Frances Ha

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

„Frances Ha” to czarno-białe kadry, które często są kluczem do filmowej nostalgii, ujmującej prostoty i pozornie stworzonego bez wysiłku naturalizmu. Film podzielony na rozdziały, ze świetną muzyką – inspirowany jest nowofalowymi twórcami przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Istotną rolę odgrywają dialogi, które prowadzą widza przez kolejne sceny przedstawianej historii: przyjaźni dwóch kobiet oraz ich odmiennych ścieżek życiowego dorastania. Jest to swoisty portret młodości – kreatywnej, szalonej, ale też zdezorientowanej, próbującej znaleźć swoją drogę w wielkim mieście. To obraz młodej kobiety złapanej pomiędzy niezręczność swojego wieku i coraz większy cień odpowiedzialności, jaką niesie za sobą dorosłość. Jest to także portret przyjaźni. Tej młodzieńczej z pozoru wiecznej, w której jedna ze stron zdecyduje się poluzować więzły, aby pójść naprzód. Frances Ha to bezpretensjonalny, momentami dowcipny obraz, który dzięki grze Grety Gerwig nabiera świeżości i autentyczności.

Frances i Sophie poznajemy w momencie, kiedy ich przyjaźń jest bardzo intensywna – nic nie zakłóca wypracowanej od lat harmonii. Podpatrujemy ich codzienne życie, które tworzą przyzwyczajenia, niekończące się rozmowy, wspólne plany na przyszłość. Przychodzi jednak taki czas, w którym ich drogi się rozchodzą. Sophie przeprowadza się do wymarzonego mieszkania, zakochuje się. Natomiast Frances cały swój świat opiera na niespełnionych od lat marzeniach, by zatańczyć w głównym zespole baletowym, rozpamiętywaniu przeszłości związanej z najdroższą przyjaciółką oraz pragnieniu wolności.

 f351a5081826ff71bb1a4ba57e86e220

W filmie możemy odczuć dziwną nostalgię, tęsknotę za starym kinem, która przekłada się na czarno-białe kadry oraz pojedynczych bohaterów inspirowanych filmami chociażby Jean-Luca Godarda. Nie zabrakło także nowofalowego akcentu, czyli Paryża, który spontanicznie odwiedza główna bohaterka. Obraz podzielony został na części, w których przedstawione zostają kolejne miejsca zamieszkania, bądź jej chwilowego pobytu.

Jesteśmy świadkami podróży Frances, która zmusi ją do zrozumienia, iż czasem dążenie do wyznaczanego celu nie musi odbywać się za wszelką cenę. Kompromis nie oznacza porażki, a jedynie nową (niekoniecznie gorszą) drogę. W jej przypadku, moim zdaniem, to przyjaźń początkowo trzyma ją w zawieszeniu; później pomaga jej dorosnąć i odnaleźć własną tożsamość. Z jednej strony, mimo różnicy charakterów i życiowego podejścia, łączy ją z Spohie silna, nierozerwalna więź, która przejdzie liczne wzloty i upadki – jednak nić porozumienia pomiędzy nimi pozostanie na zawsze. Frances idzie nawet o krok dalej, idealizując tę przyjaźń, nadając jej niewyobrażalnego znaczenia, które stawia pewną barierę w bliskich kontaktach z innymi ludźmi – otoczeniu jawi się jako „Frances nierandkowalna”. Z drugiej strony relacja ta stanie się także tym, co pchnie ją naprzód. Kiedy po nocy spędzonej wspólnie ze swoją przyjaciółką (jak za dawnych lat) Sophie wróci do swojego życia i ukochanego, Frances zrozumie, że już nigdy nie będzie, jak kiedyś. Więź pozostanie, ale cała reszta niezaprzeczalnie ulega zmianie – ona też musi odnaleźć siebie w tej nowej rzeczywistości oraz sprecyzować własną drogę, którą będzie podążać.

Ostatecznie Frances pozostaje sobą; bezustannie poszukuje i poznaje świat, nie tracąc optymizmu, który od zawsze był częścią jej osobowości. W jednej ze scen mówi: „Ta chwila, kiedy jesteś z kimś, kochasz go, on to wie, on Cię również kocha i ty to wiesz. Jesteście na imprezie, rozmawiacie z innymi. Ty błyszczysz, spoglądasz przez pokój i spotykacie się wzrokiem, nie dlatego, że jesteś zaborcza ani to nie jest znak seksualny, ale dlatego, że to ta właściwa osoba w Twoim życiu. To zabawne i smutne, bo to życie się skończy, ale tam istnieje tajemny świat, publicznie, jednak nikt o tym nie wie”. W ostatnich ujęciach filmu widzimy, kto jest tą wyjątkową osobą w życiu naszej bohaterki – wystarczą im tylko spojrzenia. A sama Frances symbolicznie akcentuje swoją przemianę i nową drogę, którą będzie podążać, skrzynką na listy w jej własnym mieszkaniu – jej imię napisane na kartce papieru nie pasuje jednak do niej wielkością. Może oznaczać to jej symboliczną niekompletność – mimo zmian daleka jest od ułożenia życia względem scenariusza dorosłości, zamknięcia kłódki do niedoskonałości, którą niesie młodość.

 f6a51297965dc72691c430e7a724d00d

Narracja „Frances Ha” zmierza w spokojnym tempie – to następstwo obserwowanych przez nas scen. Widzimy umiejętnie połączenie chwil zabawnych z bardziej melancholijnymi i nostalgicznymi. Frances jest w drodze. Poszukuje siebie, a może szuka odejścia od rzeczywistości? Sądzę, że każdy dwudziestoparolatek odpowie sobie na to pytanie sam. Dla mnie jednak to przede wszystkim film o przyjaźni – wśród kilku wspaniałych i bliskich mi osób miałam to szczęście poznać także swoją Sophie.

Ważnym elementem dodającym filmowi życia i pewnego rodzaju nowofalowego klimatu jest muzyka. W dużej mierze to zasługa kompozycji francuskiego twórcy muzyki filmowej Georgesa Delerue, którego melodie rozbrzmiewają praktycznie przez cały czas trwania obrazu. Reżyser wykorzystuje między innymi utwory z filmu „Pogarda” z 1963 roku. W jednej ze scen, kiedy Frances uporczywie szuka bankomatu, usłyszymy również piosenkę „École Buissonnière” z nowofalowego filmu „400 batów”. Moją ulubioną jest „Modern Love

Davida Bowiego, którą słyszmy w scenie, kiedy główna bohaterka, biegnąc ulicami Nowego Jorku, tańczy. Moment ten, a także energiczna, pełna życia melodia z lat osiemdziesiątych oraz słowa „Stoję na wietrze | Ale nigdy nie pomacham na pożegnanie | Ale próbuję | Próbuję” idealnie odzwierciedlają samą Frances – wolną, niepokorną duszę, zmierzającą ku zmianom.

Zwiastun: