Łagodny Dyktator

Data:
Ocena recenzenta: 7/10
Artykuł zawiera spoilery!

Reżyseria: Larry Charles.
Gatunek: komedia.
Czas trwania: 83 minuty.
Występują: Sacha Baron Cohen, Ben Kingsley, Anna Faris.

Sacha Baron Cohen powraca z nowym filmem i trzeba przyznać, że jest w formie! Nie oszukujmy się – jeśli pokochaliście Borata spodoba Wam się także Dyktator, ale jeśli przygody kazachskiego reportera budzą w Was zgorszenie i obrzydzenie, to lepiej trzymajcie się od tej produkcji z daleka.

Aladeen to ostatni prawdziwy dyktator na naszej planecie rządzący niepodzielnie Republiką Wadiya. Kraj ma wielkie pokłady ropy i jeszcze większe zapędy do badań nuklearnych, prowadzonych oczywiście do celów pokojowych. Wódz ma jednocześnie w głębokim poważaniu prawa człowieka i demokrację, ale przecież lud i tak go kocha. Niestety miłości tej nie podzielają przywódcy światowych mocarstw, którzy wzywają Aladeena do Nowego Jorku, by wytłumaczył się ze swoich czynów przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ. Wódz przyjmuje wyzwanie i wyrusza ze świtą do USA, gdzie zostaje zawiązany spisek mający na celu umożliwienie światowym potęgom wejście na wadijskie pola naftowe i wprowadzenie demokratycznych reform w Wadii. Aladeen będzie musiał odzyskać utraconą władzę przy pomocy fizyka, który powinien być martwy i ekologicznej feministki, której obca jest depilacja. W tym wszystkim jeszcze koza, Megan Fox, Edward Norton i Osama ben Laden.

Idąc do kina na Dyktatora obawiałem się powtórki z Bruna, który epatował obrzydliwością i obsceną, korzystając przy tym nieudolnie z konwencji Borata. Na szczęście Cohen odszedł od wkręcania ludzi na rzecz klasycznej fabuły. Oczywiście nie trudno zgadnąć, że kluczowy z punktu widzenia sukcesu tego filmu pozostaje humor. A ten jest na pewno o wiele bardziej stonowany, niż w przypadku Borata i Bruna, co nie znaczy, że można go nazwać grzecznym. Sacha odszedł jednak od sporych dawek obrzydliwości, która po prostu nie była śmieszna (a powszechna w Brunie). Po prostu pewne granice nie są tym razem przekraczane i zdecydowanie wychodzi to całości na dobre.

Nadal mamy jednak całą górę szowinizmu, rasizmu, stereotypów i chamskich tekstów, które służą odzieraniu z hipokryzji i fałszu. Mimo, że na pierwszy rzut oka bohater szydzi ze wszystkiego, ze szczególnym uwzględnieniem Żydów, czarnoskórych i przedstawicieli wszelkiej maści mniejszości, to nie da się ukryć, że najbardziej znowu obrywa się Amerykanom. Cohen nabija się bezlitośnie z do bólu poprawnie politycznych ekologów, feministek i szeroko rozumianej grupy ludzi społecznie zaangażowanych. Później dostaje się jeszcze po całości systemowi politycznemu USA, który właściwie niczym nie różni się od dyktatury w rodzimym kraju naszego wodza. Mamy też liczne odniesienia do ogólnej sytuacji geopolitycznej naszej planety, arabskiej wiosny, nuklearnych badań Iranu, czy ekspansji koncernów paliwowych w Libii. Smaczków pomniejszych również jest całkiem sporo (Megan Fox, Edward Norton w nietypowych rolach). Film jest jednak nierówny. Są momenty, w których miałem wrażenie, że żarty są wstawiane na siłę i wcale nie bawiły, szczególnie te na początku filmu. Po części jest to skutek umieszczenia wielu scen z pierwszych minut Dyktatora w zwiastunach. Na szczęście z biegiem czasu Aladeen się rozkręca i jest już tylko lepiej.

Wielkim plusem filmu jest ścieżka dźwiękowa. Arabskie rytmy z mocno podkręconymi basami, czy cover R.E.M zostały dobrane znakomicie i w olbrzymiej mierze budują klimat na sali kinowej. Trudno spodziewać się wybitnych kreacji aktorskich po Dyktatorze, zwłaszcza, że przecież wszystkie postaci są karykaturalnie przerysowane. Nie ma się jednak do czego przyczepić, może jedynie Anna Faris jakoś nie pasowała mi do roli Zoey, ale to w pełni subiektywne odczucie. Trzeba jednak przyznać, że jeśli spodziewaliście się filmu, który wywoła podobną dyskusję i szum jak Borat w swoim czasie to się zawiedziecie. Dyktator to nic nowego, ot wyjątkowo cięta, zabawna komedia, ale nic w niej odkrywczego. To po prostu Sacha Baron Cohen po raz kolejny szokuje, by ośmieszyć Amerykę.

Na Dyktatorze bawić dobrze będą się z pewnością osoby lubiące ciężkie poczucie humoru, fani Borata powinni być wręcz zachwyceni. Ale osoby dbające o poprawność polityczną na każdym kroku niech lepiej odpuszczą sobie ten film….no chyba, że potrafią śmiać się sami z siebie . Aladeen motherfuckers!

Tą i wiele innych recenzji znajdziesz na blogu Bez Popcornu.
www.bezpopcornu.wordpress.com

Zwiastun:

Wypraszam sobie końcowy wniosek. "Borata" bardzo lubię, a "Dyktator" jest dla mnie żenujący. Nie ma to nic wspólnego z dystansem do siebie. Wszystkie te żarty wyśmiewające ekologów, feministki itp. są przede wszystkim toporne, nieświeże i wymuszone.

Może, źle ująłem zakończenie, przyznaję. Swoją drogą ciekawe, jak różny jest odbiór tego filmu, gdy część postrzega go (jak ja) jako łagodniejszy niż Borat, podczas gdy inni widzą w nim o wiele większe przekraczanie granic. Osobiście, oglądając Borata byłem momentami zniesmaczony (do dzisiaj nie trawię scen, gdy nagi Azamat i Borat latają po hotelu). Może w przypadku Dyktatora wiedziałem już czego mogę oczekiwać od Cohena i po prostu nie odbierałem filmu jako obleśnego, znając styl komika. Pozdrawiam!

Wspomnianej sceny w Boracie też nie trawię. Najważniejszą rzeczą, która odróżnia Borata od Dyktatora jest to, że ten pierwszy był paradokumentem, sytuacje nie były inscenizowane. Cohen udowadniał dzięki temu jakimi idiotami są zwykli Amerykanie. Dyktator jest natomiast filmem fabularnym z wcześniej wymyślonymi dialogami i żartami. Dzięki temu Cohen tym razem udowadnia jakim idiotą jest on sam.

IMHO sposób filmowania ma kluczowe znaczenie. Borat to mockument, a Dyktator to od poczatku do końca fabuła, zrealizowana w znacznie bardziej profesjonalny sposób. Nawet grzebanie w tyłku, gdy ładnie sfilmowane, staje się mniej obleśne niż nagrane na zdartym VHS :)

Dla mnie to też jest kluczowe, ale w innym sensie. Mockumentowi jestem w stanie więcej wybaczyć, bo jest pewną prowokacją, żarty (nawet jeśli są przegięte) przynajmniej czemuś służą. Natomiast "Dyktator" jest dziełem czysto rozrywkowym, walory socjologiczne znikają, no a jako czysta rozrywka to się już dla mnie nie broni.

Dodaj komentarz