Pechowy temat, pechowa autorka

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

„Ziemiomorze” Ursuli K. Le Guin nie ma szczególnego szczęścia, jeżeli chodzi o ekranizację. Na przemian obraz nie podobał się autorce bądź widzom, nie wspominając już o tym, że zazwyczaj trafiał na ekrany poszatkowany lub szczątkami losowych fragmentów. Nie inaczej jest zresztą z „Opowieściami z Ziemiomorza”, które chociaż stanowią przykład niezłego anime – oraz doskonałego w tym zakresie debiutu – to nie spełniły oczekiwań Le Guin. Pisarka miała podobno napisać do Goro Miyazaki’ego „To nie moja książka. To twój film. To dobry film”.

To nienajlepsze czasy dla Ziemiomorza. Mieszkańców nęka susza, zwierzęta padają, a władcy magii tracą swoje moce. Na domiar złego krążą pogłoski o pojawieniu się smoków, a to zły omen. Na skutek zbiegów okoliczności – a może przeznaczenia – na wspólnej drodze stają niecodzienne postacie. Ich decyzje i działania mają przyczynić się do ocalenia Archipelagu. Arcymag Ged, zwany Krogulcem, udaje się w świat na poszukiwanie zła, by przywrócić harmonię. Przy jego ramieniu staje książę Arren o mrocznej przeszłości i brzemieniu ogromnego poczucia winy; dziewczynka o imieniu Therru oraz znajoma sprzed lat – Tenar. Czy uda im się uratować Ziemiomorze?

Trudno nie przyznać Le Guin racji odnośnie ostatniego z przywołanych jej komentarzy. Już z samego opisu wynika, że trudno byłoby nazwać ten obraz ekranizacją. To raczej luźna adaptacja, dla której scenarzyści wyrwali kilka wątków z powieści i ułożyli po swojemu. Z miejsca mogę więc przestrzec już psychofanów „Ziemiomorza”, by seans raczej sobie darowali, bo będą płakać rzewnie z powodu braku wierności oryginałowi.

Wersja anime „Ziemiomorza” została oczywiście wzbogacona typową dla japońskiego stylu życia filozofią. Nie jest to wyłącznie pełna akcji historia o magu, księciu i smokach, ale rozważania na temat przemijania, życia i umierania. Ale także nad charakterem ludzkiej natury i przeświadczeniem człowieka o własnej dominacji nad światem. Nie zabrakło również miejsca dla analizy błędów tej teorii i wytykania słabości oraz ograniczeń jednostki. Dzięki podobnym zabiegom Goro zbliżył się nieco do mistrzostwa swego ojca, który słynie przede wszystkim z umiejętności wzbogacania swoich historii o problemy ważkie i skomplikowane, a jednocześnie codzienne i uniwersalne.

Niestety „Opowieści z Ziemiomorza” nie znalazły się na liście moich ulubionych obrazów anime. Akcja chwilami wlokła się zanadto, a obraz wypełniał typowymi zapychaczami bez znaczenia. Wiele wątków można by spokojnie pominąć, by zrobić miejsce na rozbudowanie innych warstw – czy to naddanych przez autora, czy zaczerpniętych z literackiego oryginału. Przez większość czasu znajdowałam się gdzieś obok zdarzeń, fabuły i emocji – doceniając dobry film debiutanta, ale ostatecznie nie mogąc zanurzyć się w nim całkowicie.

Niezależnie od wad konstrukcji samej osi akcji, trzeba przyznać, że młody Miyzaki doskonale wykorzystał technologię oferowaną przez studio Ghibli. Kreska rysunków należy do jednej z moich ulubionych rodzajów wizualizacji postaci i świata, a dźwięki skomponowanej do „Opowieści z Ziemiomorza” muzyki powodują chwilami ucisk w piersi, co jest oczywistą oznaką wzruszenia. Wspomniane wcześniej zapychacze, na które składają się w dużej mierze różnorodne landszafty (to zadziwiające, że Japończycy nawet ze sztampy potrafią zrobić coś pięknego), także zachęcają do gromkich oklasków.

W ostatecznym rozrachunku „Opowieści z Ziemiomorza” wypadają dobrze. Całość ogląda się z zainteresowaniem i świadomością, że twórca właściwie wykonał swoją pracę. Brakuje jednak obrazowi tego magicznego czegoś, co sprawia, że zapomina się na chwilę o realnym świecie. Być może to kwestia braku doświadczenia, być może zbyt wygórowanych oczekiwań, a być może… tak dalekiego odejścia od literackiego pierwowzoru.

Zwiastun: