O zombie, co się w prosektorium żywiło

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Kiedyś nieszczególnie przepadałam za motywem zombie. Głównie dlatego, że nieszczególnie się rozwijał. Wciąż chodziło jedynie o tajemniczego wirusa, znanego lub mniej, zmutowanego albo specjalnie w celu tworzenia zombie wyprodukowanego. Zarażeni krążyli z wyciągniętymi przed siebie rękoma i mruczeli smętnie: „móóóóózg”. I tyle. Z czasem jednak twórcy zaczęli kłaść nacisk na coś więcej, niż tylko krwawą jatkę zakrawającą raczej na komiczną rozgrywkę z kina kategorii „Ź”. Pojawiły się sensowne historie, interesujące dylematy i problemy, na które nikt w pierwszym odruchu nie wpadał. Jedną z produkcji, która zdecydowanie wyróżnia się na tle tematyki zombie jest serial „IZombie” - adaptacja komiksu o tym samym tytule autorstwa Chrisa Robersona oraz Michaela Allreda, wydawanego przez DC Comics' Vertigo. Producentami wykonawczymi tego tworu są Rob Thomas i Diane Ruggiero.

Olivia Moore (Rose McIver) wiedzie niezłe życie. Pracuje w szpitalu, ma fantastycznego narzeczonego, Majora (Robert Buckley), i perspektywy na nieprzeciętnie udaną przyszłość. Jedyne, czego sobie skąpi, to udzielania się towarzysko. I to jednak planuje zmienić. Gdy dostaje zaproszenie na zabawę na jachcie, po chwili wahania decyduje się je przyjąć. Zabawa zmienia się niestety w krwawą jatkę. Olivia niewiele z niej pamięta. Ponadto budzi się na plaży, zapakowana w czarny worek z jasnym pasmem włosów i… pragnieniem zjedzenia mózgu. Odtąd jej życie diametralnie się zmienia. Bojąc się o najbliższych, decyduje się zmienić swoje życie. Zostawia ukochanego, odsuwa się od rodziny i znajomych oraz podejmuje pracę w kostnicy w biurze koronera, by mieć… łatwiejszy dostęp do pożywienia. Sęk w tym, że jedzenie mózgów ma skutki uboczne – Olivia widzi ostatnie chwile swojego posiłku. W ten sposób, podając się za medium, zaczyna współpracę z policją, a konkretnie Clivem Babinaux (Malcolm Goodwin) z wydziału zabójstw. Jednak prawdziwe konsekwencje przemiany w zombie i zagadkę tego wydarzenia ma poznać dopiero później. A nie jest to bajeczka na dobranoc…

Gatunkowo jest to mieszanka kryminału, horroru i komedii. Na pierwszy plan wysuwa się zwłaszcza kryminał. Kolejne morderstwa niekoniecznie są bowiem związane z głównym wątkiem tajemniczego wirusa zombie. To po prostu nietypowy serial z elementami znanych produkcji, jak „NCIS” czy „CSI”. Element horroru raczej nie przestraszy stałych odbiorców tego gatunku, a komedia… tutaj potrzebne jest naprawdę specyficzne poczucie humoru. Muszę przyznać, że pod tym ostatnim względem „IZombie” idealnie trafiło w moje gusta. To nie – typowe gagi znane z mnóstwa innych obrazów ¬– a przemyślane sytuacyjne dowcipy, opierające się na niezwykłości głównej bohaterki i obserwacjach codzienności. Znalazło się tutaj miejsce dla medycznych żartów, które szczerze uwielbiam, ale i zabawnych charakterów.

Serial trzyma wysoki poziom od pierwszego do ostatniego odcinka pierwszego sezonu. Napięcie rośnie, intryga się zagęszcza, a postacie przechodzą przemiany (niekoniecznie w zombie). Kolejni bohaterowie to nie marionetki, tylko indywidualności. Każdy z nich inaczej postrzega otaczający świat, inaczej odbiera informacje o niecodziennych wydarzeniach w życiu Olivii i podejmuje decyzje w oparciu o odmienną logikę myślową.

Z pewnością tę różnorodność zapewniła serialowi ciekawa obsada. Aktorzy nie są do siebie podobni w żadnym względzie – ani powierzchownie, ani w kategorii doświadczenia. Świetnie wypada odtwórczyni głównej roli, która zmienia się z odcinka na odcinek (pochłonięcie czyjegoś mózgu zmienia charakter bohaterki, upodabniając go do tego ofiary), a jednocześnie zachowuje komiksowy wymiar postaci. Doskonale sprawdzają się także Robert Buckley i Malcolm Goodwin. Nie ustępuje im również czarny charakter, David Anders, znany już z takich serii jak „Herosi” czy „Pamiętniki wampirów”.

Wizualnie obraz ma wyraźnie komiksowy szlif, co widać już w openingu, wykorzystującym grafikę tegoż rodzaju tekstu kultury. Na tym się jednak nie kończy, bo ujęcia, sposób kadrowania oraz przejścia zamiast odcinać się od pierwowzoru, trzymają go na krótkiej smyczy. To świetnie, bowiem produkcja zdecydowanie wyróżnia się na tle fali obrazów fantasy i science fiction. Efektów specjalnych nie spotka się tu zbyt wielu, ale makijażyści musieli mieć pełne ręce roboty. Podobnie osoby odpowiedzialne za naturalność krwi, odwzorowanie narządów oraz ludzkich szczątków. Fani anatomii mogą się nawet, co nieco przy tym serialu nauczyć.

„IZombie” spełnia wszystkie wymagania, jakie stawiam nie tylko serialowi rozrywkowemu, ale serialowi w ogóle – trzyma wysoki poziom, nie idzie na ustępstwa, może pochwalić się pewną dozą oryginalności w warstwie technicznej oraz fabularnej i posiada mocną obsadę aktorską. Jeżeli lubicie kryminały, nietypowe komedie, lekkie horrory, komiksy i ich ekranizacje lub po prostu zombie, to ta seria przypadnie Wam do gustu. Z niecierpliwością wypatruję drugiej odsłony tej zadziwiającej historii.

A widziałaś dwa pierwsze firmy Romero, czyli Noc żywych trupów i Świt żywych trupów? Tam jednak o coś chodziło, potem rzeczywiście zrobiła się z tego schematyczna sieczka,

Yaha! To tylko takie współczesne uogólnienie :) Jasne, że znajdą się i sensowne produkcje przed "IZombie" :) (albo sensowne do pewnego momentu)

"Serial trzyma wysoki poziom od pierwszego do ostatniego odcinka pierwszego sezonu."
A co sądzisz o drugim sezonie?

Jeszcze nie miałam czasu obejrzeć, ale dam znać jak się to zmieni ;)

Zostało Ci niewiele czasu. 4 kwietnia startuje 3 sezon ;). BTW. ja obejrzałem obie serie ciurkiem po 2-3 odcinki dziennie, jedyny serial o zombie, który mi się spodobał.

Coś mi mówi - na podstawie czasowego deficytu - że będę nadrabiała 2 już w czasie trwania 3 ;)

Dodaj komentarz