Fantastyczny? To za mało.

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

Pan Lis jest lisem z krwi i kości. Kiedy żona poinformowała go o swojej ciąży, obiecał jej, że zrezygnuje z obecnej pracy (zaiste lisiej, bo trudził się łapaniem kur i innego ptactwa). Znajduje sobie ciepłą posadkę w gazecie - pisze do niej teksty, których nikt nie czyta. Życie państwa Lisów toczy się powoli, ale sielankowo – z synkiem Ashem i jego kuzynem Kristoffersonem u boku. Jednak lis z krwi i kości nie może zapomnieć o swojej drapieżności. Dlatego też pomimo ostrzeżeń swojego prawnika, kupuje on dom zrobiony w drzewie, z którego ma widok na trzy farmy, mające trzech przerażających właścicieli. Kiedy razem ze swoim przyjacielem Kyle’em (niedorozwiniętym oposem) wyrusza w misję mającą na celu kradzież części majątku trójki farmerów, całą sielankę trafia szlag. Bo oto nienawistni ludzie za wszelką cenę będą chcieli zniszczyć przeszkodę, jaką jest Pan Lis właśnie.

Z tym, że na film nie powinno zabierać się małych dzieci, zgodzi się każdy, kto "Fantastycznego Pana Lisa" już widział. Stworzona na motywach powieści Roalda Dahla pod tym samym tytułem produkcja zawiera sceny przemocy i ostre potyczki na słowa. Dobrze, nie przesadzajmy! Ale sam fakt, że Lis traci ogon, może być dla dziecka przerażający. Zwłaszcza, że mamy do czynienia z postacią, której głosu (i charakteru zarazem) użyczył łatwo rozpoznawalny aktor (nawet po głosie) George Clooney. W oryginalnym dubbingu towarzyszą mu również jak zawsze w świetnej formie Meryl Streep, Bill Murray i Willem Dafoe. To tylko część tej aktorskiej śmietanki, a jednak już robi wrażenie. Takie samo wrażenie zrobiły na mnie również ich umiejętności w podkładaniu głosu.

Sam pomysł na to, aby film został stworzony w technice animacji poklatkowej, okazał się trafiony. Mało kto robi już takie produkcje w dobie trójwymiarowych postaci (wyjątkiem jest ostatnio wydana disnejowska "Księżniczka i żaba"). Ta forma jest specyficznym odniesieniem do wczesnego okresu kinematografii, kiedy to chodzące maskotki (czy częściej ludziki z plasteliny) były na porządku dziennym. Niby powrót do przeszłości, a jednak w dzisiejszych czasach to na pewno lekki powiew świeżości.

Nie sposób nie wspomnieć o pobudzającej muzyce skomponowanej przez dość rozpoznawalnego muzyka – Alexandre Desplata. Genialne dźwięki doskonale wpasowujące się do klimatu całości można swobodnie określić strzałem w dziesiątkę.

Ta najnowsza produkcja Wesa Andersona powinna zgarnąć salwy braw i przywołać do siebie masę widzów, nie tylko tych młodych. Wyrafinowany humor, świetne dialogi oraz perfekcyjnie wykonane kukiełkowe postaci czy lokacje stanowiące tło mógłby zapewne być pewnym zdobywcą nagrody Akademii, gdyby na drodze do zwycięstwa nie stanęła tak mocna animacja, jaką okazał się "Odlot". Film bawi, daje okazję do wspaniałej rozrywki, zapiera dech w piersiach, a w pewnych momentach nawet wzrusza (wyśmienitym tego przykładem jest chociażby scena z wilkiem). Dla mnie jest to jedna z najlepszych pełnometrażowych pozycji animowanych (obok "Koraliny" oraz "Wall-E'ego"), jakie kiedykolwiek widziałem.

Zwiastun:

Strasznie chciałam obejrzeć ten film w oryginalnej wersji językowej, a tu się okazało, że w Polsce był on dubbingowany. Więc zbojkotowałam i liczę na to, że na DVD będzie można sobie posłuchać Clooneya :)

P.S. Jestem prawie pewna, że poklatkowa była też "Koralina", a na pewno plastelinowy krótki metraż o królikach "Esterhazy". Ale faktycznie mało się ostatnio korzysta z tej techniki.

Clooneya i Streep, oczywiście :P
Jednak "Koralina" była produkowana komputerowo, a tutaj mamy piękne maskotki :)

Z fajnych poklatkowych animacji wymieniłbym jeszcze $9,99 - ten został jednak przez dystrybutorów zignorowany kompletnie. Pojawił się chyba tylko w kablówce.

Niech będzie, że i Streep :P

"Koralina" to lalkowy film, w który włożono masę roboty i mam na to dowody w postaci zdjęć :)
http://photos.latimes.com/backlot/gallery/coraline/2008/9/15/Coraline_tunnel_web
Na pewno użyto sporo komputera przy obróbce obrazu, ale film miał porządną, prawdziwą scenografię, kostiumy i lalki, co prawda pewnie mniej milusińskie niż w "Panu Lisie".

A, zapomniałam o świetnej poklatkowej animacji Mary and Max. Bardzo polecam jeśli lubisz "dorosłe" filmy animowane. :)

Ech Esme, chyba braci Quay również wypadałoby Ci wspomnieć. Ale jest jeszcze mniej "milusińsko" :P

P.S. A z bardziej "dla ludzi" to wypadałoby przypomnieć animacje Nicka Parka.

@doktor_pueblo
Bracia Quay oczywiście - ich lalkowe krótkie metraże to rewelacja, chociaż dla dzieci już się zupełnie nie nadają.

Wallace i Gromit! Aż mi głupio, że TEGO nie wymieniłam ;P

Wydaje mi się, że wczesne odcinki South Parku były też robione poklatkowo, proszę mnie poprawić jeśli się mylę.

Hmm.. South Park poklatkowo, czyli przez papierowe wycinanki? Chyba nie... To co prawda rzeczywiście sugerowała czołówka, ale o ile mi wiadomo, to całość była od początku rysowana komputerowo. Ale też dodam - proszę mnie poprawić, jeśli się mylę.

Wikipedia:

In the 1990s Trey Parker and Matt Stone made two original shorts and the pilot of South Park almost entirely out of construction paper.

Prawda jak zwykle pośrodku.

O kurczę, faktycznie. Na ekranie wcale nie wyglądało jakby to była lalkowa produkcja :)

Prawda? Też byłabym przekonana, że to komputerowa animacja, gdybym nie poszperala w necie przy okazji pisania notki o filmach na podstawie książek Gaimana :)

A ja właśnie obejrzałem ten film w kinie w wersji bez dubbingu, z napisami. Świetny jest:)

Wow, "Gnijąca panna młoda" też była poklatkowa! :)

Mam pytanie: uważacie, że to najlepszy film ostatniej dekady? Pytam w kontekście tego: http://www.esensja.pl/film/publicystyka/tekst.html?id=10503 co odkryłam dzisiaj

Ten ranking jest chyba trochę na wesoło, bo same bajki na czele.

nie no właśnie oni traktują to bardzo serio, jak można przeczytać

Dodaj komentarz