na szczęście mimika bohaterów okazała się wystarczająco wymowna, żeby nie zgubić wątku.
Panie, Panowie - będzie bolało. Uwierało. Drażniło. Do odczytania na różnych poziomach, z których przynajmniej jeden ściągnie na reżysera gromy. Bardzo mocno postawione pytania, na które odpowiedzi trzeba szukać w sobie, swojej rodzinie, lokalnej społeczności. I to wszystko opowiedziane w taki sposób, że trudno się uwolnić od narastającego napięcia, nawet jeśli momentami film faktycznie wpisuje się w konwencję opowiadania o zagładzie poprzez estetykę makabry. Fantastyczna praca aktorów i znakomite zdjęcia.
Podejrzewam, że Bracia Grimm byliby zaskoczeni hiszpańską fantazją, a Bruno Bettelheim nie podpisałby się pod kolaudacją, ale co tam. Tagi: flamenco, film niemy, kicz, groteska.
Wyewakuowali mnie. Dużo straciłam?
To mój pierwszy kontakt z twórczością Guya Maddina, i myślę, że nie ostatni. Jestem pod dużym wrażeniem klimatu filmu - jest mrocznie, gotycko, surrealistycznie i... w stylu starych filmów gangsterskich. To, że za cholerę nie potrafię poskładać wszystkiego w całość, w niczym nie przeszkadza mi w przypominaniu sobie raz po raz jego detali. Oglądając miałam wrażenie błądzenia po labiryncie, w którym wszystko jest umowne, bo za chwilę reżyser i tak zmieni zasady gry.
Czy dobrą rekomendacją może być informacja, że w trakcie pokazu kilkanaście osób wyszło, a w zasadzie wybiegło? A i owszem, pod warunkiem, że jest się wielbicielem estetyki "Wielkiego żarcia" M. Ferreriego, które wywołuje podobne emocje - zniesmacza i jednocześnie zachwyca. Dušan Makawiejew wielokrotnie przekracza granice dobrego smaku, ale udaje mu się stworzyć dość spójny obraz. Bawi się zarówno konwencją reality show, jak i proletariackich pieśni. Nie oszczędza nikogo - szydzi i z komunistycznych idei, i z konsumpcjonizmu, i z ruchów hipisowskich. Szukacie niewinności i wolności, no to patrzcie, jak się to kończy!
Meryl Streep - niewiarygodna klasa aktorstwa. Film - poprawny, przewidywalny i banalny.
Nie zaskakuje, ale też zbytnio nie męczy. Taki... poprawny. Kenneth Branagh - wiadomo, Michelle Williams + praca operatora = nie rozczarowuje, ale ustalmy - nikt nie da rady zagrać Marilyn Monroe tak jak ją zagrała Norma Mortenson.
Nie wiem, jak ten film można poddać jakiejkolwiek ocenie. Przełomowy i innowacyjny (zmiana stylu aktorskiego, swobodna zmiana planów, rozbudowana rola scenografii, równoległy montaż, zmiana sposobu oświetlania planu) - jednym słowem absolutnie genialny, ale... dla mnie absolutnie nie do przyjęcia ze względu na rasistowskie treści.
Do diabła! Szkoda, że producenci kazali dopisać tak kiepskie zakończenie! No, ale Murnauowi udało się z tego formalnie wybrnąć. Poza tym - absolutne arcydzieło! Niesamowite jest to, że język filmowych obrazów jest tak wyrazisty, że zbędne są dialogi, czy dopowiedzenia narratora.
Przegapiłam :( Ciekawe czy jest szansa na to, żeby jeszcze gdzieś obejrzeć ten film.
Bycie kobietą to od czasu do czasu ciężka sprawa. Bycie kobietą w Iranie to sprawa przegrana od początku do końca. Interesujące jest to, że kobiety, które spotyka bohaterka - Noura, w najlepszym wypadku okazują jej powierzchowne zainteresowanie lub obojętność. Żadnej z nich nie zaufa, wiele będzie musiała przekupić.
Akcja toczy się bardzo powoli, bez gwałtownych zwrotów akcji. Stopniowo narasta poczucie klaustrofobii.
Przygnębiający, bolesny i dobry, a właściwie bardzo dobry.
Zabieram się za sprawdzanie, czy można gdzieś obejrzeć poprzedni film reżysera: "Żelazna wyspa".
Z zaskoczeniem przeczytałam, że "Akacje" to debiut Pabla Giorgelliego. W takim razie - czekam na więcej jego filmów! Reżyser nie boi się długich ujęć, ani ciszy. Nieśpiesznie snuje bardzo prostą opowieść. Buduje napięcie opierając się na emocjach. Wspaniałe zdjęcia, ale to chyba cecha wspólna wszystkich argentyńskich filmów, a przynajmniej tych, które miałam okazję oglądać.
Ciekawa jestem jak by sobie poradził w Egipcie Banksy, bo lokalnym undergroundowcom wcale nie jest łatwo. Nie dość, że mają kłopoty z instytucjami kulturalnymi i policją, to w dodatku sztuka ulicy musi walczyć o ulicę z rozmodlonymi muzułmanami.
Przez blisko 2 godziny podglądamy razem z bohaterami (też podglądacze!) środowisko egipskiego undergroundu: hip-hopowców, graficiarzy, skate-boarderów i rockmanów. Wbrew pozorom nie jest to dokument, a opowieść min. o problemach z dokumentowaniem rzeczywistości i sztuki. Zresztą nie tylko o tym. O zagubieniu i samotności, o nawiązywaniu przyjaźni, o kończeniu pewnych spraw. świetnie zmontowana, z doskonale podłożoną muzyką. Lisbona ma swojego Wima Wendersa ("Lisbon Story"), a Aleksandria - Ahmada Abdallę.
Kolejna po "Puzzlach" ciekawa propozycja z Argentyny. Jeden z tych filmów, w których niby nie dzieje się nic, a dzieje się bardzo dużo. Reżyserka zręcznie wprowadza widza w świat trójki dorastających sióstr. Mało co jest powiedziane wprost - rolę narracji przejmują fragmenty błahych rozmów, detale, gesty - czasami wyglądające na przypadkowe. Piękne zdjęcia, klimatyczna muzyka.
Książka Cormaca McCarthy'ego - znakomita. Czytana jakiś czas temu, ale wrażenie, które wywarła, zostało na lata. O filmie spokojnie można zapomnieć w ciągu tygodnia.